piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 5 cz.5

Najdłuższy. Chyba i ostatni związany z koloniami na Florydzie. Mam mnóstwo pomysłów na napisanie kolejnych rozdziałów. Jednak jedna osoba mi przeszkadza. Dobra przechodzę do rozdziału:



Tydzień jak tydzień minął powoli. Ja i Marry trzymałyśmy sztamę z chłopakami oraz ze starszym towarzystwem. Co drugi dzień robili popijawę, kiedy przychodziły do  nas wychowawczynie to albo chowaliśmy napoje i udawaliśmy, że gramy w karty, albo z nami piły. Dzień w dzień chodziliśmy na plażę, a ja przyglądałam się pewnym trzem młodzieńcom. Stwierdziłam, że nie będę taka jak inne dziewczyny i pójdę do nich. Aktualnie grali w siatkę w wodzie mniej więcej po biodra na co facetki darły się abyśmy dalej nie chodzili. Miałam wyjebane na to co mówią, a zwłaszcza kierowniczka.
Któregoś dnia po kolacji większość kolonii zorganizowała dyskotekę, których nienawidzę. Świeżutko po kolacji Jennifer wpadła do pokoju i wywróciła go do góry nogami za co dostała ode mnie kilka gróźb. Przecisnęłam się przez stertę jej ciuchów  do swojego łóżka. Siadłam na nim patrząc na zegarek, który wisiał naprzeciwko mnie. Oglądanie kręcących się wskazówek były o wiele ciekawsze niż gadanie z Marry, czy tym bardziej Jenny.
Kiedy wybiła dwudziesta blondynka wyleciała jak rakieta z domku nic nie mówiąc, bo w sumie po co coś mówić skoro można wypierdolić z pokoju w ciągu sekundy. Ja zbuntowana nastolatka nie chciałam iść na to coś zwane dyskoteką, czy jakoś tak. Pani kierownik przyszła po mnie po piętnastu minutach.
- Rebecco, dlaczego nie idziesz na dyskotekę? – Zapytała miłym głosem. Jak na razie miłym.
- Bo proszę pani brzuch mnie boli. – Zaczęłam zmyśla tylko po to aby nie iść.
- To chociaż chodź i tam posiedź. – Zachęciła mnie.
- No dobrze. – Rzekłam niezbyt przyjemnym głosem.
I tak poszłam do świetlicy gdzie była ‘impreza’, siadłam na krześle i pusto wgapywałam się przed siebie.
Wyszłam z tego budynku i poszłam pod werandę gdzie rozmawiali starsi koledzy. Usiadłam na ławce obok bodajże Mike. Takiego bruneta o dłuższych, ciemnych włosach i przesłodkich brązowych oczach. Akurat rozmawiali o… O koncercie? Że co? Dołączyłam się do nich.
W trakcie konwersacji pod daszek wpadła mała Julia, która lubiła nasze towarzystwo. Nawet słuchała z nami muzyki jak załatwili nam gramofon. W końcu z nudów zapytałam o to czy  zrobilibyśmy pogo.
- Pojebało cię?! Do takiej muzyki? – Dostałam pytania od kolegi.
- Nie, nie pojebało. A co nie można? W szkole zawsze robimy. – Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Pojebana jesteś. – stwierdziła moja przyjaciółka śmiejąc się.
- Wiem.
- To idziemy. – Krzyknął ktoś ze środka werandy.
Poszliśmy, właściwie to pobiegliśmy do świetlicy gdzie była ‘dyskoteka’. I się zaczęło tak że wbiliśmy do budynku grupką na całą ludność tańczącą do muzyki. Na początku nie wiedzieli co się dzieje, kiedy zorientowali się co się dzieje to stali obok i patrzyli na to całe zajście. Na sam koniec znalazłam Marry i śmiałyśmy się jak głupie.
- I co mówiłam, ze fajny pomysł?
- No, ale było zajebiście. – Usłyszałam odpowiedź z sobą.

