czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 28

 Dzisiaj świętujemy rocznicę bloga.
Mało, ale to nic. Macie dodatek, który powinien umilić wam czytanie  Van Helen, Jon Bon Jovi, Phil Collins, Prince  Lemon. Chociaż nie wiem. Nie znam się na angielskim.
Dedykacja dla Victorii, bo pisała ze mną jedną scenę, ale zawsze coś :)
No to zapraszam. Dzisiaj nie będę zrzędzić, że nie ma komentarzy, bo nie mam czasu ani ochoty. Może kiedy indziej.
Plus na out-of-my-own.blogspot.com jest rozdział. Już 6.

Tak przy okazji Wszystkiego Najlepszego dla Jamesa Hetfielda.


  Jakieś cztery dni temu wyjechali od nas William i Jeffrey. Z Marry całą noc opłakiwałyśmy jak głupie ten ich wyjazd. Biedna Żyrafa próbowała nas pocieszyć, ale nic nie wyszło. Kazałam im zadzwonić jak przyjadą i tak zrobili.  Mi tylko zbierało się na płacz jak rozmawiałam. Gorzej było z moją przyjaciółką.
  Trzy dni temu całą naszą trójką wbiliśmy na jakąś domówkę po tym jak najebaliśmy się tanim winem z pierwszego lepszego klepu. Pierwszy raz w życiu widziałam tak nie ogarniętego Duffa. Ale co jak co to tam lała się wódka z kranu, a narkotyki to miała co trzecia, jak nie co druga osoba. Jakoś tak o piątej nad ranem zbudziliśmy się, z dobrym humorem wyszliśmy z tego pobojowiska i po jakiejś godzinie szukania domu dotarliśmy do niego. Współczuje tym ludziom co to organizowali. Ale mieli do sprzątania.
  Tak, teraz siedzę w busie i wspominam poprzednie dni. Zapierdala on z prędkością światła. A mówiąc po ludzku to jakieś 60-70 kilometrów na godzinę. Jest jeszcze problem z tym, że Duff z Marry po obrażali się na siebie. Co mnie wkurzyło, bo liczyłam na inny przebieg tej "wycieczki". Przyjaciółka siedzi obok mnie, nawet słońce jebiące po oczach nie przeszkadza jej w spaniu, a blondyn po drugiej stronie busa,mało co się nie śliniąc z założonymi rękoma jak jakaś obrażona królewna.
 Według moich obliczeń jest jakaś czwarta nad ranem. Przez całą noc nie mogłam spać. Zaraz zanudzę się tutaj na śmierć. Wszyscy dookoła śpią, a ja jak już wspomniałam nie mogę. Jeszcze na dodatek siedzę w tej samej pozycji od jakiś trzech godzin i nogi zaczynają mnie roznosić. Nie wiem jak ludzie mogą tak długo wytrzymać w jednej pozie. No dobra, żeby nie było, że rozniosę busa, to zmienię to jak siedzę. Przesunęłam się na bok siedzenia, oparłam nogi o poręczę oddzielającą fotel od podłogi, albo może przestrzeni między dwoma fotelami. Głowę przytuliłam do oparcia i zaczęłam liczyć godziny jazdy.
  Wyruszyliśmy o dwudziestej. Teraz jest czwarta rano, więc jedziemy aż osiem godzin. Geniusz matematyczny ze mnie. Planowane jest jakieś 34- 36 godzina jazdy. Także przy takiej prędkości będzie gdzieś 36 godzin, czyli jakieś dwadzieścia osiem do końca. Powinniśmy być jutro na 8 rano na miejscu.
  Ciekawa jestem kiedy kierowca zrobi przerwę w jeździe, bo w końcu jedzie całą noc i zmęczony to on raczej jest. I chyba ma przy sobie pomocnika. Także mógłby zrobić małą dziesięcio minutową przerwę na na przykład kawę, lub inne takie podobne. Chyba każdy po przebudzeniu potrzebuje pójść do toalety lub napić się czegoś ciepłego. Ale dobra, jest rano i wszyscy jeszcze śpią.
  Szczerze to lepiej byłoby pojechać samochodem. Przynajmniej można by było się zatrzymać na noc, pospać w łóżku, a nie na tym czymś. No dobra ale co ja marudzę. Chociaż... Ktoś z nas może już mieć prawko i samochód. Mamy po 16 lat. No chociaż Duff nie, bo jemu brakuje jeszcze niecałego roku. Za dużo myślę, muszę zasnąć chociaż na pół godziny, zawsze będzie coś.

