środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 2


Trochę długi ten rozdział. Jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do pisania jako takich rozdziałów. 
Dobra jeszcze mam pytanie. Czy ktoś czytałby opowiadanie o Metallice?

Rebecca:

Obudziłam się rano z mega wielkim kacem. Każdy dźwięk rozpierdalał mi bębenki w uszach, a o pragnieniu to nie ma co mówić. Myślałam, że wypiję pół Oceanu Atlantyckiego, tak więc poszłam do kuchni wzięłam 5 litrową butelkę i wypiłam ją do połowy. Nagle do kuchni wpadła mama.
- Dziecko, co ty wczoraj robiłaś? Ale ty masz pragnienie. – Pokręciła niezadowalająco głową na znak, iż jej się to nie podoba.
- Siedziałam z kolegami i…
- Tak, wiem co robiłaś!
- No mamo!
- Ja cię rozumiem sama w twoim wieku tak robiłam, a popatrz jak jest teraz.
- No i czego się mnie czepiasz. Ja się nie puszczam tak jak ty w moim wieku.
- Ale to było moje życie i ja o nim decydowałam. I chcę cię przed tym obronić.
- Tak, ty i twoja troska, mamo. Wiem, że się czepiasz, ale niepotrzebnie.

Wyszła, wreszcie. Miałam jej dość. Ciągle myśli, że jak koleguję się z chłopakami to się puszczam. A tak nie jest. Poszłam na górę, włączyłam moją ulubioną płytę i położyłam się na łóżku.

Izzy:
 
Właśnie wychodziłem z domu, gdy zatrzymała mnie matka mówiąc, że ktoś do mnie dzwoni.
- Halo?
- Siema, Izzy. Masz dzisiaj czas? – Powiedział Axl.
- Cześć. No mam i co z tego?
- Ty, słuchaj może poszlibyśmy dzisiaj do Reb? Jestem ciekawy, co by zrobiła jakbyśmy zapukali do jej drzwi.
- Nie uważasz, że to głupi pomysł? Wiesz jak na się mnie czepiła wczoraj jak wracaliśmy. Myślałam, że pójdzie za mną do domu, bo tak się ‘bała’ o mnie.
- Oo widzę, że cię polubiła.
- No, tak chyba aż za bardzo polubiła.
- To było jej pozwolić iść do siebie może byś skorzystał na tym.
- Kurwa, debilu ona chciała iść tylko po to, bo nie miała z kim pogadać. Nie wiesz jaką ona ma trudną sytuację w domu. I przy okazji nie wykorzystałbym jej. A taki nie jestem.- Krzyczałem na niego.
- To idziemy do niej czy nie?
- Dobra, ale to twój pomysł żebym nie musiał się tłumaczyć przed jej starymi. Ok.?
- Ma się rozumieć. Aż tak ma źle, że musi się tłumaczyć przed starymi?
- No powiedzmy. Opowiem Ci jak będziemy do niej iść.
- Dobra. O której i gdzie?
- Przyjdę do ciebie.
- Tylko uważaj.
- Nie ma sprawy.
- Narka.

Rozłączyłem się i wyszedłem z domu z Jeff’em (tutaj chodzi o psa). Chodziliśmy po okolicznych łąkach. Spotkałem tam Reb.
- Cześć. – Powiedziała pierwsza.
- Hej. – Odpowiedziałem.


Rebecca:

