Tydzień jak
tydzień minął powoli. Ja i Marry trzymałyśmy sztamę z chłopakami oraz ze
starszym towarzystwem. Co drugi dzień robili popijawę, kiedy przychodziły
do nas wychowawczynie to albo chowaliśmy
napoje i udawaliśmy, że gramy w karty, albo z nami piły. Dzień w dzień
chodziliśmy na plażę, a ja przyglądałam się pewnym trzem młodzieńcom. Stwierdziłam,
że nie będę taka jak inne dziewczyny i pójdę do nich. Aktualnie grali w siatkę
w wodzie mniej więcej po biodra na co facetki darły się abyśmy dalej nie
chodzili. Miałam wyjebane na to co mówią, a zwłaszcza kierowniczka.
Któregoś
dnia po kolacji większość kolonii zorganizowała dyskotekę, których nienawidzę.
Świeżutko po kolacji Jennifer wpadła do pokoju i wywróciła go do góry nogami za
co dostała ode mnie kilka gróźb. Przecisnęłam się przez stertę jej ciuchów do swojego łóżka. Siadłam na nim patrząc na
zegarek, który wisiał naprzeciwko mnie. Oglądanie kręcących się wskazówek były
o wiele ciekawsze niż gadanie z Marry, czy tym bardziej Jenny.
Kiedy
wybiła dwudziesta blondynka wyleciała jak rakieta z domku nic nie mówiąc, bo w
sumie po co coś mówić skoro można wypierdolić z pokoju w ciągu sekundy. Ja
zbuntowana nastolatka nie chciałam iść na to coś zwane dyskoteką, czy jakoś
tak. Pani kierownik przyszła po mnie po piętnastu minutach.
- Rebecco,
dlaczego nie idziesz na dyskotekę? – Zapytała miłym głosem. Jak na razie miłym.
- Bo proszę
pani brzuch mnie boli. – Zaczęłam zmyśla tylko po to aby nie iść.
- To
chociaż chodź i tam posiedź. – Zachęciła mnie.
- No
dobrze. – Rzekłam niezbyt przyjemnym głosem.
I tak
poszłam do świetlicy gdzie była ‘impreza’, siadłam na krześle i pusto
wgapywałam się przed siebie.
Wyszłam z
tego budynku i poszłam pod werandę gdzie rozmawiali starsi koledzy. Usiadłam na
ławce obok bodajże Mike. Takiego bruneta o dłuższych, ciemnych włosach i
przesłodkich brązowych oczach. Akurat rozmawiali o… O koncercie? Że co?
Dołączyłam się do nich.
W trakcie konwersacji
pod daszek wpadła mała Julia, która lubiła nasze towarzystwo. Nawet słuchała z
nami muzyki jak załatwili nam gramofon. W końcu z nudów zapytałam o to czy zrobilibyśmy pogo.
- Pojebało
cię?! Do takiej muzyki? – Dostałam pytania od kolegi.
- Nie, nie
pojebało. A co nie można? W szkole zawsze robimy. – Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Pojebana
jesteś. – stwierdziła moja przyjaciółka śmiejąc się.
- Wiem.
- To
idziemy. – Krzyknął ktoś ze środka werandy.
Poszliśmy,
właściwie to pobiegliśmy do świetlicy gdzie była ‘dyskoteka’. I się zaczęło tak
że wbiliśmy do budynku grupką na całą ludność tańczącą do muzyki. Na początku
nie wiedzieli co się dzieje, kiedy zorientowali się co się dzieje to stali obok
i patrzyli na to całe zajście. Na sam koniec znalazłam Marry i śmiałyśmy się
jak głupie.
- I co
mówiłam, ze fajny pomysł?
- No, ale
było zajebiście. – Usłyszałam odpowiedź z sobą.
Udałam się
przodem pod werandę, rozmawiałam z małymi dziewczynkami, które w trakcie
naszego występy poszły pod nią. Chwileczkę później usłyszałam kroki Jenny, jak podchodzi
do mnie i od tyłu grze się ‘co to miało być?’. Zignorowałam to.
- Cindy
idziesz ze mną do świetlicy potańczyć? – zapytała przerywając mi rozmowę z
mniejszą koleżanką.
- Nie. -
odpowiedziała piskliwym głosikiem.
- No chodź.
– namawiała ją w dalszym ciągu.
- Jeju ja
nie chce iść to jej nie zmuszaj. – rzekłam w jej stronę. Na co zdenerwowała
się.
- Nie
odzywaj się. Nie ciebie pytam.
- No to co.
Ale nie widzisz tego, że nie chce iść?
- Zamknij
się! – krzyknęła na mnie.
- To ty ją
zostaw w spokoju, zabierz inne swoje koleżanki i z nimi tańcz, a nie wyciągasz
ma siłę małą. Masz jakiś problem ze sobą?
