środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 25

 No wreszcie coś jest. Ale taki chuju muju-zapchaj dziura, przed wyjazdem do Seattle. Nawet mam pomysł. Co jest dziwne, bo weny w chuj, a pomysłów brak.
No i aż się pochwalę na koniec mam średnią 4,37. Testy poszły tak o. Szału nie ma, staniki nie latają.
Ten ostatni tydzień szkoły był zajebisty. Pierw bal gimbazjalny, potem ognisko u znajomych.

Ej, no i dobre. Przez najbliższy czas nadrobię zaległości. Tylko jak ja ostatnio zobaczyłam ile tego jest to się załamałam i aż odechciało mi się czytać książki...

Oh i jeszcze jedno. Aredich proszę weź coś zrób z Twoim blogiem, bo jak dzisiaj chciałam zobaczyć czy coś dodałaś to mi wyskoczyło, że muszę być na jakiejś liście, czy inny chuj i się wkurwiłam. No to jakbyś mogła jakoś coś z tym zrobić to baaaaardzo, ale to baardzo Ci dziękuję.

Możliwe, że następny pojawi się dopiero w lipcu. A co tam. Możecie mnie zabić. Macie nie za dużo, ale jest. Za ewentualne błędy przepraszam. Szwankuje mi "a" w klawiaturze, więc może gdzie nigdzie nie być.
No, no to ZAPRASZAM do czytania.



Obudziło mnie wołanie Marry, Duffa i Jamesa. Ledwie otworzyłam oczy. Zauważyłam, że leże że własnym łóżku. Na myśl przyszły mi chwilę spędzone ostatniego wieczoru z Jamesem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- O, Reb jak fajnie, że już wstałaś - powiedziała z bladym uśmiechem Marry patrząc na mnie tak uważnie, że się zarumieniłam. Dlaczego? Nie wiem.
- No i co z tego...? - zaczęłam, ale mi przerwali. Dostrzegłam za oknem promienie słoneczne, które dawały ludziom na zewnątrz po oczach. Uznałam, że jest już późne popołudnie. Przymknęłam na chwilę powieki.
- Przespałaś ponad pół dnia. Jest już szesnasta. Człowieku, myśleliśmy, że coś ci się stało - teraz powiedział Duff.
- Wzięłaś wpierdoliłaś całą pizzę, potem popiłaś to winem i zasnęłaś. Twoja mama przyszła jakoś po dziesiątej, wypytywała się co się z tobą dzieje, że śpisz. Mówiła, że o tej porze to ciebie roznosi energia... - zaczęła swój wykład Marry.
- Oj no to co? Mniejsza. Musiałam się wyspać, okej? - przewróciłam oczami wstając z łóżka. Każdy mruknął coś do siebie i po kilku sekundach zostałam sama.
Westchnęłam cicho zmierzając ku łazience, ale przed tym wzięłam ze sobą czystą bieliznę.

Stałam przed lusterkiem w samym ręczniku z mokrymi włosami, które zaczęły mi się podkręcać. Co było dziwnym zjawiskiem, bo od zawsze przy suszeniu robiły się falowane. Wzruszyłam ramionami i poczułam jak po plecach ścieka mi woda z mokrych włosów. Owinęłam je w duży, puchaty ręcznik wiszący obok prysznica. Dokładniej się wytarłam, ubrałam bieliznę i weszłam do pokoju.
Na łóżku siedział James z rozweseloną miną i patrzył na mnie jakby chciał mnie zjeść.
- Marry mnie wygoniła ...- zaczął jak małe dziecko tłumacząc się. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i żeby dalej mi nie tłumaczył. Podeszłam i otworzyłam szafę z zamiarem znalezienia czegoś co mogłabym na siebie ubrać. Wyciągnęłam starą jak świat bluzkę z Led Zeppelin. Z pewnością Will i Jeff będą zachwyceni moją bluzką. Odwróciłam się aby zapytać się o pogodę Jamesa, bo mimo słońca mogło być zimno. Chociaż to nie Indiana. On zamiast dalej siedzieć na łóżku i oglądać mój tył. Tak jakby wolał stać za mną i patrzeć z góry. Podniosłam głowę do góry. Poczułam jak jego niebieskie oczy intensywnie wpatrując się w moją osobę. Jak każdy chłopak gapił się na moje cycki. To już wiadomo dlaczego faceci są wyżsi.
- Ekhem, czy jeszcze długo będziesz się ślinił? - zapytałam zgryźliwie. - Chciałabym się jeszcze ubrać, chyba że masz inny zamiar.
- Możesz się ubrać - stwierdził patrząc mi w oczy. Wreszcie!
Odwróciłam się. Właśnie przypomniało mi się, że miałam się zapytać go o pogodę. Wybrałam dwie pary spodni. Długie, podarte jeansy i spodenki z wyższym stanem.
- Ej James, mam do ciebie jeszcze pytanie. Jak jest na dworze? Chodzi mi o to, czy lepiej wziąć krótkie, czy długie spodnie.
- Yy... Jak rano wychodziliśmy to było ciepło - odpowiedział po chwili zastanowienia.
- Aha, a gdzie byliście? - zapytałam zaciekawiona. Założyłam spodenki na siebie. Nie zapięłam ich, bo miałam włożyć w środek bluzkę.
- No, byliśmy w sklepie, bo prosiła nas twoja mama. I ja przy okazji poszedłem na chwilę do swojego domu... - zaczął. No ja rozumiem, że ma prawo rozmawiać, ale rozgadał się jak baba.
- James, James... - westchnęłam. - James! - krzyknęłam.
- Tak? Nie krzycz na mnie.
- Dobrze. Chciałam żebyś się przyciszył - powiedziałam prawie szeptem. Ubrałam swoją bluzkę i weszłam powoli na dół, za mną blondyn.
W kuchni siedziała Marry z moją mamą i rozmawiając robiły jakieś jedzenie. Jeff z Willem oglądali jakiś koncert, a Duff próbował nie spać w fotelu jednym okiem patrząc w TV. Stanęłam na samym środku domu zastanawiając się czy dołączyć do chłopaków, czy do Marry z moją mamą. W końcu zdecydowałam się na to, że pójdę do bab.

