środa, 20 marca 2013

Rozdział 15

Miało być więcej, ale nie mam czasu tyle przepisywać. Piesek czeka na spacerek. Ale jestem zadowolona z tego rozdziału, mimo tego, że jeden dzień opisany. Zdradzę, że następnym przyszaleję i będzie taaaki rozwój akcji, że nawet ja tego nie ogarniam. Popierdalam z akcją! W końcu muszą zacząć się wakacje, co nie?

No dobra, zabierajcie się za czytanko! :D
Liczę na Wasze komentarze :D

Wstałam rano tak obolała, że nie miałam siły ruszyć swojego tyłka z łóżka. Docierające przez okno obok łóżka promienie słoneczne padały wprost na moją twarz dając efekt jeszcze gorszego bólu głowy, że po prostu nie wytrzymywałam. Obróciłam się na brzuch i wraz z przytłaczającym westchnieniem, a może jękiem rzuciłam głowę na zimną poduszkę w moim łóżku z baldachimem.
- Mamo! - krzyknęłam, ale poduszka stłumiłam moje nawoływanie. Podniosłam głowę i ponowiłam swoje wołanie. - Mamo!
- Rebecco, nie słyszę cię, chodź na dół - usłyszałam jej głos z dołu, bodajże z kuchni.
- Nie dam rady! - krzyknęłam podnosząc się na łokciach.
- Jak to? Musisz dać radę. Ruch ci dobrze zrobi - powiedziała, a ja myślałam, że pierdolnę ją po głowie. - Dzisiaj idę na rozmowę do biura tej wytwórni, gdzieś po 12. Marry dzwoniła, chciała z tobą rozmawiać, ale ty jeszcze spałaś. Przekazałam jej, że oddzwonisz jak tylko wstaniesz - krzyknęła, a po chwili dodała. - Idę do ciebie na górę, do pokoju.
- Dobrze, mamo. - Tak, przy okazji weź siekierkę i odrąb mi wszystkie kończyny, bo zaraz mi odpadną. Pomocy! Obróciłam się na plecy, siadłam na łóżku i... i... Nic, po prostu przestałam myśleć w jeden chwili. Gapiłam się na szafę z naprzeciwka. Kręciło mi się w głowie, westchnęłam bezradnie i zaczęłam oglądać swój pokój.
Był koloru jasnego beżu, coś podobne do ekri (czy jak to się piszę). Miał wymiary 6 metrów na 4 i pół metra. Pierwszego dnia, wieczorem łaziłam z linijką i z nudów mierzyłam pokój, Od strony wejścia, przy ścianie, a właściwie to w rogu stało dwuosobowe, czarne, metalowe łóżko z białym baldachimem i pościelą koloru błękitu. Tuż obok łóżka były wielkie, rozsuwane drzwi na balkon z widokiem na zieloną okolicę, które zasłonięte były białą tiulową firanką. Obok wejścia na balkon i na przeciwko łózka stały dwie zabudowane szafy, pomiędzy nimi drzwi do łazienki. Na przeciwko balkonu stał stolik z dwoma skórzanymi fotelami koloru czarnego. Nie powiem, pokój był nawet ładny, ale mi jakoś szczególnie nie przypadł do gustu. Czegoś mu brakowało, był za łagodny. Tylko czego? Muszę pójść na miasto i zobaczyć plakaty. Tak tego tutaj trzeba. No tak, zapomniałam... Trzeba zobaczyć jakie koncerty będę w najbliższym czasie, Ale najpierw niech zacznę funkcjonować.
Mama weszła do pokoju, a ja prawie leżąc oparta o ścianę patrzyłam na nią. Wyglądała idealnie. Ubrana w ciemny kostium składający się z obcisłej spódnicy do kolan, białej koszuli i marynarki w kolorze spódnicy. Do tego miała wysokie szpilki. Siadła na moim łóżku, obok mnie. Z uwagą przyglądała się mojej osobie swoimi piwnymi oczami pomalowanymi ciemno brązowym cieniem i tuszem.
- Dlaczego mnie wołałaś? - zapytała zaciekawiona.
- Bo mnie wszystko boli... - zaczęłam marudzić, jednak nie długo, bo w połowie przerwała mi o zaczęła być zatroskaną mamusią. Patrzyła na mnie współczułym wzrokiem.