-Nie, chyba
ty je masz!
- Zostaw
ją! – warknęłam kiedy szarpała małą Cindy.
- Nie mów
mi co mam robić!
- Możecie
się nie kłócić? – zadała pytanie roztrzęsionym głosem mała blondynka.
- Tak,
mała. Ja przestanę tylko, żeby ta idiotka skończyła ciebie ciągnąć na tą
dyskotekę.
- Idiotka?
– spytała podchodząc do mnie.
- Tak. Bo
tak zachowujesz się, wiesz?
Nic się nie
odezwała jednak na jej twarzy wyrysowało się coś w stylu połączenia
zdenerwowania, idiotyzmu i furii. Nie mogłam tego opisać. Spojrzała na mnie
zabójczym wzrokiem, po czym odeszła z blondynką, która wyrywała jej się z
prośbą abym jej pomogła. Nie mogłam siedzieć i patrzeć na o co wyprawia,
podeszłam do niej i wyrwałam z rąk Jenifer małą dziewczynkę. Odwróciła się i
wypchała z werandy i wrzuciła do błota. Potrzepała rękoma i poszła udając jaka
to ona jest dumna ze swojego uczynku.
Chwilę
później wszyscy znaleźli się obok mnie. Cindy pomogła mi wstać, byłam cała w
błocie. Dosłownie w tej samej chwili jak się podniosłam podbiegł do mnie Duff,
chwycił za nadgarstki i zapytał czy nic mi nie jest. Odpowiedziałam, ze nie
oraz żeby mnie puścił.
- Martwiłem
się o ciebie. – zaczął. – Na pewno nic ci nie jest?
- Dlaczego
martwiłeś się o mnie?
- Bo ona
ciebie wywaliła do tej kałuży. – wskazał na błoto. Właściwie to nie wiem skąd
się ono wzięło, w końcu nie padało dzisiaj. Ale była i ja w niej też.
- Oj nie
raz przeżyłam gorsze upadki, czy wpadki. – kiwnęłam ramionami uśmiechając się
krzywo. Puścił moje przeguby i momentalnie mnie przytulił. Przytulił? Zdziwiłam
się jego zachowaniem, nagle stał się jakiś bardzo miły.
- Co to
miało być. – spytałam kiedy przestał mnie obejmować.
- Uścisk przyjaźni.
- Okej. –
powiedziałam w zwolnionym tępię oddalając się trochę od niego. Zauważyłam z
dala zbliżającą się blondynkę.
- Co ty
robisz? – zapytała Duff’a przy czym patrząc na mnie wzrokiem zabójcy. Co za
wstrętna suka. Myśli, że on tego nie widzi. Chyba ślepy nie jest. Spojrzałam na
nich ostatni raz na co szatyn się roześmiał. Jak tak można? – Dlaczego się
śmiejesz? Miałeś odpowiedzieć mi na poprzednie pytanie.
- Co robię
to nie twoja sprawa, nie jesteś moją matką żebyś mogła sprawdzać co robie i z kim
robię. – prychnął.
Tak zaczęli
się kłócić. Na co ja przybrałam ciekawą minę, bo to było coś tak jakby
zaciekawienie połączone z niedowierzaniem. Marry podeszła do mnie i zabrała do pokoju, abym mogła się
przebrać.
Było ciemno
przed domkiem i za specjalnie nic nie widziałyśmy. Przyjaciółka na ślepaka
otworzyła drzwi. Specjalizowała się tym, że kiedy nieźle się napiłyśmy to bez
żadnych problemów otwierała drzwi co wiadomo nikomu dobrze nie idzie takiej
sytuacji. Wbiegając do środka nawet bez zapalania światła wyjęłam czyste
ubranie, pobiegłam do łazienki ale już włączyłam je. Usłyszałam śmiech mojej
przyjaciółki.
- Ej no. –
oburzyłam się.
- Śmiać się
nie można? – zapytała wyglądając przez okienko drzwi od łazienki.
- Można,
można. Ale nie w takiej sytuacji. Mar nie przesadzajmy. – zaczęłam się śmiać.
Kiedy
miałam już wychodzić usłyszałam trzask drzwi i głosy kłócącej się pary. Walenie
pięścią w drzwi i krzyki z przed domku. Zdezorientowana wyszłam z łazienki i
spoglądając na wydzierającą się Jenny wpadłam do pokoju gdzie siedziała
brunetka z obojętną miną. Usiadłam obok niej i wpatrywałam się w nią z
zaciekawieniem.
Drzwi
gwałtownie otworzyły się, do środka wpadł zdenerwowany Duff, a Jennifer schowała się za nami. Także nie zrobił sobie
problemu i wszedł. Nie chciałam mu przeszkadzać w takiej sytuacji. Wiedziałam
co chodzi mu po głowie. Czyżby posłuchał się mojej rady? Podszedł do niej,
wyciągnął za rękę i wyprowadził przed domek. Usłyszałyśmy tylko, że ich związek
nie ma sensu, że to koniec i nawet nie na szans na to co było wcześniej.