Nie no super, a już myślałam, że ich nie spotkam. A tu mi Jeff wyskoczył. Dziękuje mu bardzo.
- Widzę, że chodzisz z psem.
- Tak. Ty też. I co z tego?
- Nic. – Jak ja nie lubiłam spotykać ludzi jak chodziłam z Roxy. Nie miałam tematów do rozmowy. –Sorki, ale głowa mnie boli i nie mam jakoś tematów do gadania. - Uśmiechnęłam się przepraszająco. Roxy skoczyła mam mnie i wywaliłam się na trawę. – Idiotko, coś ty najlepszego mi zrobiła? – Weszła na mnie i polizała mnie po twarzy. Jak ona lubiła to robić, było to wkurzające, ale jak temu uroczemu psu zabronić to robić. Wiedziała kiedy to zrobić, zawsze kiedy nie miałam tematu do rozmów, albo jak nie miałam humoru. A teraz było to i to. Izzy zaśmiał się, mi tam nie było do śmiechu. Ale co tam. „Życie jest po to żeby się bawić”. Roześmiałam się.
- Widzę humor dopisuje?
- No można tak powiedzieć.
- To coś się stało?
- Nie, oj tak. Nie ważne… - Już nie wiedziałam co mówić. W końcu nie będę się wygadywać jakiemuś tam Jeff’owi, którego znam dopiero drugi dzień o tym jak mi matka ranek rozpierdoliła mówiąc, że niby się puszczam.
- Ktoś Ci popsuł dzień?
- Tak. I to jeszcze jak. – Wygadałam się. Mam wpierdol od samej siebie.
- To nie ciekawie.
- A żebyś wiedział. Nawet do domu nie chce mi się wracać.
- Rodzina?
- Można tak powiedzieć. Oj dobra, nie będę się wyżalać.
- Śmiało, opowiadaj.
- Nie, aż tak dobrze cię nie znam żeby wszystko tobie mówić.
- No jak chcesz.

Poszłam dalej z psem, Izzy szedł za mną. Nie miałam nic przeciwko temu. W końcu jego pies wyrwał mu się ze smyczy i pobiegł do mojej Roxy. Zaczęli się bawić, uśmiechnęłam się na ten widok i brunet też. Podszedł do mnie i tak stał patrząc na psy.
- Fajny widok. Mój pies rzadko się bawi. – Zagadałam.
- Fajny, fajny.
- A co ty taki przymulony, co?
- Nie. Czego miałbym być przymulony?
- Nie wiem, bo jakoś tak się dziwnie zachowujesz. Jakby Ci pies zdechł.
- Ale nie zdechł.
- To mów, co Ci po główce łazi.
- Bo Will cię polubił i ja cię też lubię.
- No to co?
- I chciał przyjść do ciebie.
- No to w czym problem? Bo ja nie wiedzę.
- Ale ja widzę.
- Jaki?
- Wczoraj wszystko mi powiedziałaś.
- Kurwa, dlaczego ja się wszystkim wygaduje? I to jeszcze po pijaku. Ja pierdole.
- Czyli to jednak prawda?
- Ale co ja Ci wczoraj powiedziałam?
- No, że… czekaj niech ja sobie przypomnę… - myślał i myślał. I nic nie wymyślił.
- No co?
- To, że u was się nie przelewa. Rodzice ciągle się kłócą i czasami to przeżywasz oraz to, że się ciągle czepiają ciebie o coś, a ty nie wiesz o co. Także wiesz… Potem powiedziałaś, że jak będziemy się dłużej znać to powiesz mi więcej.
- Aaa to dobrze, że tylko tyle. Aż mi kamień spadł z serca. Wiesz?
- Nie, nie wiem. Jak to jest?
- No tak, że masz taką ulgę.
- Wiesz nie znam takiego uczucia.

No tak nie ma to jak chłopaki. Oni nie mają uczuć, albo mi się zdaje. – Ty w ogóle masz uczucia? – Zapytałam prosto z mostu, nawet nie zastanawiałam się nad sensem pytania.
- Mam, jakieś mam. A co?
- Tak się pytam. – Mówiłam z pretensją. To brzmiało jakby chciał mi wmówić, ze nagle się w nim zakochałam. Ja pierdole. Aż taka głupia to ja nie jestem, żeby zakochiwać się w chłopaku poznanym wczoraj. – A tak w ogóle zapytam. To co ja wczoraj robiłam jak odholowaliśmy Will’a do domu?
- Pamiętam tylko to, że śpiewaliśmy piosenki Zeppelinów, gadaliśmy i pod koniec drogi uparłaś się, że chcesz mnie podprowadzić. – Na jego twarzy zawadniał chytry uśmieszek tak jakby miał coś jeszcze do powiedzenia.
- Aha i tylko tyle, bo to do mnie nie podobne?
- Powiedzmy…
- No weź, co jeszcze robiłam?
- No chyba tyle. Na pewno czepiłaś się mnie tego, że idę sam po ciemku do domu i chciałaś mnie zaprowadzić do niego. Jak się uparłaś to nie chciałaś odpuścić.
- Eee to nieźle. Wszyscy mi mówią, że jestem uparta, ale żeby aż tak. To nigdy.
- Nigdy nie mów nigdy.
- No co ty nie powiesz?
Nic się nie odezwał, ja z resztą też. Patrzyłam na psy biegające po wysokiej trawie.