- Dziecko drogie, za długo spałaś. Musisz się ruszać to przejdzie ci - wywróciłam oczami. - Nie wywracaj tymi głazami tylko rusz swoje cztery litery i przejdź się po okolicy. Wiesz która jest godzina? - pokręciłam przecząco głową. Co ja poradzę, że tutaj nie ma zegarka. Dalej kontynuowała. - Jest prawie 12. Ja zaraz będę musiała iść na spotkanie... - i tak zaczęła swoje kazanie.
- Mamo, ja nie mam zegarka - przerwałam jej, kiedy chciała przejść do tematu ze wczorajszych wydarzeń.
- Na prawdę? - zdziwiła się. - Jak to możliwe? Przecież to skandal. Obiecuję ci, że jeszcze dziś kupię ci najfajniejszy zegarek na świecie jaki maja w Los Angeles - powiedziała wstając z łóżka. - Oczywiście  jak tylko będę wracać. A i masz wstać i pobiegać po ulicy.
- I tak miałam przejść się po sklepach, żeby poszukać czegoś do mojego pokoju. Jest za pusty - stwierdziłam, żeby zadowolić i siebie i ją. Aż mi się dobrze zrobiło  w środku.
- No to dobrze. Teraz wstawaj. W kuchni masz mrożoną herbatę, szarlotkę i kanapki z dżemem - podeszła do mnie, podała mi rękę. Wstałam i chwilę później byłam na nogach. Muszę powsadzać te ubrania do szafy, bo walają się w walizkach i reklamówkach.
- Uwielbiam szarlotkę!
- Wiem, dlatego ją zrobiłam.Wczoraj wracając wstąpiłam do sklepu i zobaczyłam, ze są jabłka...
- Mamo, proszę. Bo się spóźnisz - Ile można gadać?
- Wyganiasz mnie? - zapytała z uśmiechem udając obrażoną.
- Można tak powiedzieć - zawahałam się , a po chwili dalej kończyłam swoją myśl. - Ale na serio.
- Tak, wiem , spóźnię się. - przedrzeźniała mnie.
- No właśnie - uśmiechnęłam się. Poprawiła mi humor. Wyszła z pokoju zostawiając otwarte drzwi. Dopóki nie zeszła na pater było słychać stukot obcasów.
Wyciągnęłam z walizki czarne spodenki i bieliznę. Z reklamówki bluzkę z logiem Aerosmith. Sekundę później zginęłam w łazience. Po 20 minutach wyszłam ubrana i przyszykowana do wyjścia, tylko brakowało mi butów i jedzenia.. Także zeszłam na dół
- Przełożyli mi rozmowę na 13 - krzyknęła mama z kuchni.
- Skąd wiesz, ze jestem na dole?- zapytałam szukając jakiś butów. Po jakiego brałam tutaj glany? Przecież jest tak gorąco, ze ja ledwo co wytrzymuję w normalnym ubraniu.
- Słychać cię jak klniesz na schody - rzuciła śmiejąc się.
- To wcale nie jest śmieszne! - oburzyłam się. - One mnie denerwują, są za często i przy okazji są kręte. Nogi mi się plączą - i oto w taki cudowny sposób zaczęłam narzekać na schody.
- Skończyłaś już?
- Nie - krzyknęłam wiążąc czarne trampki przed kostkę.
- To lepiej się zamknij. Chcesz coś ciepłego?
- A co będziesz robić? - zapytałam zaciekawiona wchodząc do kuchni. Stała oparta o blat kuchenny i oglądała swoje paznokci pomalowane na kolor krwistej czerwieni.
- Jeszcze nie wiem - stwierdziła odrywając się od blatu. Wlała do dwóch, wysokich kubków herbaty i podając mi jeden siadła przy stole, czy jak to się nazywa barku. Widząc widok błękitnego nieba za oknem oraz słońca, które dochodziło do południa zachciało mi się wyjść na dwór z tego wielkiego domu.
- Oddzwoń do Marry - rozkazała mi.
- A czy ona przypadkiem nie jest w szkole? - zapytałam zapominając jaki jest dzień tygodnia.
- Głuptasie, dzisiaj jest sobota - zaśmiała się, a ja posłałam jej grożącą minę.
- Zapomniałam - odłożyłam kubek na blat z hukiem, ze było słychać w całym domu.
- James chyba ci w tej głowie namieszał - stwierdziła biorąc łyka swojej herbaty, a ja spaliłam buraka, chociaż tutaj w ogóle nie chodziło o niego tylko o to, że  zapomniałam jaki jest dzień tygodnia.