Blondynka wpadła z płaczem, po czym rzuciła się na łóżko oraz przykryła
poduszką. Westchnęłam cicho. Wyszłam z pokoju siadłam w przedpokoju przy
ścianie. Marry podeszła do mnie, wypytywała się co się stało. Wytłumaczyłam jej,
że któregoś razu poprosił mnie o radę i mu powiedziałam, że jeżeli będzie się
tak zachowywała to, żeby z nią zerwał, bo to nie ma sensu. I że mam wyrzuty
sumienia z tego powodu. Powiedziała żebym się nie przejmowała. Do końca koloni
chodziłam trochę przygnębiona z tego powodu, ale nie dawałam poznać po sobie.
Duff często pytał mnie dlaczego mam takie zachowanie w stosunku do niego, bo
nie gadałam z nim po ich rozstaniu. Chyba, ze on zaczął rozmowę. Z Jamesem
calutki czas chodziliśmy i śmialiśmy się z nauczycielek jak nie radzą sobie z
młodszymi dziećmi, bo z nami nie było problemów. Jakoś to zakochanie przeszło
na drugi plan. Przed wyjazdem powymienialiśmy się numerami telefonów oraz
adresami gdzie mieszkamy. Całą drogę powrotną beczałam jak jakaś beksa. A
zwłaszcza rozmawiając z Jamesem, nie rozmawiając tylko… No nawet tego się w
słowa nie da ubrać. Tragedia. Pierwszy przestanek to Nowy Jork, drugi
Indianapolis. Dlaczego akurat teraz nie mogą zrobić od końca? Jakoś przeżyję.
- Reb, a ty
wiesz że ja z tobą wysiadam?- powiedziała Marry.
- Taaak? –
zapytałam ze łzami w oczach
- Tak,
idiotko zostaję u ciebie na weekend. Ostatnim razem jak rozmawiałam z matką
stwierdziła że przyjedzie po mnie w poniedziałek.
- Kocham
cię po prostu. – rzuciłam się jej w ramiona.
Pożegnałam
się ze znajomymi i z przyjaciółką wysiadłyśmy z busa, zabrałyśmy walizki.
Podeszła do nas moja matka, przytuliła nas, a ja beksa rozpłakałam się. Całą
drogę do tej wioski zwaną Lafayette ryczałam.
Poprawiać mnie jak by były jakieś błędy.
ta wstawka o chlaniu w pokoju i chowaniu wszystkiego kiedy tylko ktoś wejdzie, wiadomo, przypomina mi moje wycieczki klasowe. :D
OdpowiedzUsuńta Jennifer mnie wkurwiła. bo w końcu co jej tak na tej małej zależało? -.- wydaje mi się, że szarpała ją tylko po to, żeby zrobić nazłość Reb. jeszcze później wepchnęła ją do kałuży, bo powiedziała jej prawdę. no i jeszcze jej riposta (którą swoją drogą kocham najbardziej na świecie. :D): "[...] chyba Ty!"
końcówka taka słodka, z tym, że Marry mówi Reb, że zostaje u niej na weekend, a potem wyznała jej miłość.. :D uroczo. zapraszam do mnie na nowy: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/
Mi się właśnie też przypomina wycieczki ale i też z różne obozy. Właśnie lecę czytać. :D
Usuńwreszcie! wreszcie Duff ją zostawił, przejrzał na oczy! I do czego musiało dojść, żeby wreszcie zrozumiał, że ta cała Jennifer nie jest normalna?
OdpowiedzUsuńNo to zapowiada się ciekawy weekend u Reb, czyż nie? :P
A co do James'a, to czy mi się wydaje, czy nasza bohaterka coś do niego czuje? Coś mi się zdaje, że ta kwestia nie będzie taka prosta, biorąc pod uwagę Duff'a ( nie wiem czy mam rację, ale wydaje mi się, że Reb mu się podoba).
Rozdział oczywiście genialny! Czekam na następny!
Witam! Zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://living-in-a-fucking-dreams.blogspot.com/
Noo, no. Muszę ci powiedzieć, że się tego nie spodziewałam. O.o w sensie, wiedziałam, że Jennifer to suka, ale żeby aż taka... I właśnie dlatego Duff dobrze zrobił, że posłuchał Reb. Aa ona swoją drogą ... ma zajebistą przyjaciółkę. ^^ Marry zostaje dla niej ... z nią w Lafayette.
OdpowiedzUsuńI nie mogę doczekać się co tam się stanie, dlatego dawaj szybko nowy rozdział. : )
ps. Sorry, że tak późno komentuję. Jakoś tak się złożyło... < wiem, wytłumaczenie z dupy -,- >