wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 42

Dobra, w końcu udaje mi się wszystko ogarnąć. Nawet potrafię teraz siąść przy komputerze i napisać dość sporo tekstu bez robienia przerw. Dawno tak już było.
Tak sobie myślę, że jeżeli dobrze pójdzie, to rozdział mogę dać jeszcze przed 26 lipca, jeszcze zanim wyjadę do kuzynki na zachód Polski. Nie wiem jak idzie Wam z czytaniem, ale mogę powiedzieć że mam to w dupie :). Serio, zaczynam mieć wyjebane. Bo jak mi dalej będzie jedna, ewentualnie dwie osoby pisały komentarze, to widzę jak "wszyscy", którzy czytali dalej czytają. Także jak już tutaj jesteście to się kurwa odezwijcie. Przepraszam za przekleństwa, ale się wkurwiłam.
A i zaczynam nowe opowiadanie. Mam już prolog, tylko nie wiem czy mam to pisać publikować tutaj, czy na pamiętnikach. Ha!

Plus. Nie wiem czy uda mi się jutro tutaj przyjść, także składam wszystkiego najlepszego dla zajebistego pana Hudsona. Nie zrobiłam mu ciastka i nie będę z nim pic ale i tak życzę mu jak najlepiej :D. Sto lat panie Hudson!


- Hej! Ludzie, koniec imprezy! Wypierdalać! - ryknął James. Chyba jako jedyny tutaj jeszcze nie spał. (Śmieszne, że aż brakuje cykania świerszczy xD) Nawet ja przysypiałam na swoich kolanach na kanapie obok Larsa i Kirka, który obejmował jakąś dość młodo wyglądającą dziewczynę. Przetarłam oczy dłonią i podeszłam do blondyna. Zawisłam na jego ramieniu i zaspanym głosem powiedziałam:
- Nie widzisz, że oni wszyscy śpią? Nie dostrzegasz idiotyzmu tej sytuacji?
- I tak mają iść - powiedział ciszej ale dla mnie to dalej był ryk.
- Rano... - wyjęczałam jeszcze bardziej wisząc na chłopaku. Przymknęłam oczy. Chyba mu to nie przeszkadzało.
- Hej, wypierdalać! - Ten to ma głos. Zawału dostanę przez to.
Ktoś coś mówił pod nosem, inni powoli zaczęli wstawać z na prawdę różnych miejsc.
Spojrzałam na Matta, kolegę, który mnie tutaj dostarczył. Dalej leżał pod stołem, ledwo świadom jak tam zasnął. Gwałtownie podniósł swoje ciało tym samym waląć głową o spód blatu stołu, czy też ławy. Rozległ się dobrze wszystkim znany odgłos, czy też trzask zderzenia głowy z drewnianym meblem, potem mieliśmy przyjemność wysłuchania dość długiego jęku, jak i wiązanki życzeń kolegi. Zaraz po tym połowa reszty ze śpiących ludzi wstała. Dziewczyna z ramion Kirka pokazała nam swą piękna twarz posyłając minę w stylu "następnym razem odegram się na tobie". Jednak to trwało tylko kilka sekund. Kirk przygarnął dziewczynę do siebie, w swoje ramiona. Miło, też tak chcę.
- Mówię już ostatni raz... - zaczął w miarę cicho. Zatkałam uszy żeby nie słyszeć tego. Ci ludzie rzucą się na niego z pięściami zaraz. - Wynocha! Mi! Z! Domu!
Spojrzałam na biednego Matta. Skrzywił się tylko. Posłał mi dziwny uśmiech i wskazał żebym do niego podeszła. Tak też zrobiłam. On sam wstał, powoli szedł w stronę drzwi. Nic nie mówiąc dogoniłam bruneta. Chwilę porozmawialiśmy ze sobą. Staliśmy trochę w przejściu, bo ludzie wychodzący darli się na nas. Ich problem. Zapytał mnie czy potrzebuję transportu do LA prosto po koncercie, było też coś o zespołach, alkoholu, dziewczynach, i ogólnie o wszystkim. Paplaliśmy tam chyba z pół godziny kiedy ze zmęczenia zaczęłam ziewać oraz wydawało mi się jak James sprząta pokój. Na "dobranoc" dostałam buziaka w policzek, nie wiem za co, po co i dlaczego ale miło.
Ziewnęłam głośno zakrywając dłonią buzię i z powrotem wróciłam do salonu. Kirk z koleżanką wynieśli się, Lars dalej spał na kanapie, tylko teraz już rozwalony na jej całej długości. Jam tak jak mówiłam, sprzątał. Dziwne zjawisko.
- Ej... Ja idę spać - rzuciłam i zaczęłam iść w stronę korytarza.
- Okej. Ostatni pokój w tym korytarzu - powiedział blondyn. - Później tam przyjdę, rozgość się.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
Ledwo co pamiętam jak trafiłam do łóżka, ale jedyne co świta mi w głowie to, to że ktoś rzucił się na mnie jak przysypiałam. Mimo tej ciężkiej wagi, było mi ciepło w plecy. Chwilę potem zasnęłam.