- Nie, to przez to, ze nie chodzę do szkoły. Już mi się dni tygodnia mylą. - wytłumaczyłam biorąc spowrotem wysokie naczynie do ręki.
- Na pewno?
- Tak, mamo. Ile można powracać do tego samego tematu? - spytałam pijąc zawartość szklanki.
- Można, można. Żebyś ty słyszała swoją babcię. Ile razy ona mi wypominała twojego ojca... - kolejna przemowa szykowała się już w jej głowie, musiałam to przerwać. Zaczęłam rozglądać się za zegarkiem.
- Mamo, skończ!
- Nie, nie będę! - wybuchła, a ja spojrzałam na nią zdziwiona.
- Maaamoooo... Miałaś robić coś ciepłego, a nie prawić kazanie jak ksiądz na mszy.
- A no tak - zerwała się z krzesła i zaczęła rozglądać się po pokoju ( kuchnia też pokój, co nie?).
- To ja może pójdę pobiegać - zaproponowałam sobie samej.
- Tak. Dzisiaj jest gorąco. Zwiąż włosy - poleciła mi.
Pobiegłam na górę, do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz. Pierwsze co zauważyłam to słońce, które grzało niemiłosiernie, drugie to gorąco. Stwierdziłam, ze mama dała mi dobrą radę z tym wiązaniem włosów, Spowrotem zawitałam na dębowej, śliskiej podłodze w moim kochanym "raju". Wyciągnęłam z walizki frotkę i związałam włosy w wysokiego kucyka. Powoli zeszłam na dół. Mama dała mi pieniądze, ale nie wiem po co. Zostawiłam je w przed pokoju. Kilka a może kilkanaście minut później byłam gdzieś w połowie drogi na górę ulicy Bel Air. Po około godzinie przybiegłam zmachana do domu. Mama już stała przyszykowana do wyjścia.
- O mój Boże! Mam 20 minut na dojechanie do tej wytwórni. - zawołała łapiąc się za głowę z niecierpliwością chodząc po kuchni.
- Uspokój się! - poprosiłam ją. - Teraz, proszę, przejdź do drzwi, później do samochodu wsiądź do niego i pojedź do wytwórni - wytłumaczyłam jej.
- Dziękuję, ale nie musisz mi mówić co mam robić - rzuciła burzącym głosem. Ona jest w ciąży, czy co?
- Nie rzucaj się mamo. Chciałam ci tylko pomóc - powiedziałam miłym tonem.
- Dobrze, przepraszam. Już mnie tutaj nie ma.
Po krótkiej chwili pożegnałyśmy się i pognała na szpilkach do samochodu. Wyszłam na podwórek i pomachałam jej.
Stojąc w kuchni rzuciłam się na szarlotkę z lodami waniliowymi. Znając życie gdyby tu było Seattle, to znaczy Duff i Marry, to tego ciastka nie było by już dawno.
 Po zjedzeniu tego przepysznego dania, zabrałam się za telefon do Marry. Okazało się, że mojej przyjaciółki nie ma w domu, bo jak stwierdziła pani Wissar oblegają Seattle. Powiedziałam jej, z później zadzwonię, jednak ona uparła się, że jak tylko jej córka przyjdzie do domu to zadzwoni do mnie. Chwile porozmawiałyśmy, a kiedy miałyśmy się żegnać to zapytała się, czy wiem o wyjeździe Marry do mnie na początku lipca. Zdziwiłam się. Na samiutki koniec dostałam zaproszenie do Seattle. Akurat tak żeby jak Marry będzie wracać to pojadę z nią.
Po tym wzięłam swoje oszczędności i spakowałam do torebki. To co zostawiłam w przedpokoju też zostało schowane do torebki. Wyszłam z domu. Chodziłam po wszystkich sklepach. Wróciłam przed 20 zmachana z kilkoma plakatami, dwoma płytami i dwiema informacjami na temat koncertów. Pierwsza to taka, że większość jest w barach, a druga to taka, że do baru wpuszczają najczęściej od 18 lub 21 lat. Rzuciłam się na kanapę, przed tym zostawiłam w brutalny sposób swoje zakupy w holu, łączącym przedpokój, salon i kuchnię. Nagle zasnęłam.