 W końcu po kilkunastu minutach przybiegła do mnie Roxy z Jeff’em. Zapięłam psa i szłam w stronę domu. Izzy złapał mnie za ramie i obrócił tak bym na niego patrzyła. Przestraszyłam się.
- Mogę później wpaść do ciebie?
- Nie ma problemu.
- Tylko jak coś to dzisiaj się nie widzieliśmy, Ok?
- Ok.

Poszłam z psem do domu, nikogo nie było. Ucieszyłam się. Nie musiałam słuchać kazań na temat „ jak ja jestem, jaka będę, jaka była ona i jak jest teraz”. Wkurzała mnie tym całym gadaniem. Nastawiłam wodę na kawę i siedziałam na blacie kuchennym. Zamyślałam się, z tej czynności ‘obudził’ mnie dźwięk piszczącego czajnika. Zalałam kawę i poszłam z nią do salonu. Zasnęłam. Chyba naprawdę wczoraj przebalowałam, bo nigdy tyle nie śpię.

Obudził mnie dzwonek i pukanie, a właściwie to walenie pięścią do drzwi. Wstałam i poszłam do nich. Kogo tam ujrzałam to można było się spodziewać. Stał to nijaki Will oraz jego kolega Jeffrey. Z niechęcią otworzyłam im drzwi na twarzach chłopaków gościły uśmiechy.
- Nie macie kiedy przychodzić? – Zapytałam z pretensją.
- Nie. – Odpowiedział rudy.
- A mogę skopać wam tyłki?
- Nie.
- A znasz jakieś inne słowa oprócz ‘nie’?
- Tak.
- Oooo… Postępy robisz kolego. Ile jeszcze znasz słów?
- Ej, weź go nie denerwuj, bo czasami potrafi być niebezpieczny. Jak coś ja cię tylko ostrzegałem. – Wtrącił się Izzy.
- Ma się rozumieć. Aż taka wredna to nie jestem. – uśmiechnęłam się do nich.
- No, ja nie wiem.
- Coś sugerujesz?
- Nie.
- Jak widzę, że tak. Nie rób ze mnie idiotki.
- Ty, ona na serio jest uparta. – Przerwał mam Axl.
- No właśnie widzę.
- O ty umiesz mówić.
- Nie, nie umiem, wiesz? – W odpowiedzi 'strzeliłam' facepalma. Roześmiali się.
-  Ej, no będziecie tu tak stać, czy wchodzicie do środka póki was zapraszam?
- A to wchodzę. Nie wiem jak on? – Po tej odpowiedzi rudy wszedł do środka.
- Idziesz? -  Zapytałam bruneta.
- Tak, już.
Pokręciłam głową. Wszedł do domu. Poszliśmy do kuchni. Podałam im coś do picia. Siedzieliśmy i gadaliśmy. Gadaliśmy i piliśmy. Wreszcie Jeff spytał:
- Masz tu jakieś taśmy z koncertami?
- Jakieś tam mam. A co?
- Pooglądamy, bo głupio tak siedzieć i tylko gadać.
- A to spoko. Idę pogrzebać w szafkach i może cos znajdę.
Wyszłam  kuchni i szłam w kierunku salonu. Zatrzymał mnie Will.
- Czekaj. Mogę poszukać z tobą?
- Dobra. To chodź.
- Dlaczego  jesteś taka uparta?
- A dlaczego o to pytasz?
- Tak z ciekawości.
Stanęliśmy przy drzwiach pokoju chciałam puścić Will pierwszego, ale uparł się, że jestem kobieta to mam pierwszeństwo. Weszliśmy dyskutując o muzyce, a temat mojego charakteru poszedł w dal. Stojąc przy szafie z kasetami kazałam mu poszukać czegoś po prawej stronie. Ja sama szukałam od lewej w końcu stuknęliśmy się ramionami.
- I co nic nie znalazłeś?
