Przed 18
odebrałyśmy zdjęcia od fotografa. Powiedział nam, że mamy talent do robienie
zdjęć, na co wybuchłyśmy śmiechem wychodząc od niego. W drodze do domu
oglądaliśmy je i naprawdę były ładne.
Wieczorem
około 20 zadzwonił do mnie jeden z kolegów z kolonii. Nie był to James, a
szczerze chciałam żeby to był on. Gadaliśmy we trójkę, ja, Marry i on. Na sam
koniec rozmowy stwierdził, że żałuję tego, iż kolonie tak szybko się skończyły
oraz, że za nimi wszystkimi tęskni. Tak, wiem po takich koloniach to wszyscy za
wszystkimi tęsknią. Rozmowę skończyliśmy dopiero o 22, moja mama wiedząc, co
nakupowałyśmy zostawiła nam kilka butelek wody na górze domu na szafce obok
mojego pokoju, abyśmy nie latały w połowie nocy do kuchni żeby się napić.
Chociaż kupiłyśmy napoje po południu i zaniosłyśmy je do mojego pokoju.
- Kiedy
twoja mama ma przyjechać po ciebie? – zapytałam ni stąd ni zowąd.
- Mówiła,
że po niedzieli.
- Czyli
pojutrze? – zapytałam
- Tak, ale
możemy o tym nie mówić, bo szkoda mi będzie stąd wyjeżdżać, a za jakiś tydzień
jeszcze zacznie się szkoła.
- No tak,
szkoła. – zamyśliłam się. Wspomniałam sobie ostatni rok szkoły gdzie ludzie z
tego miasta uważali mnie za dziwaczkę słuchającą dziwnej muzyki, ale znalazłam
kilka osób, które tak nie mówiły i z którymi się zaprzyjaźniłam, ale nie na
długo.
- Ej, Reb!
– zawołała brunetka chcąc ‘wybrudzić’ mnie z zamyślenia.
- Taa.
- Idziemy
na góre do pokoju?
Kiwnęłam
głową i chwilę później poszłyśmy do mnie. Kiedy Marry zobaczyła zbiór płyt to
podbiegła do nich, wyjęła je wszystkie i zaczęła oglądać. Co chwila słyszałam
jej krzyki zachwytu. Co oni widzą w takiej kolekcji płyt winylowych? Rozumiem,
że jest ich aż dwie półki, ale co do zachwycania się to już nie wiem.
- Ej
włączysz Led Zeppelin? – zapytała podekscytowana kiedy zobaczyła jedną z ich
płyt.
- Tak, którą? – rozpogodziłam się, kiedy podniosła
Led Zeppelin IV. Zabrałam jej z rąk i chwilkę później było słychać pierwsze
dźwięki Black Dog’a. Usiadłam na łóżku opierając się o ścianę. Dołączyła do
mnie przyjaciółka.
Pół nocy
przesiedziałyśmy słuchając dyskografię Zeppelinów, dopóki nie zasnęłyśmy.
Matka
przyszła i obudziła nas wieścią, że jest kolacja na dole w kuchni i, że
dzwoniła mama Marry. Zeszłyśmy ledwo ogarnięte na śniadanie. Czekały na nas
znowu naleśniki tylko, ze teraz z
truskawkami i polewą czekoladową. Zjadłyśmy nie patrząc na to jaki syf
narobiłyśmy na stoliku przenosząc jedzenie na talerz. Ale z nas świnie.
Później
jakoś ogarnęłyśmy się i wyszłyśmy do parku, gdzie wczoraj zaprowadziłam przyjaciółkę
zanim poszłyśmy do sklepu. Tam ktoś jeździł na deskorolkach, co mi się
spodobało i mało co nie poleciałam tam i nie zabrałam im tej deski. Umiałam
jeździć jako tako, ale warto było by się pozbijać z moje sieroctwa. Namówiłam
Marry na to żebyśmy poszły do chłopaków i zobaczyły jak jeżdżą.
Zauważyłam,
że paru moich kolegów ze szkoły jeździ na deskorolkach, podeszłam do niech i
zapytałam czy mogę pożyczyć. Kiedy się zgodzili zawołałam przyjaciółkę.
Zaczęłam jakoś powoli, bo zapomniałam jak się jeździ. Ta zaczęła się śmiać na
co ja też. I tak zamiast robić to co robić siedziałyśmy i śmiałyśmy się z tego,
że nie umiem jeździć. W końcu kolega podszedł i zapytała się, czy będę
krzywdzić deskorolkę, czy mu oddam.