***


- Hej, alkoholiku wstawaj z tego wyrka! - wydarłam się na blondyna.
- Oj, zamknij się, daj mi spać - otworzył jedno oko, zawarczał cicho, odwrócił się na brzuch, przykrył głowę poduszką i udawał, że śpi.
- No leniu. Masz dzisiaj koncert... - Powiedziałam siadając po turecku na podłodze. - No ej, miałeś mi pokazać łazienkę, obiecałeś! - Krzyknęłam i zaraz oberwałam poduszką w łeb. - Rusz się z tego wyrka, bo cię siłą wyciągnę - zagroziłam mu. Zignorował mnie.
- Niech Kirk, albo Lars ci pokaże łazienkę, będzie tak samo interesująca. Albo pójdź do tego... Marka... - spojrzał na mnie. Hahaha, te zaspane błękitne oczy.
- Ahh - jęknęłam. Wstałam ociężale i powędrowałam do kolejnego pokoju, gdzie był ktokolwiek.
Wyszłam do przedpokoju. Jaki burdel.. Co za masakra... Jak dorobią na sprzątaczkę, to niech ją czym prędzej wynajmą. Nawet nie chcę mi się tego opisywać. Z resztą, to coś przede mną jest nie do opisania i tyle.
Przeszłam ostrożnie przez to pobojowisko i powili weszłam do kuchni. Może lepiej będzie jak pójdę po buty... Chyba raczej tak. Także, znowu tym swoim krokiem, na palcach powędrowałam po glany, które stały w przedpokoju. Dobrze, że mi ich nie zarzygali jak wychodzili.
Były zimne i chyba wilgotne. Fuu... Trochę niekomfortowo. Wytrzymam już jakoś.
Polazłam do kuchni, z zamiarem przygotowania czegoś na śniadanie. Rozejrzałam się za zegarkiem, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Wszechobecny bałaga przeszkadzał mi w zrobieniu śniadania. Damy radę!
Po kilku minutach na stole stała miska ze składnikami, talerz z ciepłymi omletami oraz rozgrzana patelnia na kuchence.
- Witaj! - Zgadnijcie kto wbił do kuchni z zaspanymi oczami i szopą włosów? Nie kto inny jak nie Kirk!
- Hej, hej, śpiochu - uśmiechnęłam się wesoło i wskazałam ręką na krzesło.
- Posprzątałaś tu? - zdziwił się. Pokiwałam głową, a chłopak siadł na wskazane przeze mnie miejsce. - Pojawiła się kobieta i już mamy luksusy - zachichotał gitarzysta.
- No bez przesady. Ja tylko wyrzuciłam śmieci i zrobiłam śniadanie - udałam oburzenie. Ale i tak oburzona byłam. Dobra, zrobiłam im małe porządki. Te śmieci wywaliłam do kosza, ledwo co się mieściły. Przydałby się kontener. Zanim się wzięłam za omlety, to i pozmywałam kilka naczyń i szafek. No przepraszam bardzo, rozumiem artystyczny nieład, ale nie syf i burdel w jednym. Brakuje tu jeszcze karaluchów. - Moglibyście raz na tydzień posprzątać, albo chociaż jakoś po imprezach. To nie jest aż takie trudne... - zaczęłam jęczeć o sprzątaniu i tych sprawach. Kirk robił ciągle głupie miny z nudów. - Aż tak gadam jak Lars? - zapytałam ze śmiechem.
- Nawet gorzej - rzucił i patrzył wyczekująco na mnie.
- No co? - warknęłam. Nie patrz się tak na mnie! On ma za duże oczy żeby się na mnie gapić. Jeszcze dostanę kompleksu małych oczu. Będzie fajnie.
- Jedzenie!
- Ale nie musisz się na mnie aż tak patrzeć, możesz powiedzieć. Głucha jeszcze nie jestem, wiesz? - wzięłam talerz z omletami do ręki i postawiłam na stole, chwilę później pojawiły się też i sztućce. - Smacznego! - rzuciłam w stronę chłopaka.
- Dziękuję - odpowiedział z pełną buzią.
- Trochę kultury, chłopcze - pouczyłam  śmiejąc się z niego. Rzucił mi przepraszający uśmiech. Przeszedł do jedzenia, a ja do dalszego smażenia aby wykarmić tą bandę wygłodniałych muzyków. 

