wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 17

Stwierdzam iż sok pomarańczowy źle na mnie działa. Dzisiaj w Empiku pierwszy raz w życiu dali mi GROSZ RESZTY. To jest po prostu cud.
+ Ankieta. Proszę głosujcie :).

Do domu wróciliśmy pijani. Matka wisiała na telefonie, a co za tym szło nie zauważyła nas. I dobrze! Pamiętam tylko jak wychodził balkonem z mojego domu i jak mało co nie wpadł do basenu machając mi na pożegnanie. Do końca roku szkolnego został tydzień, spędziłam ten czas z Jamesem i jego przyjacielem - Larsem Ulrichem. Lars był Duńczykiem, miłym, zabawnym, miał zajebiście zielone oczy, jasnobrązowe włosy. Był trochę niższy ode mnie.
W dzień końca roku dostałam zaproszenie do nich do szkoły. Właściwie to oni mnie wybłagali o to abym przyszła do nich. No to co się będę sprzeciwiać. Poszłam.  Po zakończeniu i jak się wszyscy rozeszli, my powędrowaliśmy do jakiegoś parku na wzgórzach Hollywood. Po najebaniu się w cztery dupy pijanym krokiem poszliśmy przez główne ulice do mnie do domu. Na szczęście zapadał wieczór i nikt aż tak nas nie zauważał, a może po prostu było tyle pijanych ludzi, że nie czepili się nas. Jakoś dowlekliśmy swoje szanowne dupy do domu około dwudziestej trzeciej. Mieli mnie podprowadzić pod chatę, ale okazało się, ze niby bałam się wejść po schodach i wyklinałam je na całą ulicę począwszy od debili skończywszy na dziwkach i tym podobnych.

Rano wstając poczułam taki zajebisty ból głowy jakby miałoby mi rozpierdolić czaszkę od środka. No ja dziękuję za takie coś. Przypomniawszy sobie o tym, że towarzystwo z Seattle miało przyjechać po południu zerwałam się na proste nogi. Co nie było za dobrym pomysłem, bo zaczęło mi się w głowie kręcić, a co za tym szło zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Potem nic nie pamiętam aż do tego, że moja mama klęczała przy mnie i coś pierdoliła o późnym chodzeniu spać.
- Mamo, ale tu nie o to chodzi - zaczęłam mało co się nie wygadując, że to sprawka wczorajszego picia w parku.
- Jak to? Przecież ty wczoraj wróciłaś jakoś przed pierwszą - oburzyła się, a ja tylko westchnęłam błagająco żeby dalej nie mówiła.
- Mamo, ale ja w domu byłam gdzieś o 23, tylko mnie koledzy odprowadzali - wytłumaczyłam. - I oni zostali na trochę dłużej.
- A kto był? - zapytała.
- A co ty z policji jesteś, że się mnie dopytujesz? - no ile można? Musiałam w końcu wybuchnąć. - Jeszcze nie dawno stałaś nade mną i jak jakaś katarynka gadałaś mi nad uchem, żebym poszła na miasto i kogoś poznała, więc tak zrobiłam.
- No tak, przepraszam. Ale jestem ciekawa kto to był.
- James i Lars - odpowiedziałam zrezygnowana wstając z podłogi  i pocierając obolałe miejsce z tyłu głowy.
- Kto to Lars? - zapytała, a ja mało co jej nie przywaliłam.
- Mamo! - warknęłam - Czy ty tyle musisz wiedzieć? Ja się ciebie nie pytam z kim się poznałaś w Los Angeles, jak nazywają się twoi znajomi z pracy. - wybuchałam znowu.
- No tak - ściszyła głos jakby była upokorzona. A dobrze jej tak. Chociaż raz. Podeszłam do szafy i wyjęłam czystą bieliznę, bluzkę i spodnie. - To może ja sobie pójdę - zaczęła przepraszającym tonem. Kiwnęłam głową potwierdzająco, a ona zniknęła za drzwiami. - Kupiłam ci zegarek do pokoju!- krzyknęła zadowolona zza ściany.
- To super! - weszłam do łazienki.
Umyłam się, ubrałam, zeszłam na dół gdzie mama kończyła robić śniadanie. Usiadłyśmy razem i wymieniając kilka zdań zjadłyśmy danie. Po wszystkim zaczęła się szybko gdzieś zbierać i po połowie godziny wyleciała z domu jak oparzona drąc się, że musi coś załatwić na mieście. Uff! Chociaż tyle spokoju. Poszłam do siebie, otworzyłam balkon a wraz z tym poczułam jak wieje na mnie zimne powietrze. Jednak mimo tego niemiłego powitania z pogodą wyszłam na taras i zaczęłam oglądać okolicę. Nad całym miastem wisiały ciemne deszczowe chmury, z których słońce nie mogło się wydostać, ale dawało o sobie znaki, bo od czasu do czasu pojawiała się poświata tej o to gwiazdy. Weszłam spowrotem do środka tego "zamku". Po kilku sekundach zawitałam u mamy w pokoju. Jak zawsze był czysty, olśniewająco czysty. Przeciwieństwo mojego pokoju, bo tam już robił się artystyczny nieład. Zaczęłam grzebać na półkach z książkami mamy, jedyne co znalazłam do czytania to harlequiny. Niektórzy by od razu pomyśleli, że szesnastolatki nie powinny czytać takich książek, ale nie to się widziało i słyszało. Zeszłam na dół, siadłam w wygodnym skórzanym fotelu i chłonęłam książkę.

