czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 30

No tak. Tak jak obiecałam jest rozdział. Miał być krótki i mieć jakąś dalszą akcje, a jak widać niżej jest dłuższy i akcja ruszyła się aż trochę. Zabić mnie tylko.
Z komentowaniem nikt się nie ruszył. Jak widziałam 3 komentarze od czytających i 2 od samej siebie to mam ochotę wyrzucić komputer za okno z trzeciego piętra. Ale to też może wina tego, ze nie ma weekendu i nikomu nie chce się czytać oraz to, że niedługo przyjdzie rok szkolny. No weźcie ludzie się ogarnijcie, bo kurwicy można dostać.
Także proszę wszystkie drogie anonimki o ujawnienie się, bo nie wytrzymuje (Nie obrażając oczywiście K. bo ją uwielbiam, jak komentuje :D). A szczerze to jak mi wszyscy napiszą, że jest super, fajnie i wgl to padnę na ryj i będę umierać do końca września i nie dodam rozdziału. Także wiecie kiedy może wpaść kolejny. Chociaż muszę jeszcze nadrobić drugiego bloga. Na którego też zapraszam wszystkich zwiedzających to coś.
Mimo tego, że chciałam to skończyć inaczej w tej chwili postanowiłam na tym zaprzestać, bo jest chujowo i będzie i mam to w dupie. A co za tym idzie. Nie powinnam o tym pisać, ale chcę was uświadomić, że jeżeli nie będzie przynajmniej 10 komentarzy na temat rozdziału od Was to nie dam następnego. Nawet jeżeli będziecie błagać.

To na koniec przemowy powiem tak. Zapraszam do czytania i w głębi mojej zjebanej do granic możliwości głowy mam nadzieje, ze będzie jakiś szał. Gdzie znając życie za bardzo się napalam i jest chujnia z grzybnią.
Jeszcze raz ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA :)



Pobiegłyśmy na górę do pokoju, gdzie w szafie wisiały nasze ubrania.
- Robimy zamianę bluzek? - zaproponowała przyjaciółka, przeglądając zawartość drewnianego mebla.
- A masz z Led Zeppelin? - zapytałam jakbym wątpiła, że ma i jakby w ogóle słuchała takiej muzyki.
- Tak. Ty przecież masz z Black Sabbath - spojrzała na mnie jak na idiotkę, po czym zaśmiała się.
- To zamiana - mało co nie krzyknęłam z uśmiechem. Wyciągnęłyśmy bluzki i rzuciłyśmy je na łóżko. Z walizki wygrzebałam skórzane spodnie, stare czarne trampki, kosmetyki do makijażu i kilka potrzebnych mi jeszcze rzeczy. Marry z jakiejś półki wyciągnęła czarne, jeansowe spodnie, kilka ciemnych cieni i glany z dna szafy. Aż się uśmiechnęłam na widok tych butów.