Znalazłam się w kuchni.
- Co robicie? - zapytałam siadając na krześle z bananem na twarzy.
- Babeczki - powiedziała wesoło Marry.
- Mogę się do was przyłączyć? - zeskoczyłam z krzesła. Podeszłam do przyjaciółki i  zaczęłam wyjadać masę na ciasteczka.
- Gdzie z łapami - zaśmiała się klepiąc mnie po rękach, tak abym zabrała je z miski.
- Ale to jest dobre - oblizałam palca.
- No wiem. Wszystko jest tutaj dobre. - uśmiechnęła się do mnie.
- To mogę wam pomóc? - zapytałam po chwili patrząc na gorące babeczki.
- Tak - pozwoliła mi mama. Wreszcie się odezwała. - A właśnie... Co ty tak długo spałaś? Wiesz jak oni się o ciebie martwili?
- A to podobno ty się martwiłaś o swoją córcie - zaczęłam patrząc na nią znacząco.
- Ja też, ale oni to się przestraszyli jak im powiedziałam, że zawsze rano wstajesz i że ciebie energia roznosi. - powiedziała z uśmiechem.
- Tak... - zaczęłam zamyślonym, filozoficznym głosem. - To jest dziwne, ale najwidoczniej Rebecca potrzebowała trochę więcej snu niż zwykle...
- Reb, z tobą jest wszystko w porządku? - zamartwiła się Marry.
- Tak, tylko głośno myślę - odpowiedziałam kiwając głową.

Po jakiejś godzinie zadzwonił telefon. Odebrałam go. Brat dzwonił po Jamesa. Po kilku minutach pożegnał się całując mnie najczulej jak mógł w usta i pobiegł do siebie, do domu.

Ten wieczór był spokojny w porównaniu z resztą. W domu była moja mama, ale to nie oznaczało, że nie można było pić. Sama się nas pytała czego nic nie pijemy. Co nie było dziwne z jej strony. Z zwłaszcza po przyjeździe do LA.
Około dwudziestej trzeciej wszyscy padliśmy w trakcie grania w karty. Dokładnie nie pamiętam w co, ale było to bardzo ciekawe. Jakimś cudem wszyscy trafili do swoich łóżek.

Wstałam pierwsza, tak jak to było w zwyczaju. Około godziny dziewiątej trzydzieści. Zeszłam na dół, do kuchni. Pierwsze co zrobiłam to zajrzałam do lodówki. Była pełna. Tak! Mama zrobiła zakupy. Wyjęłam z niej składniki na naleśniki i na sałatkę grecką. Zrobiłam jedzenie i poszłam się ubrać w cokolwiek, aby nie w piżamę. Wyjęłam z szafy pierwsze lepsze spodenki, bluzkę i koszule. Ubrałam się i zeszłam spowrotem na dół. Uświadomiłam sobie pewien fakt. Za trzy dni Will z Jeffem jadą do Lafayette. Zrobiło mi się trochę smutno, ale wiedziałam, że w końcu to będzie musiało nadejść, abym mogła pojechać do Marry. Jakaś tam wielka tragedia to nie była. Z sałatką powędrowałam do salonu.

