piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 13

Humor to mam zajebisty. Moja koleżanka nazwała mnie Larsem :D.
BĘDZIE SCENA Z JAMESEM! I jest po części zgodnie z prawdą.
Opisów za dużo nie będzie i dokładniejszy opis domu będzie w następnym rozdziale. Takie tam lenistwo.

Tak jak wspomniałam złapała nas burza, w połowie miasta korki, w których stałyśmy ponad godzinę aby dostać się na Sunset Blvd. Jeżeli tak ma być cały czas to ja dziękuje. Trochę mi żal, że wyjechałam i zostawiłam przyjaciół, ale tutaj czeka mnie nowe, może nawet lepsze życie. Nawet długo szukać nie musiałyśmy ulicy, wjechałyśmy na nią i nasz dom miał być drugi po zakręcie. I tak jak powiedzieli tak był, stanęłyśmy przy metalowej bramie koloru białego. I to tylko brama była metalowa, reszta ogrodzenia była z krzaków. Co mnie w jakiś sposób ucieszyło. Wyszłam z samochodu i spojrzałam na dom. Był wieelki, ogromny, jak willa. Cały biały, dwupiętrowy, z tyłu było widać basen. Jakiś raj normalnie. Na parterze były dwa garaże, schody prowadzące na piętro i do drzwi wejściowych na piętrze. Z tyłu było widać kawałek basenu oraz wielki ogródek z widokiem na okoliczne ulice. W połowie działki stało dwóch facetów głośno rozmawiających o nie wiadomo czym. Kiedy zauważyli mnie ucichli i podeszli do bramy.
- Panna Green? - zapytał jeden z nich. Ciemnoskóry, wysoki mężczyzna o krótkich kręconych włosach, ten drugi stał za nim, był nie wiele niższy, ale za to łysy.
- Tak - odpowiedziałam grzecznie patrząc z nieufnością bo się ma mnie gapili jakby człowieka nie widzieli.
- A twoja mama gdzie?
- Yyy... W samochodzie - powiedziałam cofając się o dwa kroki.
- To zawołaj ją tutaj, ok?
- Tak, już wołam, albo wyciągam siłą jakby nie chciała wyjść.
Zaśmiali się, a ja aż się przestraszyłam, bo jak tylko będą chcieli ją wysłać z powrotem do domu to nie wiem co im zrobię. Wysiadła z samochodu i podeszła do nich. Chwile rozmawiali ze sobą, po czym otworzyli bramę i mama wjechała na parcele.
Powiedziała mi, że mam iść do środka domu. Tak zrobiłam, od środka był jeszcze większy niż myślałam. Duży salon na parterze łączący się z kuchnią. Drewniane, kręcone schody prowadziły na piętro domu z czterema pokojami. Wszystko było w kolorze bieli lub jasnego beżu. Ogólnie to domu był jasny, nawet drewniane meble, czy schody były jasne. Siadłam w salonie na skórzanej kanapie. Po półgodzinie przyszła mama i kazała mi przynieść swoje walizki, więc poszłam i to zrobiłam. Do wieczora siedziałyśmy w domu, albo się w nim gubiłyśmy szukając poszczególnych pokoi. Wybrałyśmy sobie pokoje z balkonami na przeciwko siebie. Około 20 padłam. Umyłam się i poszłam spać.

Rano obudziła mnie mama rzucając na mnie stertę listów.
- C-co to? - zapytałam zaspana powoli otwierając oczy.
- Twoi wielbiciele, wstawaj już 11, za godzinę idziemy na miasto, na zakupy - powiedziała z promiennym uśmiechem. Przyjrzałam się jej strojowi, ubrana była w jasnoniebieską koszule w białe paski, ciemne zwężane jeansy i buty na obcasie.
- Taaak, już - ziewnęłam krótko wstając z łóżka.
- Wstawaj, wstawaj. Śniadanie za 5 minut na stole, tylko się nie zgub tak jak wczoraj szukałaś toalety - zaśmiała się.
- Mamo - oburzyłam się.
- Wstawaj, za trzy minuty widzę cię na dole, ubraną i gotową do wyjścia
- To daj mi chociaż 10 minut - prosiłam.
- Pięć - powiedziała wskazując na mnie palcem.
- Nie, 8.
- Dobra 7.
- Okej, idź do kuchni - uśmiechałam się lekko.
- Czego mnie wyganiasz? - zapytała udając małego, proszącego pieska.
- Bo chce się ubrać - odpowiedziałam wstając z łóżka i kierując się do swojej walizki.
- Dobra, wiesz, że masz łazienkę w pokoju.