Nagle usłyszałam dzwonek, który wyrwał mnie z lektury. Akurat byłam w połowie. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je. Nic. Znowu dzwonek. Poszłam do kuchni, odebrałam telefon.
- Halo? - zapytałam do słuchawki.
- Cześć, Reb. Tu Marry, jesteśmy w LA na lotnisku... - usłyszałam głos Marry.
- Co? Na l-lotnisku? - zapytałam tym samym przerywając jej monolog.
- Tak, na lotnisku. Przyjedziesz po nas? - zapytała.
- Ale.. ale ja nie mam samochodu. A moglibyście przyjechać taksówką?
- Nooo... Nie zbyt, bo mamy mało kasy - powiedziała lekko zasmucona. - Musieliśmy wydać na biletu do samolotu, bo bus nam uciekł, bo Duff się grzebał i przylecieliśmy samolotem, bo następny bus był dopiero dzisiaj... - tłumaczyła, a w mojej głowie powstawał plan jak to zrobić, aby to oni nie płacili za przejazd tylko ja. Jest!
- Marry, a jakbyście wsiali do tej taksówki, podam wam mój adres i zapłacę za was jak będziecie u mnie? - w końcu zapytałam.
- Jesteś genialna! - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - Słuchaj, miałam ci coś mówić tylko wypadło mi z głowy...
- Opowiesz mi jak przyjedziesz. Czekaj, podam ci adres. Masz coś do pisania pod ręką? - zapytałam siadając na oknie.
- Yhym, Duff ma - rzuciła, a potem w jego stronę. - Dawaj mi tą kartkę i długopis, Michael.
- Nie mów tak do mnie! - warknął, a ja zaśmiałam się.
- No dyktuj ten adres - zdenerwowała się Marry.
- Tak, już - przerwa, na oddech i dyktuję. Na szczęście dobrze że pamiętałam adres. - 474 Bel Air.
- Dzięki - rzuciła, po czym do Duffa - Pisz ten adres. 4-7-4  B-E-L  A-I-R. - spowrotem wróciła do mnie. - Dzięki jeszcze raz. To lecimy łapać taksówkę, jak oczywiście ta ciota czegoś nie zgubi lub nie zapomni...
- Nie jestem ciotą! - oburzył się.
- Nie kłóćcie się - zaśmiałam się. - Lećcie już do tej taksówki. Pa.
- Cześć - rzuciła i rozłączyła się.
Odłożyłam telefon i wyszłam z domu. Zawiał zimny wiatr z nad oceanu, zatrzęsłam się i pomaszerowałam po jakąś bluzę. Po jakiś pięciu minutach stania i wybierania między kurtką jeansową, swetrem prawie do kolan i ramoneską, wybrałam to ostatnie. Dlaczego akurat dzisiaj musi być zimno? Dlaczego? Jeszcze tylko dać ulewę i pioruny. Los Angeles kurwa! Takie tam szczęście... Ale nie o tym, nie o tym. Szybkim krokiem wyszłam przed dom po drodze zabierając kasę za przejazd Marry i Duffa. Stałam oparta głową o bramę. Po jakiś 10, może 15 minutach przyjechała taksówka. A ja zadowolona mało co nie wyskoczyłam przez tą bramę, ale powstrzymałam się. Jak kulturalny człowiek wyszłam przez drzwiczki. Pierwszy wyskoczył McKagan. Urósł i to bardzo. Wyglądał jak żyrafa.
- Reb jak ja cię dawno widziałam - rzucił się na mnie.
- Cześć Michael - krzyknęłam śmiejąc się kiedy mnie podniósł. W tym samym czasie wyszła moja przyjaciółka. - Mógłbyś mnie już puścić - powiedziałam po dłuższej chwili.
- Jasne, już - poluzował uścisk i zaraz byłam na ziemi. Przyjrzałam się Marry. Miała krótsze włosy, tak mniej więcej do połowy łopatek, była trochę wyższa. Byłyśmy teraz równe.
- Czeeeść! - teraz to ja się rzuciłam na nią.
- Heej. Jak ja cię dawno widziałam - powiedziała ciesząc się.