Udałam się przodem pod werandę, rozmawiałam z małymi dziewczynkami, które w trakcie naszego występy poszły pod nią. Chwileczkę później usłyszałam kroki Jenny, jak podchodzi do mnie i od tyłu grze się ‘co to miało być?’. Zignorowałam to.
- Cindy idziesz ze mną do świetlicy potańczyć? – zapytała przerywając mi rozmowę z mniejszą koleżanką.
- Nie. - odpowiedziała piskliwym głosikiem.
- No chodź. – namawiała ją w dalszym ciągu.
- Jeju ja nie chce iść to jej nie zmuszaj. – rzekłam w jej stronę. Na co zdenerwowała się.
- Nie odzywaj się. Nie ciebie pytam.
- No to co. Ale nie widzisz tego, że nie chce iść?
- Zamknij się! – krzyknęła na mnie.
- To ty ją zostaw w spokoju, zabierz inne swoje koleżanki i z nimi tańcz, a nie wyciągasz ma siłę małą. Masz jakiś problem ze sobą?
-Nie, chyba ty je masz!
- Zostaw ją! – warknęłam kiedy szarpała małą Cindy.
- Nie mów mi co mam robić!
- Możecie się nie kłócić? – zadała pytanie roztrzęsionym głosem mała blondynka.
- Tak, mała. Ja przestanę tylko, żeby ta idiotka skończyła ciebie ciągnąć na tą dyskotekę.
- Idiotka? – spytała podchodząc do mnie.
- Tak. Bo tak zachowujesz się, wiesz?
Nic się nie odezwała jednak na jej twarzy wyrysowało się coś w stylu połączenia zdenerwowania, idiotyzmu i furii. Nie mogłam tego opisać. Spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem, po czym odeszła z blondynką, która wyrywała jej się z prośbą abym jej pomogła. Nie mogłam siedzieć i patrzeć na o co wyprawia, podeszłam do niej i wyrwałam z rąk Jenifer małą dziewczynkę. Odwróciła się i wypchała z werandy i wrzuciła do błota. Potrzepała rękoma i poszła udając jaka to ona jest dumna ze swojego uczynku.
Chwilę później wszyscy znaleźli się obok mnie. Cindy pomogła mi wstać, byłam cała w błocie. Dosłownie w tej samej chwili jak się podniosłam podbiegł do mnie Duff, chwycił za nadgarstki i zapytał czy nic mi nie jest. Odpowiedziałam, ze nie oraz żeby mnie puścił.
- Martwiłem się o ciebie. – zaczął. – Na pewno nic ci nie jest?
- Dlaczego martwiłeś się o mnie?
- Bo ona ciebie wywaliła do tej kałuży. – wskazał na błoto. Właściwie to nie wiem skąd się ono wzięło, w końcu nie padało dzisiaj. Ale była i ja w niej też.
- Oj nie raz przeżyłam gorsze upadki, czy wpadki. – kiwnęłam ramionami uśmiechając się krzywo. Puścił moje przeguby i momentalnie mnie przytulił. Przytulił? Zdziwiłam się jego zachowaniem, nagle stał się jakiś bardzo miły.
- Co to miało być. – spytałam kiedy przestał mnie obejmować.
- Uścisk przyjaźni.
- Okej. – powiedziałam w zwolnionym tępię oddalając się trochę od niego. Zauważyłam z dala zbliżającą się blondynkę.
- Co ty robisz? – zapytała Duff’a przy czym patrząc na mnie wzrokiem zabójcy. Co za wstrętna suka. Myśli, że on tego nie widzi. Chyba ślepy nie jest. Spojrzałam na nich ostatni raz na co szatyn się roześmiał. Jak tak można? – Dlaczego się śmiejesz? Miałeś odpowiedzieć mi na poprzednie pytanie.
- Co robię to nie twoja sprawa, nie jesteś moją matką żebyś mogła sprawdzać co robie i z kim robię. – prychnął.
Tak zaczęli się kłócić. Na co ja przybrałam ciekawą minę, bo to było coś tak jakby zaciekawienie połączone z niedowierzaniem. Marry podeszła do  mnie i zabrała do pokoju, abym mogła się przebrać.

Było ciemno przed domkiem i za specjalnie nic nie widziałyśmy. Przyjaciółka na ślepaka otworzyła drzwi. Specjalizowała się tym, że kiedy nieźle się napiłyśmy to bez żadnych problemów otwierała drzwi co wiadomo nikomu dobrze nie idzie takiej sytuacji. Wbiegając do środka nawet bez zapalania światła wyjęłam czyste ubranie, pobiegłam do łazienki ale już włączyłam je. Usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki.
- Ej no. – oburzyłam się.
- Śmiać się nie można? – zapytała wyglądając przez okienko drzwi od łazienki.
- Można, można. Ale nie w takiej sytuacji. Mar nie przesadzajmy. – zaczęłam się śmiać.

Kiedy miałam już wychodzić usłyszałam trzask drzwi i głosy kłócącej się pary. Walenie pięścią w drzwi i krzyki z przed domku. Zdezorientowana wyszłam z łazienki i spoglądając na wydzierającą się Jenny wpadłam do pokoju gdzie siedziała brunetka z obojętną miną. Usiadłam obok niej i wpatrywałam się w nią z zaciekawieniem.