- Taak? - zdziwiłam się, zaczęłam rozglądać się po pokoju, bo jak szłam się myć wieczorem to wylądowałam na parterze.
- Tak, tam - wskazała na drzwi. - No zbieraj się masz jeszcze 5 minut.
- Miało być 7 - powiedziałam biorąc pierwsze lepsze ubrania.
- Ale jest już 5.
Wyszła z pokoju, a ja umyłam się i ubrałam. Zeszłam na dół, do kuchni połączonej z salonem i jadalnią. Zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy na polowanie.
Około 17 zaszłyśmy do domu obładowane torbami z ubraniami. Nastawiłyśmy wodę na herbatę i usiadłyśmy w salonie oglądając nowe ubrania. W połowie przypomniało mi się o tym, że miałam obdzwonić znajomych. Więc po przymiarce wszystkiego tak zrobiłam. Spędziłam na rozmowach około 2 i pół godzin. Umówiłam się z Jamesem na jutro po południu. Po 20 zaczęłam odpisywać na listy od znajomych. Około 22 poszłam spać. Tak skończył się drugi dzień mojego pobytu w Los Angeles.

Około południa zadzwonił telefon, zbiegłam na dół i odebrałam go. To był James, pytał się gdzie dokładnie mieszkam, bo chce przyjść do mnie, powiedziałam mu, ale wolałam żebyśmy pochodzili po mieście, bo jeszcze nie znam okolicy. Zapowiedział się na 2 po południu, pożegnaliśmy się. Z niecierpliwością czekałam na to aż się zjawi. Wyszłam na podwórko i położyłam się na trawie, po chwili zamknęłam oczy. I tak zasnęłam na kilka, może kilkanaście minut.
To dłuższej chwili leżenia i już nie spania zauważyłam cień idącego człowieka. Jednak jakoś za specjalnie nie przykuł on mojej uwagi i obróciłam się na brzuch śpiewając Iron Maiden Ironów Maidenów.
- Ładnie śpiewasz - powiedział jakiś znajomy głos za moimi plecami. Uśmiechnęłam się i odwróciłam. Ujrzałam Jamesa za bramą.
- Hej, dziękuje - powiedziałam szczerząc się, wstałam z trawy i podeszłam do blondyna. - Chodź do środka, chyba nie chcesz tak stać?
- Yy, no, dobra - odpowiedział.
- Ej, no nie wstydź się tak - otworzyłam drzwiczki prowadzące na podwórek i zaprosiłam do środka.
Chwile później siedzieliśmy w ogrodzie za domem i rozmawialiśmy. Coś mi się wydawało, że to o cym mieliśmy pogadać to wyparowało mu z mózgu. A może nie.
- Wiesz po co ja do ciebie przyszedłem? - nagle zapytał po kilku minutowej ciszy.
- Yy, no, tak mniej więcej - odpowiedziałam pokazując rękoma, że tak nie za bardzo, ale wiedziałam o co chodzi. Albo i nie.
- Bo pamiętasz jak do mnie dzwoniłaś i jak ci nie odpisywałem na listy - zaczął. Kiwnęłam głową na znak aby kontynuował. - To... Wiesz, nie jest mi łatwo o tym mówić, ale byłem załamany, bo moja mama umarła - mówił, a wraz gdy dochodził do ostatnich słów jego oczy zaszkliły się, jednak ni zaczął płakać. Miałam ochotę go przytulić, ale zaczął dalej mówić - Umarła na raka. A ja chciałem ci o tym powiedzieć, ale nie miałem czasu, a jak chciałem napisać o tym w liście to rozklejałem się.
- Przykro mi z tego powodu, że twoja mama umarła... -  zaczęłam, jednak przerwał mi.
- Nie musisz, już się przyzwyczaiłem do tego, że jej nie ma - powiedział to tak smutno, a zarazem tak obojętnie, że nie dokończyłam tego co chciałam powiedzieć. Po prostu zamilkłam.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwile, dopóki moja mama przyjechała do domu. Lekko uśmiechnęłam się słysząc, że idzie do domu.
- Chcesz coś może do picia? - zapytałam przerywając ciszę. No co? Miałam dosyć tej nudnej ciszy.
- Jasne, jak masz - odpowiedział.
- No, jakbym nie miała to bym się nie pytała, co? - zaśmiałam się. - Chcesz może mrożoną herbatę? - zapytałam wstając z krzesła.
- Tak - uśmiechnął się w moją stronę.
- Jak chcesz to możesz pójść ze mną - zaproponowałam podchodząc dwa kroki w przód. - Nikt u mnie w domu nie gryzie.
- Ale twoja mama... - zaczął niepewnie.