13 komentarzy:

  1. Już na samym początku zacieszyłam, bo ... moje pierdolenie nie poszło na marne, fuck yeah! Trish zmądrzała, ja nie muszę się powtarzać i wszyscy są szczęśliwi. XD

    Ale przejdę do rozdziału, po którym szczerze mówiąc spodziewałam się więcej, a mam na myśli, że ... chciałam, żeby wydarzyło się coś jeszcze, a nie tylko rozmowa Reb z mamą. Ale masz szczęście, że dobrze to opisałaś, co jednak nie zmienia faktu, że ta kobieta z podejrzeniem ciąży działa mi na nerwy, serio. Weź coś z nią zrób, plz...? Chociaż, ya know, zaczyna mi świtać co z nią nie tak, ale to tylko moje domysły - zachowuje się tak, a nie inaczej ze względu na stratę męża. Mam rację? Bo uświadomiło mnie w tym to zdanie... Wiesz, gdzie niby babcia Rebecci wypomina jej to wszystko, czy coś. I nawet nie pamiętam co tam z nim było, wiesz, wypadek, choroba, czy co? Nie wiem, ale śmierć to śmierć...

    Kurwa, się mi na głębokie myśli zebrało, tak więc kończę komentarz .__.
    Ave, z Morrisonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz, pisz. Mi i tak się nudzi i tak lubię czytać także możesz pisać swoje przemyślenia :D.

      Usuń
  2. Szatanuu przeczytałam cale :3
    Kiedy będzie Dżejmz?
    Fajna matka. He he :D
    Nie mam pojęcie co powiedzieć .__.
    Innym razem będzie lepiej.
    6-tka http://xxangryxxagain.blogspot.com/2013/03/rozdzia-6.html

    OdpowiedzUsuń
  3. kurwa, faktycznie ta jej matka jest dziwna. może faktycznie w ciąży, czy czymś? albo okres ma. no nieważne.

    jasny chuj, chcę taki dom! *______* chcę sobie wychodzić rano na balkon, gdy jest tak gorąco, chcę przychodzić do domu z plakatami, płytami i ulotkami zespołów, które grają w klubie :<

    właśnie, teraz tak jeszcze zaczęłam myśleć, że skoro jej mama idzie na rozmowę do biura tej wytwórni, to ona tej roboty może wcale nie dostać :D ale to byłoby trochę brutalne...

    CZEKAM NA KOLEJNY, NA JAMESA I W OGÓLE <3

    u mnie nowy :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto by nie chciał takiego domu?
      I tak się dostanie :P.

      Usuń
  4. Matko, klnąć na schody, no tego jeszcze nie było XD
    Rozdział krótki i tak bardzo mi smutno, że właściwie to tylko była ona i jej mama... No, ale cóż, czekam, jestem cierpliwa, a i tak mi się podoba, bo bardzo ciekawie to opisujesz.
    Już Ci tu nie zawracam głowy, czekam z niecierpliwością na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;).
      Ciesze się że komu się podoba mój sposób pisania tak krótkich rozdziałów :P.
      Może mi się uda napisać do niedzieli, ale coś wątpię.

      Usuń
  5. Trututututu dwie sprawy:
    http://sad-but-true-life.blogspot.com/ - nowy blog, stare opowiaanie tylko było do dupy i pozmieniałam więc... Przeczytaj ten prolog (jeśli chcesz) i powiedz mi czy chcesz być informowana o Sad But True.
    NIe wime czy czytałasz 6 rozdział, ale dałam posta ze zdjęciami bo nudziałm się. - http://xxangryxxagain.blogspot.com/2013/03/o-szatanie-co-to-ma-byc.html
    miło będzie jak wpadniesz do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo, że w sumie tyko ona i jej mama, bardzo fajny :D Czekam na następne. A tak wgl. to u mnie nowy http://zycie-bez-zasad.blogspot.com/ Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  7. http://sad-but-true-life.blogspot.com/2013/03/rozdzia-1.html
    http://xxangryxxagain.blogspot.com/2013/03/rozdzia-7.html

    Ha, ha wbijaj. KOCHAM TE TWOJE KOMENTARZE <3

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie nowy http://zycie-bez-zasad.blogspot.com/ :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj widziałam <3 Taka słocia, że ho ho. Miałam na tapecie. Teraz się jaram Kirkiem w czepku kąpielowym z dziubkiem.

    Serio miłe? Dzięki, dzięki, dzięki :D
    Rozdział chyba w nocy. Zobaczy się jeszcze. Chyba powiadomnienie dam z anonima bo wracam od taty do mamy, a tam trzeba wiesz... Tak wzrowa córeczka.xd ( no taaaa )

    Dobra nie zanudzam poza tym idę do George'a :P

    OdpowiedzUsuń