Parę minut później:
- Zawołasz Duffa na górę? - zapytała mnie, kiedy właśnie miałam się jej o to pytać. Nawet otwierałam usta, ale ona była szybsza. Niestety.
- Właśnie miałam się ciebie pytać o to czy mam coś zrobić z Duffem, żeby się nie nudził jak my będziemy się malować - powiedziałam wychodząc z pokoju. - Mogę pójść do łazienki i tam się pomalować, co nie? - spytałam tak dla pewności.
- Gdzie ty jesteś? - usłyszałam jej głos.
- Na schodach - krzyknęłam. Ten dom był wieki, ale jednak nie wyglądał jak mój mini pałac. Było mu do tego daleko. Ale co jak co to można było się tutaj zgubić. Nie raz jak byłam mała to gubiłam się tutaj. Mimo tego po dłuższej chwili czułam się w tym domu jak u siebie. A to co teraz jest to takie przejściowe. Nawet na początku jak zamieszkałam w LA to mama miała ze mnie bekę, bo za każdym razem pytałam się czy mogę coś zrobić, ruszyć, czy coś. Chociaż w domu trwało to jakieś pół dnia, a tutaj? Zobaczymy. Miejmy nadzieję, że mało.
- To jak przyjdziesz to ci powiem, bo nie chce mi się drzeć.
- Już się drzesz - zaśmiałam się. Zeszłam całkiem na dół, gdzie na kanapie leżał Duff z nogami na oparciu i na luzie przełączał kanały w kablówce. Pokręciłam głową jak niezadowolona matka ze swojego dziecka.
- Widzę, że już się rozgościłeś - westchnęłam teatralnie. - Bo wiesz, chciały byśmy z Mar żebyś poszedł na górę, do nas do pokoju - wskazałam głową na piętro mieszkania.
- Tak? Czyli będziecie się malować? - wstał z mebla i podszedł do mnie. Serio? Nie wiedziałam, że jestem już pomalowana kredką na oczach albo lepiej, że jestem już gotowa.
- Tak. Ja krótko się maluje, nie wiem jak Marry - wzruszyłam ramionami nie wiedząc co mogę jeszcze powiedzieć. Chyba wszystko powiedziałam.
- To nie lepiej żebym ja poszedł do domu przebrać się i potem po was przyszedł jak będziecie już gotowe? - spojrzał pytająco na mnie tak jakby chciał abym ja decydowała o wszystkim.
- Powiedz to Marry, ona ci powie co masz zrobić. Ja tu nie decyduje - podniosłam ręce w geście poddańczym. Zauważyłam jakieś dziwne błyski w jego oczach, odwrócił się na chwilę zamykając oczy. - To chodź na górę. No chyba że chcesz, abym cię tam zaprowadziła za rękę jak małe dziecko? - jakoś dobry humor mi dopisywał. Nawet blondyn to zauważył.
- A chce ci się? - zapytał z jakimś takim podstępnym uśmieszkiem.
- No - odpowiedziałam przeciągając ostatnią literę.
Żyrafa rozglądnęła się, czy przypadkiem nikogo nie ma w domu, złapała za rękę i oświadczyła żebym go ciągnęła na górę. Pierw spojrzałam na niego jak na idiotę, jednak po chwili przyjęłam to wyzwanie.
Pociągnęłam go z całej siły tak że poleciał na te wielkie ciemne, drewniane schody. Tylko zachichotałam, kiedy odwrócił się ujrzałam twarz próbującą mnie zabić. Złapałam Duffa za rękę i ciągnąć go po schodach prowadziłam do pokoju przyjaciółki.
- Marry! Przyprowadziłam ci tą naszą farbowaną Żyrafę! - wybuchłam głośnym śmiechem kiedy na mnie spojrzeli z dziwnymi wyrazami twarzy. - No co?
- Od kiedy jestem Żyrafą? - zapytał blondyn. Zrobiłam minę myśliciela i próbując się nie roześmiać pomyślałam o tym kiedy on stał się Żyrafą. Tak, albo jak do mnie przyjechał w tym roku, albo jeszcze jak byliśmy na Florydzie na tamtych wakacjach.
- Po dłuższych naradach z samą sobą stwierdzam iż od kiedy przyjechałaś do mnie do LA - powiedziałam to takim oficjalnym tonem aż się sama zdziwiłam.
- Aha - burknął, a ja wybuchałam śmiechem.
- O właśnie, miałeś sprawę do nas. Too... Jak jesteśmy wszyscy w jednym pokoju i nikt nie musi się drzeć to pytaj się - zwróciłam się do Duffa, jednak to nie był koniec "spraw". Teraz przeszłam do przyjaciółki. - Miałaś mi powiedzieć co z tą łazienką.
- Pierw Duff, potem ci odpowiem - obróciła się na krześle i spojrzała na blondyna tak żeby zaczął mówić.
- Bo ja pomyślałem, że mógłbym pójść do domu zanim wy się ogarniecie - powiedział, a ja usłyszałam taką nieśmiałość w tym co mówił. - Wiecie, poszedłbym przebrać się, coś zjadł, bo jestem trochę głodny - popatrzyłam na jego brzuch. Ale co to miało znaczyć to już nie wiem.
- Co ty na to Reb?  zapytała Marry.
- Yyy... Ja? - zacięłam się. - Niech robi jak chce.
- Nie będę zachowywać się jak jakaś matka, więc rób co chcesz i jak już ogarniesz co masz ogarnąć to przyjdź po nas, albo spotkamy się u Matta - uśmiechnęła się, po czym gestem ręki pokazała mu, żeby już sobie poszedł. - Czekaj jeszcze! - zatrzymał się i wychylił zza ściany. - Wspominał o której mamy tam być?
- Mówił, że coś koło siódmej, także macie jeszcze czas. - zaczął iść na dół po schodach. - Coś koło piątej będę po was.
- Po co tak wcześnie? - zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
- Bo znając życie jeszcze wyciągnie nas na piwo, albo wino. Wiesz u nas to taka norma, co nie? Jeszcze znając życie tam trzeba będzie zanieść coś ze sobą - wzruszyła ramionami. - A co tej łazienki... to możesz tam iść, tylko trochę słabe światło jest. Chyba, że zaświecisz sobie lampkę, bo coś mi się wydaje, że mama zmieniała żarówki - kiwnęła głową. - No, a teraz leć się malować, bo jeszcze musimy się uczesać i ubrać.
- Jasne - odpowiedziałam, z łóżka zabrałam kosmetyki i poszłam do łazienki.