Reszta towarzystwa zebrała się około godziny jedenastej, kiedy to ja męczyłam końcówkę sałatki.
- Jest coś jeszcze? - zapytał Duff pokazując palcem na miskę, którą trzymałam w rękach.
- Tu już prawie nie - odpowiedziałam patrząc do środka. - Ale wy macie w kuchni naleśniki.
- Dobra.
Za Duffem wszyscy poszli do kuchni. Skończyłam jeść i poszłam do nich. Siadłam na blacie kuchennym.
Kiedy już skończyli jeść wpadłam na świetny pomysł, aby wywlec nas na wzgórza Hollywood.
- Mam propozycje... - odwrócili się w moją stronę. - Może wybralibyśmy się nad Hollywood Sign, co?
- Byłaś tam? - zapytała Marry. Pokiwałam twierdząco głową. - A znasz dokładną drogę? - też pokiwałam.
- Co wy na to chłopaki? - zeskoczyłam z blatu, podchodząc do nich.
- No nawet fajny pomysł. A co potem będziemy robić? - wzruszył ramionami Jeff.
- A co chcecie?
- Nie wiem... - mruknął brunet.
- Może później przejdziemy się po wybrzeżu? - zaproponowała przyjaciółka. - Albo wyskoczymy na zakupy. - szturchnęła mnie w ramie.
- Nie... Tylko nie zakupy z dziewczynami - jęknął Duff.
- Marry, to możemy pójść jak chłopaki pojadą do siebie, co? - uśmiechnęłam się do niej, chcąc dogodzić Marry i Duffowi.
- No też możemy - odwzajemniła uśmiech.
- To kiedy się spotykamy? - zapytał Will.
- Ja mogę tak iść - podniosłam ręce do góry.
- Ja w sumie też - powiedział Duff stając obok mnie. Przyjrzałam mu się uważniej. Jak zawsze miał roztargane włosy w trzech, czy czterech kolorach; odcieniach blondu, czarni, czerwieni i brązu. Miał na sobie czarne spodenki niej więcej przed kolna i tego samego koloru bluzkę z logiem The Ramones. Aż się uśmiechnęłam na jej widok. Chłopaki w między czasie poszli do siebie, do pokoju.
- Tooo... Ja za pięć minut będę na dole - powiedziała zmieszana brunetka i poleciała jak najszybciej mogła na górę domu. Duff zaczął się śmiać.
- O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie ważne... - machnął ręką, a na jego twarzy pojawił tak jakby zadziorny uśmiech.
- Oj, no weź mów - szturchnęłam go łokciem w żebro.
- No bo...  Ale nie powiesz tego chłopakom? - pokręciłam głową. - Bo Marry spodobał się Jeff.
- Hmmm... - przybrałam filozoficzny tok myślenia. - To wcale nie jest taki dziwne. Po ubiegłorocznych wakacjach to... To nawet nie jest głupie.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo była taka akcja, że ja się podobałam Willowi, co nie?
- Nie dziwie się mu - przyznał, a ja zaczęłam się rumienić.
- Ale nie o ty, nie o tym, Duff. Także... Wiesz, jak była u mnie Marry to zrobiliśmy sobie takie popołudnie za moim domem. No wiadomo, było trochę alkoholu, co nie? I w końcu James do mnie zadzwonił, więc poleciałam odebrać. Po chwili Will był też u mnie w domu. W między czasie Jeff z Marry złożyli się o to, że jeżeli on wróci ze mną, to Marry go pocałuje... - zobaczyłam jak we troje schodzą ze schodów.
- I...?
- I go pocałowała, bo razem wróciliśmy - ciągle patrzyłam na nich spowalniając to co mówię. - Tak mniej więcej to wyglądało - popatrzyłam na niego.
- Aha - mruknął i patrzył raz na Marry, raz na Jeffa. - Nawet do siebie pasują - kiwnął głową.
- Kto? - zapytała przyjaciółka.
- Yyy... No, James i Rebecca - palnął Duff łapiąc się za tył głowy. Wywróciłam oczami.
- No dzięki - burknęłam.
- Ej, to dla ciebie powinien być komplement - zauważyła brunetka.
- Tak, ale... To idziemy? - przerwałam sobie samej.
- Tak! - krzyknęli wszyscy.
Poszliśmy tam gdzie mówiłam. Droga zajęła nam jakąś niecałą godzinę.

- Reb, da się bliżej podejść? - zapytał Will podchodząc do mnie z błyszczącymi oczami. Byliśmy jakieś 200, czy 300 metrów od tych, że tak się wyrażę liter.
- Tak. A co chcesz iść dalej?
- Tak.
- To idziemy - rzuciłam i ruszyliśmy piątką na górę.