Rozdział taki na zapchaj dziurę, ale jest. I następny będzie lepszy i to o wiele, bo ten musiałam dodać, bo w końcu nie bedę pisać takiego w chuj długiego, bo w końcu komuś oczy padną...

13 komentarzy:

  1. Żyrafa i te jego "cięte riposty", kurwa, jakież to piękne! : 3

    Wiesz, rozdział może jest taką - jak to określiłaś - "zapchaj dziurą", ale co tam, czasem i takich trzeba, ale to znaczy to samo, co fakt, że nie specjalnie wiem jak to skomentować, no bo co? Wielkie zajebiste chlanie z Jamesem i Larsem, a potem towarzystwo ze Seattle i w ogóle... No, zajebiście, tylko jedno pytanko - towarzystwo z Lafayette też ma przybyć? Czy może będzie później? Ya know, możesz w końcu poznać żyrafę z wampajerem i wiewiórą, a potem na jakiejś popijawie, czy może w barze jeszcze "szczęśliwym" trafem skonfrontować ich z kudłaczem i popcornem, a potem cała ekipa, łącznie z Marry do hellhouse, kurwa! XD
    Tylko ten, skoro tak będzie to co z Jamesem i Larsem? Tak, kurwa, wiem, pewnie znowu snuję jakieś bezsensowne scenariusze ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Axl i Izzy będą w następnym. Ale nie chce nic mówić.
      Trish

      Usuń
  2. czytam sobie, czytam, czytam i nagle koniec. why? ;_____;

    to chyba nie jest pierwszy rozdział, w którym Reb ma coś do schodów, prawda? wiesz, mnie niektóre też wkurwiają, jak np. się potknę, ale bez przesady, nie wyzywam ich od debili i dziwek XD

    faktycznie ma wkurwiającą tą mamę. nie dziwię się, że jej w końcu coś powiedziała. moja mama też niby jak zobaczy mnie na mieście czy tam przez okno z kimś kogo nie zna to też pyta: "kto to?" etc, ale... no kurwa. nie wyobrażam sobie, żeby np. rozmawiała sobie z moim chłopakiem o naszych spotkaniach i relacjach albo żeby sobie przechodziła obok, kiedy się całujemy (tak jak to było w poprzednich rozdziałach).