Dwie godziny później:
- Marry skończyłaś już? Chce się przebrać - moja przyjaciółka zamknęła się w pokoju i ciągle nie chce wpuścić mnie do niego. - Marry! Umieram! Otwórz drzwi!
- Zaraz, tylko niech skończę - usłyszałam przez drzwi, zaczęła chodzić po pokoju coś nucąc. A że mi się teraz nie chciało stać pod tymi drzwiami to siadłam i oparłam się o nie.
Niespodziewanie otworzyły się, a ja chwile później leżałam na podłodze. W tym samym momencie wybuchłyśmy śmiechem. Zaczęłam przyglądać się brunetce, wyglądała jakoś inaczej. Na prawdę. Nie raz widziałam ja w pełnym makijażu, ale teraz to już... Nie mam słów. Ale wyglądało to zajebiście. Maiła lekko natapirowane włosy, gdzie nigdzie wystawały jej pojedyncze kolorowe pasma włosów w odcieniach różu, czerwieni, fioletu i pomarańczy. Oczy miała pomalowane ciemno brązowymi cieniem, a usta czerwoną szminką. Ubrana w moja bluzkę z Black Sabbath z nazwą zespołu i wizerunkami członów zespołu, do tego ciemne jeansy i glany. Na szyje zawiesiła wisiorek z kluczem, a na uszy błyszczące, małe wkręty, które widać było pod światło, albo dopiero jak zabrała włosy z uszu. Co do mnie to ja jak na razie miałam na sobie stare ciuchy, byle jakiego kucyka na głowie i wymalowaną twarz jasnym pudrem, a oczy czarną kredką.
- Jak ty wykurwiście wyglądasz - skomentowałam i wstałam z podłogi.
- Dzięki - kiwnęła głową. - A teraz czas na ciebie, Reb. Czekam na dole przy telewizorze, tylko nie siedź za długo. Przyszła już moja mama?
- Nie, chyba nie. Nie słyszałam nic jak byłam w łazience  pokręciłam głową i weszłam do środka pokoju. - Mówiłaś, że masz złe światło w łazience. I wiesz co? Jest ono dobre - uśmiechnęłam się.
- Mów co chcesz, ja twierdze, że jest złe - wyszła z pomieszczenia i mnie zamknęła. - Ty się tam ubieraj i chodź na dół, będziemy miały więcej czasu dla siebie zanim ta farbowana kura przyjdzie po nas - zaśmiała się, usłyszałam jak schodzi na parter.
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę piętnastą, czyli mamy jeszcze ponad godzinę żeby się zebrać. Jak ten czas szybko leci. Siadłam przy biurku, tam też było lusterko, wielkie lusterko. Rozwiązałam kucyka. Włosy opadły mi lekko na ramiona. Wzięłam grzywkę w dłoń, przedzieliłam na dwie równe części i dobrałam trochę z tych normalnych. Związałam dwa warkoczyki z tej części i trzymając w ustach zaczęłam robić wysokiego kucyka z reszty. Na koniec dodałam te nieszczęsne dwa plątańce i natapirowałam, żeby dodać im objętości. Szczerze to nie wiem jak ja się rano uczeszę.
Pierwsze co ubrałam to bluzka. Widniała na niej okładka z jednej z płyt zespołu. Do tego założyłam spodnie, skarpetki, trampki i zeszłam na dół. Jednak w połowie schodów cofnęłam się, bo zapomniałam o dodatkach. Na lewą rękę założyłam miliony srebrnych bransoletek, na uczy kolczyki-agrafki. Teraz ze spokojem zeszłam na dół wiedząc, że wszystko jest na swoim miejscu.