Drzwi gwałtownie otworzyły się, do środka wpadł zdenerwowany Duff, a Jennifer  schowała się za nami. Także nie zrobił sobie problemu i wszedł. Nie chciałam mu przeszkadzać w takiej sytuacji. Wiedziałam co chodzi mu po głowie. Czyżby posłuchał się mojej rady? Podszedł do niej, wyciągnął za rękę i wyprowadził przed domek. Usłyszałyśmy tylko, że ich związek nie ma sensu, że to koniec i nawet nie na szans na to co było wcześniej. Blondynka wpadła z płaczem, po czym rzuciła się na łóżko oraz przykryła poduszką. Westchnęłam cicho. Wyszłam z pokoju siadłam w przedpokoju przy ścianie. Marry podeszła do mnie, wypytywała się co się stało. Wytłumaczyłam jej, że któregoś razu poprosił mnie o radę i mu powiedziałam, że jeżeli będzie się tak zachowywała to, żeby z nią zerwał, bo to nie ma sensu. I że mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Powiedziała żebym się nie przejmowała. Do końca koloni chodziłam trochę przygnębiona z tego powodu, ale nie dawałam poznać po sobie. Duff często pytał mnie dlaczego mam takie zachowanie w stosunku do niego, bo nie gadałam z nim po ich rozstaniu. Chyba, ze on zaczął rozmowę. Z Jamesem calutki czas chodziliśmy i śmialiśmy się z nauczycielek jak nie radzą sobie z młodszymi dziećmi, bo z nami nie było problemów. Jakoś to zakochanie przeszło na drugi plan. Przed wyjazdem powymienialiśmy się numerami telefonów oraz adresami gdzie mieszkamy. Całą drogę powrotną beczałam jak jakaś beksa. A zwłaszcza rozmawiając z Jamesem, nie rozmawiając tylko… No nawet tego się w słowa nie da ubrać. Tragedia. Pierwszy przestanek to Nowy Jork, drugi Indianapolis. Dlaczego akurat teraz nie mogą zrobić od końca? Jakoś przeżyję.
- Reb, a ty wiesz że ja z tobą wysiadam?- powiedziała Marry.
- Taaak? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak, idiotko zostaję u ciebie na weekend. Ostatnim razem jak rozmawiałam z matką stwierdziła że przyjedzie po mnie w poniedziałek.
- Kocham cię po prostu. – rzuciłam się jej w ramiona.
Pożegnałam się ze znajomymi i z przyjaciółką wysiadłyśmy z busa, zabrałyśmy walizki. Podeszła do nas moja matka, przytuliła nas, a ja beksa rozpłakałam się. Całą drogę do tej wioski zwaną Lafayette ryczałam. 

Poprawiać mnie jak by były jakieś błędy.

5 komentarzy:

  1. ta wstawka o chlaniu w pokoju i chowaniu wszystkiego kiedy tylko ktoś wejdzie, wiadomo, przypomina mi moje wycieczki klasowe. :D
    ta Jennifer mnie wkurwiła. bo w końcu co jej tak na tej małej zależało? -.- wydaje mi się, że szarpała ją tylko po to, żeby zrobić nazłość Reb. jeszcze później wepchnęła ją do kałuży, bo powiedziała jej prawdę. no i jeszcze jej riposta (którą swoją drogą kocham najbardziej na świecie. :D): "[...] chyba Ty!"
    końcówka taka słodka, z tym, że Marry mówi Reb, że zostaje u niej na weekend, a potem wyznała jej miłość.. :D uroczo. zapraszam do mnie na nowy: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się właśnie też przypomina wycieczki ale i też z różne obozy. Właśnie lecę czytać. :D

      Usuń
  2. wreszcie! wreszcie Duff ją zostawił, przejrzał na oczy! I do czego musiało dojść, żeby wreszcie zrozumiał, że ta cała Jennifer nie jest normalna?
    No to zapowiada się ciekawy weekend u Reb, czyż nie? :P
    A co do James'a, to czy mi się wydaje, czy nasza bohaterka coś do niego czuje? Coś mi się zdaje, że ta kwestia nie będzie taka prosta, biorąc pod uwagę Duff'a ( nie wiem czy mam rację, ale wydaje mi się, że Reb mu się podoba).
    Rozdział oczywiście genialny! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://living-in-a-fucking-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo, no. Muszę ci powiedzieć, że się tego nie spodziewałam. O.o w sensie, wiedziałam, że Jennifer to suka, ale żeby aż taka... I właśnie dlatego Duff dobrze zrobił, że posłuchał Reb. Aa ona swoją drogą ... ma zajebistą przyjaciółkę. ^^ Marry zostaje dla niej ... z nią w Lafayette.
    I nie mogę doczekać się co tam się stanie, dlatego dawaj szybko nowy rozdział. : )

    ps. Sorry, że tak późno komentuję. Jakoś tak się złożyło... < wiem, wytłumaczenie z dupy -,- >

    OdpowiedzUsuń