    wiesz co? :c jak mi napisałaś, że Jaymz i Reb nie będą się "ten tegesować", to sobie pomyślałam, że oni się rozstaną! ;cc że Rebecca rzuci go dla Duffa czy kogoś innego. jakby go rzuciła dla Larsa to jeszcze bym przeżyła, ale chcę, żeby była z Jamesem. pasują do siebie, według mnie byliby bardzo ładną parą! (chyba zresztą już są).

    no więc to chyba na tyle... nauczycielka od polskiego się wkurwiła na kilka osób w klasie i jutro mamy sprawdzian z całego materiału lekturowego z całego gimnazjum, więc muszę to ogarniać i słabo myślę -,-

    aha, mam nadzieję, że jeszcze Larsik się pojawi :3

    czekam na kolejny ;-**********

    OdpowiedzUsuń
  3. http://sad-but-true-life.blogspot.com/2013/04/ludzie-moje-zycie-wasnie-lego-w-gruzach.html
    Masz i śmiej się z mojego życia i z tego co odkrywam na GOoogle Grafice >__<

    Rozdział NIEZAPCHAJDZIURA tylko zajebioza.
    O Szatanie, jak ja lubię tą mamę. Wypytuje jak moja babcia, ale jak krzykniesz to przestanie. Heu heu.
    Jedna dziwna rzecz. Zdanie w pierwszym akapicie:

    "Lars był Duńczykiem, miłym, zabawnym, miał zajebiście zielone oczy, jasnobrązowe oczy."

    ???

    1. Lars ma szale ocy. (szare oczy)
    2. Dafak, dafak po ostatnim przecinku?! .__.
    3. Larsi ma zgrabne nóżki :3


    Kiedy randka z Jamzem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Ma zielone oczy! Mogę się kłócić, mam argumenty.
      2. O ja, o ja. Miało być włosy. Idę poprawiać jak tylko będę w domu.
      3. No wiem, że ma zgrabne nogi xD <3.

      Wpadnę do Ciebie jak tylko będę u siebie, powtarzam się.

      Trish Adler :D

      Usuń
  4. Czytnę wieczorem. Zapraszam na nowy do mnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. http://xxangryxxagain.blogspot.com/2013/04/rozdzia-10.html :3 Zapraszam na 10 - tkę

    Idę się gapić w Larsówkę na ocy. Potem się możemy kłócić. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O MATKO CZEMU SKOŃCZYŁAŚ :O NIE NIE NIE, JA CHCĘ CZYTAĆ DALEJ, PROSZĘ, PROSZĘ ;___________; JA TU CZEKAM, ROZKRĘCA SIĘ CAŁA AKCJA, ZARAZ BĘDZIE JAKIŚ WYBUCH, POŚCIG XD A TU BUM. KONIEC :(
    No nic, czeba żyć XD Duff urósł? Jeju, no tak, on taki wielki, że w NBA mógłby grać, ale niech zostanie basistą pewnego sławnego zespołu, to mu wyjdzie najlepiej XD
    I w ogóle co będzie dalej :O Bo to Lars, a ja chcę Larsa duuuuużo :P No i lubię Marry, dlatego też nie mogę się doczekać kolejnego ;-;

    Dodaj szybko nowy, bo ja tu umarnę z cierpienia ._. XD Ale tak serio, świetnie piszesz, coraz lepiej, bardzo mi się podoba :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złagodzę twoje cierpienia i możliwe, że dzisiaj dodam nowy rozdział :D.

      Usuń
  7. zapraszam na 20. rozdział :3 http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Spam, przepraszam.
    Zapraszam do nas na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Zależy nam na opiniach profesjonalistów ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszęłę na nowy xD Dawaj następny!!! Ta matka mnie wkurza... weź ją zabij!!

    OdpowiedzUsuń