Siadłam obok Marry na kanapie. Po chwili zauważyła, że jestem tutaj i zaczęłyśmy rozmawiać oglądając jakiś film z połowy lat pięćdziesiątych. Po godzinie zawitał Duff w swoim planowanym stroju. Co do tego to nałożył tak jak ja stado bransoletek, które za każdym ruchem ręki dzwoniły. Marry śmiała się, ze dobraliśmy się strojami.
- Dzieci,, może chcecie coś jeszcze zjeść? - z kuchni wyjrzała pani Wissar. Samo akurat wtedy kiedy mieliśmy już wychodzić.
- Mamo mieliśmy już wychodzić - powiedziała zrezygnowanym głosem Marry. - Ale chyba możemy coś jeszcze zjeść przed drogą, co?
Wszyscy kiwnęliśmy głowami. Przeszliśmy do kuchni, gdzie czekały na nas gotowe kanapki, cały talerz kanapek. W ciągu kilku minut nie było ich na talerzu, wszystko popiliśmy litrami herbaty i jak strzały wylecieliśmy z domu.
- Wreszcie poza domem. Jak dobrze - westchnęła Marry z zacieszem na ustach wciągając świeże powietrze.
- Macie kasę? - zapytał Duff. To był jego pierwsze słowa od półgodziny. Wsadziłam ręce do kieszeni i zaczęłam grzebać, nic nie było oprócz małego zegarka.
- O Boże... Zapomniałam o pieniądzach! - krzyknęłam. -  A tak właściwie to po co mi jeżeli idziemy na domówkę? - zapytałam tak jakby nie orientowana o co chodzi tej tlenionej Żyrafie.
- Potrzebna. Później ci wytłumaczę - powiedział do mnie jak do małego dziecka. - Idź po pieniądze, a potem ci powiem.
Popatrzyłam na niego jak na głupka.
- Mów teraz, albo nie pójdę - zrobiłam minę małej, obrażonej dziewczynki. - Dopóki mi nie powiesz to nie ruszę dupy do domu i nie wezmę tego co trzeba - uparłam się.
- To chodźmy trochę dalej, a nie stoimy przed domem - wziął mnie pod rękę, a ja tylko spojrzałam pytająco na przyjaciółkę. Zaprowadził dwa domu dalej i zaczął mówić. - Bo wiesz u nas jest tak, że każdy musi przynieść coś od siebie. Przynajmniej u Matta i kilku moich znajomych.
- I tylko tyle chciałeś mi powiedzieć? - zapytałam niezadowolona, bo ja to bym nawet w domu powiedziała. Chłopak złapał się za głowę. - Ja bym to nawet mogła powiedzieć przy mamie Marry.
- Tak? O wszystkim? O alkoholu, o tym, że idziemy na całą noc? - zapytał tak poirytowanym głosem.
- Tak w sumie to nie o wszystkim. Ale wiadomo jest, że raczej o północy nie wróci i jej mama domyśli się, że będziemy tam cała noc - spojrzałam mu w oczy.
- No tak - popatrzył na swoje buty. - Chodź już do Marry. Będziemy powoli iść do Matta.
- Okej - spojrzałam w miejsce gdzie stała nasza przyjaciółka. Chociaż już nie stała. Teraz to ona siedziała na krawężniku i rysując coś w powietrzu uśmiechała się głupkowato.