Po spędzeniu pod "literami" jakiś dwóch godzin poszliśmy spowrotem do domu. Po zjedzeniu pseudo obiadu. Poszliśmy na plaże pospacerować.

10 komentarzy:

  1. Hej ho!
    No super zresztą jak zwykle :D
    niezmiernie się cieszę, że coś tu wstawiłaś
    następny w lipcu? ja ten miesiąc będę mieć taki rozwalony... no, ale przynajmniej będę wtedy do ciebie zaglądnąć ;)Nasz ostatni tydzień w szkole jest genialny - nikogo nie ma tylko parę osób szwęda się po korytarzach i... matko dlaczego ja tu tyle zaczynam pisać o sobie... eh
    tak czy siak życzymy udanych wakacji i dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co nie mam pewności, czy w lipcu. Może mi się uda coś na weekendzie wstawić, jak nigdzie nie pojadę.
      U mnie dzisiaj prawie nikogo nie było. Chłopaki z mojej klasy to na boisku w coś grali i wydzierali się. Nawet mnie wycha wygoniła do domu, bo ma zawaloną głowę.
      No,no wena jest, ale dziękuję za życzenia xD.

      Usuń
  2. Noooo, ale fajny rozdział. :D
    I JEJU MARRY I JEFF ASDFGHJKL *.*
    Reb mogłaby być z Willem, ja bym się nie obraziła, nie XD
    Ale z Jamesem też jej dobrze. On taki fajny jest i w ogóle. A Duff coś do Reb ma? Znaczy się, podoba mu się? O.O O matko, to by było XD
    W końcu dłuższy rozdział. Ale jak zwykle kończysz wtedy, kiedy jestem bardzo bardzo ciekawa co dalej ;_;

    No nic, czekam na kolejny i mam nadzieję, że szybko się tu pojawi <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, ona do wszystkich pasuje, tylko jakoś tak wybrałam Jamesa. A tak dla jaj. No bo mi się też, kurde, podoba, no. Wiesz z Duffem to długa historia, bo co nie... Jak byli na Florydzie na takich kolonio-czymś to ona się podobała Duffowi, co nie? No i on się do niej przystawiał. Chyba nawet powinnaś to czytać. No i tak planowałam, że Jeff mógłby być z Marry, a Duff dalej do Reb. Tylko, że jak będą w Seattle, bo w LA nie za bardzo, bo James, co nie?

      Usuń
    2. No, czytałam, pamiętam, ale myślałam, że może już tego, już nie chciał XD

      Usuń
  3. U nas na:http://gnr-oom-nom-nom.blogspot.com/ nowy. Prosimy o komentarz ;)
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjaśnisz, czemu ja zacieszam? Ach, tak, bo ten niby niepozorny wątek z Mary i Jeffem... Sama rozumiesz - nic tylko rzygać tęczą, czy coś w tym stylu.
    I to chyba tyle z komentowania rozdziału, wiesz? Często mówiłaś przy jakichś tam rozdziałach, że są właśnie takim "uzupełnieniem", czy cokolwiek i nic specjalnego nie wnoszą, a ja protestowałam, o ile pamięć nie robi mnie w chuja. Tym razem jednak się z Tobą zgadzam, bo poza tym jakże słodkim zauroczeniu tych dwóch pojebów, to nic więcej się nie działo. No, może tylko James mnie wkurwiał i nabrałam ochotę na babeczki.
    A dlaczego James mnie wkurwia? Może nie tyle on, co sama jego rola w tym opowiadaniu. Wykreowałaś go na takiego jakby "chłopaka idealnego", bo ani się z Rebbecą nie kłócą, ni nic. Nie ma takich idealnych związków, dlatego wybacz, bo wydaje mi się to trochę naciągane. No, i w tym właśnie momencie wolę się zamknąć i czekam na następny rozdział, gdzie opiszesz ten ich cały pobyt na wzgórzach. Tak, to ciekawe i nie próbuj tego omijać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale... Ale ja nie chce opisywać tego co było na wzgórzach. Chciałam przejść odrazu do drogi do Seattle, co nie? Ale podrzucasz ciekawe pomysły. Za co Ci w jakimś sensie dziękuje, a za razem i nie. Bo wiesz... Niby chce mi się pisać, ale kiedy już się zabieram to już nie...

      Usuń
    2. A no i jeszcze coś. Nie będzie Jamesa przez kilka moich rozdziałów. No i Cię nie będzie wkurwiał.

      Zapraszam do mnie, do Chełma na babeczki jak zrobiłam Ci smaka :).

      Usuń