- Heeej - ziewająco przywitał się James. Nałożył przynajmniej spodnie. - Gdzie reszta? - zapytał trzymając się za głowę.
- Jaka reszta? - padło moje pytanie. Wydawało mi się, że jest ich trzech, ewentualnie czterech. Przy stole siedział Lars z Kirkiem i chichrali się ze wszystkiego. Teraz wybuchli śmiechem jeszcze głośniej.
- Mark i kilku chłopaków, którzy mieli zostać u nas na noc - podrapał się za tył głowy.
- Przecież ich wyjebałeś z domu nad ranem - sama się śmiałam.
Pamiętam to jeszcze. Godzina czwarta nad ranem, a on się drze na śpiących ludzi, że mają wypierdalać. Sama przecież wtedy przysypiałam.
- Przecież oni by nie poszli... - zaczął, ale nie skończył napotykając się na mój wzrok. - Co?
- Nic, po prostu ty ich wszystkich wywaliłeś nad ranem. Może tego nie pamiętasz ale nawet przyjaciółka Kirka ledwo co została u niego, a Larsa skopałeś po dupie żeby sobie poszedł... - Tak nawet nie było. Przecież nic nie pamięta, to można mu wkręcić, że go pochujało. Perkusista spojrzał na mnie zdziwiony, puściłam do niego oczko z myślą że żartuję sobie z Jamesa. Pokiwał znacząco głową z dzikim uśmiechem rozumiejąc sytuację. A zebrało mi się na żarty!
- Dobra, to jeszcze pytanie... - mój wzrok przeleciał ich twarze (czo Tri xD?). - Czy mi ktoś w końcu pokaże łazienkę? Chciałabym się umyć...
- Myślałem, że oni ci już pokazali - rzucił James siadając na krześle tyłem do mnie. Miiłooo.
- No właśnie nie. Czekałam aż ty to zrobisz - spojrzeli na mnie z podejrzeniem w oczach. - No co? Ja nic nie mówię przecież. Przynajmniej nic co mogłoby... -zamilkłam. Tylko winni się tłumaczą. Dobra, to że byłam z Jamesem nic nie znaczy, co nie? Ale lubię traktować go jak bardzo bliskiego przyjaciela.
- Skoro tak bardzo chcesz to chodź - wstał z krzesła i poszedł pierwszy.
- Zajmijcie się jedzeniem. Ma nic nie być, niech cierpi - wyszczerzyłam się.
- Jasne, mój brzuch jest na to gotowy - pogłaskał się po brzuchu Lars. Roześmiałam się.
- Idziesz, czy będziesz z nimi jeszcze rozmawiać? Też muszę coś zjeść.
Pokiwałam głową. Chłopak prowadził mnie przez korytarz. Okazało się, ze łazienka jest na samiutkim końcu, aż za pokojem Jamesa. Nawet nie wiedziałam, ze tam może być łazienka. Nawet sobie nie przypominam żebym tam chodziła, a aż tak mocno pijana żeby nic nie pamiętać to nie byłam.

Jakiś dziwnych akcji nie było po tym jak weszłam do pomieszczenia. Nikt nie pytał mnie, czy trzeba mi pomóc ani czy nie trzeba mi potowarzyszyć. Jedyne co słyszałam to śmiech Larsa z kuchni.  Po połowie godziny siedzenia w łazience mogłam wyjść całkowicie ubrana, umyta, z jeszcze mokrymi włosami. Ach, jak dobrze. Zajrzałam do pokoju po moje trampki, założyłam je i poszłam do chłopaków.
James siedział z kanapkami w ręku ze skrzywioną miną, Lars triumfalnie się uśmiechał, a Kirk patrzył na mnie z przerażeniem. Serio? Dlaczego?
- Coś jest nie tak? - zapytałam oglądając pomiędzy palcami końcówki włosów.
- Tak... To znaczy nie... - ciągle krążył wzrokiem po całej kuchni.
- To znaczy co...? - dopytywałam się, patrząc na chłopaków, każdego po kolei. - Co już wymyśliliście?
- ZABIERAMY CIĘ NA ZAKUPY! - krzyknęli razem.