 Po chwili udało mi się zasnąć. Chyba. Obudziłam się. Ciemno tu jak w dupie i jebie fajkami. Prawie jak w melinie za barem. W tej chwili zorientowałam się, że siedzę na poduszce, ewentualnie kanapie i że ktoś chucha mi w twarz. No kurwa, ktoś wymyślił miętówki.
- E, Reb - ktoś mruknął mi cicho do ucha. Znałam ten głos. To McKagan.
- Co? - krzyknęłam szeptem co mnie rozbawiło i z jakiegoś powodu byłam mniej wkurwiona na niego.
- Nic - odpowiedział tak samo. - Wiesz, ciemno tu - mruknął, a ja zrobiłam minę typu "no co ty nie powiesz?". Niestety nie mógł jej zobaczyć. A szkoda - Przytulisz mnie? Boję się ciemności.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem odsuwając się od niego. - Chyba nie usłyszałam - powiedziałam głośniej i poczułam, że znajduję się w objęciach blondyna. - Puść mnie! - warknęłam - Marry będzie zła - wypaliłam. Powiedziałam cokolwiek byle uwolnić się z tego męczącego uścisku.
- Czemu Marry ma być zła? - zapytał. - Przecież ona jest z Willem - powiedział, a ja popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. - A nie, ona jest z Jeffem - poprawił się.
- Piłeś coś? - zapytałam oszołomiona.
- Nie, chyba. Myślę, że Jeff to imię dla psa.
- Co? - usłyszałam głos Marry. - Reb wstawaj - warknęła, a ja wyrwałam się z głębokiego snu. - Mamy przerwę, wyłaź! -  Nie ogarnięta sytuacją wstałam i wyszłam za przyjaciółką w stronę czegoś podobnego do baru rozglądając się dookoła. Nigdzie jednak nie mogłam dostrzec tej wysokiej, farbowanej blondynki (tzn Duff).
- Eee... Marry, gdzie jest Duffy? - zapytałam teraz półprzytomna, a ona spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Duffy? Ta natapirowana wysoka kura? Śpi dalej. - Zrobiłam minę mówiącą "obudźmy go, bo potem się nam zsika, czy coś i będzie kłopot". - To ty obudź tą księżniczkę, bo on mnie wkurwia - Marry poszła do baroczegoś, a ja budzić Duffa.

  Po jakiś pięciu minutach bezczynnego próbowania wybudzenia ze snu mojego kolegi, wszyscy zaczęli się spowrotem zbierać. Zrezygnowałam z dalszych prób. Wyszłam z busa, żeby jeszcze raz rozprostować nogi. Zauważyłam Marry idącą z ciekawskim uśmiechem w moją stronę.
- I jak obudziłaś Duffa?  zapytała łapiąc mnie za rękę i wpakowując do busa. Siadłyśmy na naszysch miejscach.
- Nie, ma za mocny sen - pokręciłam głową i spojrzałam na Żyrafę kręcącą się w swoim siedzeniu. Nagle otworzył oczy, a ja przerzuciłam wzrok spowrotem na przyjaciółkę.
- Za to twój nie i na dodatek gadasz przez niego - uśmiechnęła się i zaczęła przyglądać Duffowi. - Nie wiem dlaczego w snach męczył cię Duff, ale coś mi się wydaje, że coś jest między wami - stwierdziła.
Spojrzałam na nią oburzona, prychnęłam i oparłam się na oparciu. Zaczęłam myśleć. Sama nie wiem o czym. Po prostu miałam pustkę w głowie i nie docierało do mnie nic z zewnątrz. Taki stan totalnego wyłączenia się od wszystkich.
- Jak to między nami coś jest? Ty chyba sobie żartujesz, co nie? - spytałam cicho.
- Nie, nie żartuje. Ja to widzę. - jej oczy zaczęły się śmiać, posłałam jej pytające spojrzenie. - Zobaczysz w Seattle co będzie. Tylko nie wiem jak ty sobie poradzisz z Jamesem.
- James - powtórzyłam jego imię bez żadnego uczucia.
 Aż dziwne, bo jeszcze miesiąc temu srałabym ze szczęścia słysząc jego imię, a teraz nie. Dziwne po raz drugi. Coś mi się wydaje, że wpadłam w niezłe kłopoty. Dlaczego? Bo zauroczona chciałam z nim być, a już mi przeszło. Byłby z niego niezły przyjaciel. Coś wątpię, ze będzie. Co ja poradzę, że zawsze jest tak, że jak ludzie zerwą ze sobą to obiecują sobie przyjaźń, a chwile później wszystko się jebie i nikt nie chce się znać. Zawsze warto mieć jakieś nadzieje, ze się ułoży. Ale tak to mówią optymiści, a ja nią nie jestem. Jestem realistką. To może żeby nie było, że zaczynam robić z siebie pesymistkę to powiem tak: "Pożyjemy zobaczymy".