- Tak zaraz
Ci oddam. – powiedziałam przez śmiech. Akurat trzymałam ją w rękach więc bez
żadnych zbędnym takich tam oddałam mu jego własność.
- Dzięki –
powiedziała machając nam i uśmiechając się do nas.
Jak głupia
chwile gapiłam się na niego jak odchodził.
- Fajny był
no nie? – powiedziała brunetka.
- Tak. –
uśmiechnęłam się. – Wiesz, że pierwszy raz z nim gadałam od czasu kiedy chodzę
tutaj do szkoły.
- Wow,
nawet miły był.
- I to
bardzo. – powiedziałam bez zastanowienia. Nikt w szkole nie był tak miły jak
on.
Około 20
wróciłyśmy z miasta ledwo żywe. Do nocy spędzonej na słuchaniu Zeppelinów oraz
dzisiejszym chodzeniu do wszystkich miejsc gdzie dało się wejść. Tym razem
weszłyśmy do mojego pokoju. Przyjaciółka od razu rzuciła się na łóżko nie
robiąc mi miejsca, a ja na podłogę, bo i tak było miękko pod moim puszystym
dywanem. Zasnęłyśmy w mgnieniu oka.
Dzisiaj
miała przyjeżdżać mama Marry. Dawno jej nie widziałam, ale nie chciałam żeby ją
zabierała, bo było fajnie.
- Reb twoja
mama wspominała kiedy przyjedzie po mnie? – zapytała schodząc po schodach.
- Nie –
odpowiedziałam. – Ale możemy się zapytać. – zaproponowałam.
- Nie, wole
nie.
Uśmiechnęłam
się lekko i poszłam do kuchni, gdzie czekała na nas zaskakująca informacja.
Weszłyśmy do pomieszczenia i ujrzałyśmy mamę Marry uśmiechniętą od ucha do
ucha. Przez te jej zadowolenie aż sama się uśmiechnęłam oraz zapomniałam, że
zaraz z pewnością pojadą i będzie jedno wielkie beczenie, żegnanie i takie
różne czego ja nie lubię.
- Dzień
dobry proszę pani.
- Cześć
Reb. Widzę, że masz humor od samego rana nie to co moja mała Marry. –
powiedziała szczerząc się do nas. Roześmiałam się, a brunetka strzeliła
facepalma.
- Mamo –
burknęła.
- Oj nie
przesadzaj, będzie dobrze. – pocieszyła ją.
- Kiedy
masz zamiar mnie zabrać do Seattle? – zapytała znienacka, a z jej oczu
popłynęły łzy. Przytuliłam się do niej, aby ją jakoś pocieszyć, bo wiedziałam,
że nie che jechać i przy okazji ja nie chciałam żeby ona wyjechała.
- Jeszcze
nie wiem. Twoja mama Reb mnie namawia na to żebym została na dwa dni u was.
- Tak, mamo
kocham Cię. Jak przekonasz panią Wissar to… To nie wiem co ale cię po prostu
kocham mamo.
- Ja ciebie
też córciu.
- Ale
przekonasz? – zapytałam dla pewności.
- Zobacze…
- powiedziała spoglądając na swoją przyjaciółkę.
- Nie no wy
knujecie przeciwko mnie plan. – rzekła śmiejąc się.
Tylko
pokiwałam głową z chytrym uśmiechem. Żeby jej się udało. Będzie fajnie.
- Chodź ze
mną. – powiedziała Marry i pociągnęła mnie za rękę. Tak doszłyśmy na werandę
przed dom.
- Co
chciałaś? – zapytałam.
- Na serio
twoja mama przekona moją mamę na to aby została tutaj? – odpowiedziała pytaniem
na pytanie.
- Pewnie
tak, znając jej dar do przekonywania to pewnie zostanie tutaj. – powiedziałam z
jakąś taką pewnością.
- To
idziemy się dzisiaj najeżać jak ją przekona? – zaproponowała.
- No
oczywiście. – krzyknęłam wstając ze schodów i idąc na tył domu. – idziesz ze
mną?
- Gdzie?
- Na tył.
Tam może coś jeszcze zostało po ostatnim piciu z chłopakami.
- To może
pójdziemy do nich? – zapytała Marry.
- Świetny
pomysł. – ucieszyłam się. – Ale tylko wtedy kiedy twoja mama zgodzi się tutaj
zostać, ok?
-
Oczywiście.
Zostawiam was w niepokoju, czy matka Marry się zgodzi zostać. Niedawno wybiło mi 666 wejść na blogu w tym miesiącu. Dziękuje Wam :*
A teraz mnie poprawiać i krytykować.