- Nie, chociaż czekaj, - przejrzał jeszcze raz półkę. – O, mam. Areosmith?
- Yhym.- Wzięłam od niego kasetę i włożyłam ją do odtwarzacza. – Zawołasz Izzy’ego?
- Ej, Izzy idziesz oglądać ,czy będziesz siedział cały czas w kuchni. – krzyknął.
- Już idę!
- Proszę nie krzycz. Czego on taki zamulony?
- Nie wiem, cały czas jak jest ze mną jest taki zamulony.
- Aha.
Izzy wszedł do salonu rozglądając się po nim.
- Jeju, ale fajny salon.
- Normalny, jak każdy. Siadaj, bo zaraz się wywalisz od tego patrzenia na ściany. – Wstałam od magnetowidu i siadłam między will’em, a Jeff’em.
- Ej, no. – Oburzył się brunet.
- Co mam sobie iść na fotel? – Spytałam ze sztucznym smutkiem w głosie. Rudy roześmiał się. Wstałam z miejsca.
- Nie! - Zatrzymał mnie rudy.
- Mówiłam Ci żebyś nie darł swojego pięknego ryjła.
- Jak on nie chce to chodź do mnie na kolana.
- Ej, no nie tak łatwo kolego. Na to trzeba sobie zasłużyć. – Teraz to ja zaczęłam mówić z pretensją.
- Oj, no weź.
- Co mam wziąć?
- No nie wiem. Zobaczę później.
- To czekam z niecierpliwością. – Uśmiechnęłam się.
- Oj no chodź do mnie.
- Nie! Nie zasługujesz na to. Za krótko się znamy.
- Ale się poznamy.
- Zobaczymy. – Wystawiłam mu język i siadłam na fotelu.
- I co lepiej Izzy? – Zadał pytanie brunetowi.
- Tak. – Spojrzałam na nich złowrogim spojrzeniem. Nie doczekując się odpowiedzi.
Film zaczął się już dobre 10 minut wcześniej, a my dalej siedzieliśmy w ciszy.
- Boże, dlaczego tu tak cicho? – Zapytałam.
- Nikt tu Bogiem nie jest.
- To, to już wiem. Wczoraj się przekonałam.
- Nikt nie jest święty.
- No nie jest i nie będzie.
- Dobra ludzie oglądacie, czy mam słuchać waszej rozmowy? – wtrącił się Izzy.
- Kurwa oglądasz ten koncert?
- Próbuje, ale mi nie wychodzi, bo gadacie.
- To nie słuchaj nas. Problem?
- Nie, ale może trochę ciszej, co?
- Nie macie gdzie się kłócić?
- Nie! – Krzyknęli razem. Czy oni muszą krzyczeć? Uszy mi rozpierdolą.
- Kurwa nie krzyczcie, bo mi uszy rozpierdoli.
- Dobra ja się zamykam. – Powiedział Axl. Wreszcie to trzech próbach udało mi się wytłumaczyć rudemu żeby nie krzyczał.
Oglądaliśmy ten koncert w tej chorej atmosferze. W końcu nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju. Usłyszałam kroki za mną, gwałtownie odwróciłam się i ten ktoś poleciał na mnie, wywalając nas na podłogę.
- Coś ty najlepszego zrobiła?
- Ja?
- Tak ty. – No tak, był to rudy.
- Odczep się ode mnie.
- Co ci się stało?
- Nic. Nie mogę iść do kibla?
- Eee no możesz.
- To, w czym problem?
- Bo ten głupek psuję całe oglądanie koncertu.
- No wow! Nie wiedziałeś?
- Wiedziałem, ale zaczyna mnie to wkurzać.
- Nie tylko ciebie. Dobra mogę wejść sama?
- A tak, już. Idę sobie.
Zaśmiałam się pod nosem. Jak on będzie tak za mną łaził to  go chyba zabiję. No ile można?