11 komentarzy:

  1. Nie mam dziś weny na pisanie twórczych komentarzy. Napiszę tylko, że przeczytałam i wyszło dobrze ; ).
    A wiesz co? Miałam dzisiaj popieprzony sen z Kurtem Cobainem w roli głównej. A najśmieszniejsze jest to, że nie słucham Nirvany. Dziwna jestem, ale co Ciebie może obchodzić mój sen XD. Musiałam się nim z kimś podzielić, wybacz :D.
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja lubię słuchać ludzi :D.
      Mi tam się śniło, ze chodziłam ze starym Slashem i Axlem po Tesco xD. Zawsze spoko, co nie?

      Usuń
    2. Hahah, świetne. Wolałabym spotkać któregoś z Gunsów we śnie, zamiast Kurta. :D Zazdroszczę ;>
      ~ K.

      Usuń
    3. Kurt też dobry :D.
      Nie ma czego zazdrościć. To tylko sen. :D

      Usuń
  2. Przeczytałam to już wcześniej, ale jakoś nie miałam ochoty pisać - okropna jestem co?
    Jest dobrze jak zwykle, bardzo jestem ciekawa kiedy spotkają Stevena i Slasha :D
    Sny... każdy mój sen jest chory
    w jednym Izzy minął mnie dwa razy na pasach najpierw młody, a potem teraźniejszy, a w innym szukałam Kirka Hammetta po mojej szkole bo ja byłam z Jamesem, a Fly nikogo nie miała i była smutna a przecież ona lubi 'kręconych' XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahhahahaha nieźle. Masz genialne sny.
      Na razie planuje kiedy ich spotka Reb, ale nie wyjawię tego. Musisz być cierpliwa, a się doczekasz :D. Piszę jak jakiś ksiądz.

      Usuń
  3. Tym rozdziałem narobiłaś mi w głowie takiego burdlu, że zaraz zalęgną mi się tam dziwki, no bo... Co się przed chwilą stało? Jakaś balanga, potem nagle cała trójka znalazła się w busie... Dopiero pod koniec zorientowałam się, że jadą do Seattle. Ale od kiedy mięli tam jechać?
    Wybacz, ale ni chuja nie pamiętam, co było rozdział temu i to może właśnie dlatego piszę jak piszę. Nie, kurwa, ja nie piszę. Ja nie myślę, nie czuję i nie mówię i mam kaca, chociaż nie piłam. Łeb mi pęka i kradną mi fajki, tak po chamsku. Nawet nie usłyszę "dziękuję", albo "czy mogę", ani nawet "pocałuj mnie w dupę", NIC! I w ogóle wszystko jest do dupy, hohohoho, śmiech na sali. ;-;

    Przepraszam Cię, Trish.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no nic się nie stało :).
      Ale wiesz, Reb i Marry ustalały to we wcześniejszych rozdziałach,. Nawet nie pamiętam których, ale to szczegół. A może to ja miałam tylko w głowie? To jest dziwne.

      Usuń
  4. nie no, co Ty, nie obraziłam się! <3 mam nadzieję, że Ty się nie obraziłam za zwlekanie z komentarzami. czytałam wszystkie rozdziały na bieżąco, ale zaniedbałam komentowanie. od następnego rozdziału u Ciebie będę zostawiać komenty :)

    no i nie obraziłam się! XD :*

    OdpowiedzUsuń
  5. http://there-s-no-difference.blogspot.com/ Zapraszam do mnie na specjalny rozdział 9 u mnie

    OdpowiedzUsuń
  6. http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ u mnie nowy :)

    OdpowiedzUsuń