Cztery godziny później:
- Mówiłam, że nic ci nie będzie jak tutaj przyjdziesz - upewniła mnie brunetka.
 Nawet spodobałaś się Mattowi - skomentował Duff. - Nie odrywa od ciebie wzroku od jakiś piętnastu minut.
Siedzieliśmy od połowy godziny na kanapie i moi kochani przyjaciele próbowali mi przekazać, że nie jestem problemem, pasuję tutaj bardziej niż oni oraz że sam gospodarz tego całego zbiorowiska jest całkowicie zadowolony jak i zauroczony moją osobą. No dzięki. Ale jakoś czułam się niepewnie. Nawet po dwóch piwach, które wypiliśmy przed przybyciem tutaj. Jeżeli chodzi o ten cały "zwyczaj" z wnoszeniem alkoholu to było tak... Weszliśmy do domu. Matt zabrał od Duffa połówkę, od Marry wino, a mnie oprowadził po domu i dopiero jak byliśmy w kuchni to zabrał to co ja miałam. Musiał opowiadać jak poznał moich przyjaciół, że chodzi z nimi do szkoły, jest starszy o rok. Cóż... Dużo tego jeszcze było, ale nie pamiętam. Wolałam jakoś być w swoim świecie i wyłapałam te najciekawsze informacje. Musiałam przyzwyczaić się, że będzie duuużo ludzi, głośna muzyka i że co drugi chłopak zawiesza na mnie oko. Chociaż to wcale nie jest takie złe. Gorzej mają dziewczyny tych chłopaków. Współczuje im. Aż mi poziom samooceny wzrósł.
- Super - uśmiechnęłam się krzywo. - Mógłby sobie odpuścić - mało co nie krzyknęłam widząc jak próbuje mnie gwałcić samym wzrokiem. - Jak dalej będzie się na mnie tak patrzył to mu zajebie - burknęłam wstając z kanapy.
- Gdzie idziesz? - zapytała Marry.
- Do kibla, a potem załatwić coś do picia, bo zaczyna mnie suszyć. Jakoś tutaj cicho - zauważyłam, że jakoś się rozgadałam. No cóż, trzeba coś z tym zrobić. Tylko, ze ja nic nie mogę. To wina alkoholu który krąży w moich żyłach.
- Też zauważyłam, że jest cicho. Nikt nie włączył muzyki. - powiedziała przyjaciółka, wstała za mną. - Pójdę do Matta i załatwię jakąś muzykę - uśmiechnęła się.
- Przynajmniej czymś się zajmie i nie będzie się na mnie patrzył - zaśmiałam się.
Podprowadziłyśmy się pod miejsca przeznaczenia. Co do Matta to już tak bardzo się nie patrzył, co mi wreszcie przestało przeszkadzać. Za to teraz zaczął Duff rozmawiając ze swoim kolegą. No dzięki. Aż tak bardzo przypominam ufoludka, że trzeba się na mnie patrzeć? No chyba nie.
Zaszłam do tej łazienki, ale oczywiście musiała być kolejka. Stały tak dwie osoby.
- Hej. To ty jesteś tą nową dziewczyną, co przyjechała na wakacje do Marry i Duffa? - zapytał mnie jakaś dziewczyna z tyłu. Odwróciłam się, aby zobaczyć kto to. Była niska, ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę na ramiączkach z ostrym makijażem. Żeby być miłym odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Tak. Nazywam się Rebecca.
- Jestem Roxanne. Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się pokazując szereg białych jak śnieg zębów. - Ładną masz bluzkę. Uwielbiam Led Zeppelin.
- Dzięki, ja też - po tym jak zaczęłam z nią rozmawiać to wywnioskowałam, że jest całkiem miła.
Stałam jeszcze jakieś pięć minut i rozmawiałam z Roxanne i wtedy nastała moja kolej.