- Ale moja mama nic ci nie zrobi. Pamiętasz jak do ciebie dzwoniłam? - kiwnął głową na tak. - To był jej pomysł, ja bym się nigdy nie odważyła na to aby do ciebie zadzwonić.
- Czego byś się nie odważyła? - zapytał wstając z mebla ogrodowego.
- No, nie wiem - skłamałam. Bo się boje i tyle! Nie, ja go po prostu za bardzo lubię, a moje wnętrzności chcą wylecieć jak z nim rozmawiam i tyle. Ale i tak mu nie powiem. Niech to będzie moja tajemnica.
- Aha - powiedział kiwając głową i stanął przede mną. Urósł przez ten okres jak go nie widziałam i to naprawdę. Był wyższy ode mnie o około 10 centymetrów. Spojrzałam na niego, zachęciłam go do pójścia do domu.
- Idziemy do mnie? - zapytałam, kiwnął głową.
Poszliśmy do kuchni gdzie mama gotowała późny obiad.
- Cześć mamo - przywitałam się z nią.
- Cześć - odpowiedziała i odwróciła się, zaczęła przyglądać się Jamesowi. - To ty jesteś James? - zapytała podchodząc do mojego kolegi.
- Tak.
- Rebecca dużo mi o tobie odpowiadała - podała mu rękę, uścisnął ją.
- Miło mi panią poznać - uśmiechnął się nieśmiało.
 W tym czasie gdy rozmawiali ja poszłam do kuchni i nalałam herbatę do wysokich szklanek. Wróciłam do salonu.
- Mamo, możemy iść już? - zapytałam lekko poirytowana. Blondyn wstał z kanapy, podszedł do mnie i wziął jedną ze szklanek.
- Tak, ale bądźcie blisko, abym miała was na widoku - rzekła doprawiając danie które szykowała.
- Mamo - oburzyłam się, a co za tym szło roześmiał się. - No co?
- Nie potrzebnie się tak burzysz.
- No właśnie, on ma racje - krzyknęła, a ja mało co nie wybuchłam. - Może pójdziecie na taras? - zaproponowała.
- Dobry pomysł mamo!
- Idziemy? Musze ci coś jeszcze powiedzieć.
Co? Co jeszcze? To jeszcze nie koniec. Nie spodziewałam się tego po nim. Trochę zaskoczona poprowadziłam go na taras. Siedzieliśmy na płytkach które były ciepłe od słońca i popijaliśmy mrożoną herbatę.
- To o czym chciałeś mi jeszcze powiedzieć? - zapytałam zniecierpliwiona. Zaczął się rozglądać po całym tarasie jakby chciał przez niego wylecieć. Czułam, że coś się szykuje. Moje serce zaczęło szybciej bić, ale ja chciałam aby przestało to robić tak szybko.
- Yy, no, czy miałabyś czas się jeszcze kiedyś spotkać? - zapytał, a po dłuższej przerwie dodał - No wiesz, nie codziennie... - przerwał, spojrzał na mnie błagająco abym się zgodziła. Patrzyłam na niego dużymi oczami nie mogąc uwierzyć w to co powiedział.
- A-ale... - przerwałam. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. - To jest chyba sen - mruknęłam  niedowierzająco. - I on się chyba spełnia.
- To jak? - zadał pytanie uśmiechając się do mnie.
Trochę się uspokoiłam, wypiłam pół herbaty i miałam mu odpowiedzieć kiedy wszystko się spierdoliło.
- Chyba nie masz ochoty żeby się ze mną spotykać - oznajmił przygnębiony, wstał i już chciał wychodzić jednak nie pozwoliłam mu łapiąc go za rękę.
- Czekaj, nie idź - błagałam, wstałam i podeszłam do niego nie odrywając swojej dłoni od jego ręki. - Proszę, czekaj - prosiłam niemal ze łzami w oczach. Ale ze mnie ciota! Będę wyć. Nie, nie będę! W jego błękitnych oczach pojawiła się jakaś cząstka litości. - Chciałam się zgodzić, ale... Ale kiedy miałam już mówić to ty chciałeś iść. - przerwałam. - Ale wiesz, nadal się zgadzam i chce się z tobą spotykać - dokończyłam. Usłyszałam klaskanie dochodzące z salonu, w którym było jedno z wejść na taras.
- Mówiłam, że się zgodzi - powiedziała mama. Po raz kolejny mało co nie wybuchłam. Ona o wszystkim wiedziała??
- Ty o wszystkim wiedziałaś? - zapytałam próbując zabić ją wzrokiem.
- Tak. James mogę jej o wszystkim powiedzieć? - zapytała szeroko się uśmiechając.
- Niech pani mówi - odpowiedział.