16 komentarzy:

  1. jakoś lepiej mi się to czytało, naprawdę nie wiem od czego to zależy, a może to ja po prostu nie jestem już taka "łeee" i jest jakoś inaczej no cóż.
    No i nie denerwuj mnie tym swoim lamentowaniem...
    co poradzić że ludziom nie chce się pisać komentarzy. Wiem że to jest do dupy, ale same mamy ten problem, jednak uważamy, że jak się coś takiego zaczyna to trzeba skończyć

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tu! O kurwa, jaram się :D. Wspomniałaś o mnie i tak jakoś miło mi się zrobiło, że lubisz czytać moje komentarze z dupy wyjęte :D.
    Aż nawet się postaram ;3

    Ja tu się załamuję, odliczam w głowie "3 dni, 3 dni", wchodzę z nadzieją na Twojego bloga, a tu co? Nowa notka! Kocham Cię za to!
    Rozdział, jak zwykle świetny, ale to norma :D.
    Uwielbiam Cię chwalić xD.
    Znalazłam gdzieś parę powtórzeń, ale sama od wieków mam z tym problem, więc Ci wybaczam :D.
    Impreza imprezą, ale intryguje mnie ta Roxanne. Chyba ją lubię. Nie no, na pewno ją lubię!
    Nie przejmuj się brakiem komentarzy. Ludzie na pewno (o powtórzenie!) czytają, tylko im się nie chce komentować. Człowiek to z natury leniwa istota, wiem coś o tym.
    A teraz wcielam mój plan w życie, muahahahaha.
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hdjduebeuebhauwmfo
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hshsowbxkwbeueb!
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pjdsjspbsbsuebdidnxuz
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Iqiebefneidndiwbsyx
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  7. HsywvzncnxMZK
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hgfdkdjslsuwbeixnwoc
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Odwala mi, sratatatatata <3
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  10. Muahahahahaha :D
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz tu swoje 10 komentarzy ;*
    Nie mówiłaś, że nie mogą być od jednej osoby i że muszą być sensowne.
    Miało być i jest ;3
    Uwielbiam motywować ludzi!
    ~ Oddana, motywująca i zawsze czytająca K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ale to nie fair!
      Hahahahahahahhaha.
      Żebyś zobaczyła moją reakcje w nocy jak ja zobaczyłam swojego bloga.
      Hahahahaha.
      Taka druga w nocy, nie mogę spać, wchodzę na bloga z myślą, ze może będzie chociaż jeden głupi komentarz, a tam patrze 11. I takie "Serio...?". Potem patrze co zrobiłaś i tak, nie to, że się wkurzyłam sama nie wiem za co to leje z tego jak pojebana mało co nie budząc rodziny. Ale na koniec stwierdziłam, że umarłam i że może jednak napiszę następny rozdział, który będzie zakończeniem tego co tu zaczęłam. I będzie krótkie, wreszcie. Ale jeszcze nic nie postanowiłam. O 2 w nocy mam różne dziwne przemyślenia.

      Usuń
    2. Zakończeniem tego, co tu zaczęłaś? Czyli imprezy, tak? A nie całego opowiadania, prawda? Powiedz, że prawda, bo się załamię.
      Przepraszam, że Cię wkurzyłam :C
      Życzę dużo, dużo weny, jakiejś motywacji i wgl chęci do dalszego pisania.
      ~ K.

      Usuń
    3. Tak, imprezy, bo opowiadania szybko nie skończę.
      Ale te wkurzenie było pozytywne :). Także nie musisz przepraszać :D.

      Usuń
    4. Oo to dobrze :D
      Trzymam Cię za słowo, że szybko nie skończysz opowiadania ^^
      I cieszę się, że to było pozytywne wkurzenie C;
      ~ K.

      Usuń
    5. Hahahahahaha :D
      Idę pisać rozdział. Może jeszcze uda mi się go wstawić.

      Usuń