 Wychodząc z łazienki usłyszałam krzyki chłopaków. Pobiegłam do salonu, zobaczyłam jak Izzy stał pod ścianą, a Axl trzymał wazon na głową. Nie wiedziałam co zrobić, czy roześmiać się jak idiotka na środku salonu, czy zacząć płakać. I tak połowa salon było rozwalonego.
- Kurwa, co wyście tutaj narobili? Aż tak się wam nudzi? Poprawić wam humor? Axl odbiło ci naprawdę? Mam wam wpierdolić obydwu? Macie przestać i posprzątać mi dom!! – Wszyscy patrzyli na mnie jakby zobaczyli jakiegoś diabła, czy coś. Byłam nieźle wkurwiona. – Was się nie da zostawić na 5 minut samych. Zachowujecie się jak małe dzieci.
- Mówisz jak moja ciotka. – Powiedział rudy.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia, czy już skończyłeś?  Może i ma rację. To teraz bierzcie się za sprzątanie salonu, bo jak rodzice tutaj przyjdą i to zobaczą to mnie zabiją.
- Dobra tylko się uspokój.
- Ja mam się uspokoić? Hahaha uspokoić? Powaliło cię chyba? Wiesz co wy zrobiliście? Rozwaliliście najcenniejszy pokój w tym domu.
- O kurwa. Że co?
- Nie ‘ o kurwa’ tylko sprzątacie to, czy mam to sama zrobić przy tym wywalając was za drzwi i dając psu do zjedzenia?
- Nie tak ostro, co? – Powiedział William.
- A jak? Wam naprawdę się  popierdoliło w główkach!

Z tego patrzenia się na to i darcia na chłopaków, aż siadłam na przewróconej przez nich kanapie i rozpłakałam się. Podszedł do mnie Jeff i zaczął coś mówić. Nie wracałam na to większej uwagi. Coś tam paplał o tym, ze to posprzątają, że zaczął Will i żebym nie płakała. Spojrzałam na niego jak na idiotę, odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z litością.
 - Izzy idziesz sprzątać, czy będziesz się na nią gapił?
- Zaraz.
- Zaraz to taka wielka bakteria. Rusz się, samo się nie posprząta.
Wstał i poszedł sprzątać.
- Gdzie masz jakąś zmiotkę, czy coś? - Zapytał po chwili.
- Czekaj zaraz przyniosę. – Poszłam do kuchni wzięłam to, o co mnie prosili. Dałam im i poszłam do pokoju. Miałam ich serdecznie dość.



7 komentarzy:

  1. Ok, czas się troszkę poczepiać. ; P

    Pierwsza rzecz to czcionka - niby jest ok, ale ten niebieski razi w oczy ( może tylko mnie, ale razi ) choćby dlatego, że strasznie dużo tu kolorów, między innymi przez tło, od którego swoją drogą nie mogę oderwać wzroku. ^^ Tych zdjęć tam tak dużo, że człowiek dostaje oczopląsu. ; P

    Druga rzecz to dialogi, których jest nie mało, jednak plus dla ciebie, że nie są w stylu ... takich od niechcenia, bo są zabawne. ( w tym rozdziale w szczególności kwestie Axla )
    Ale z drugiej strony czasami się gubiłam kto co mówi, więc mogłabyś podpisywać.

    Tak samo chodzi o uczucia, głównej bohaterki i całej reszty, których prawie w ogóle nie ma opisanych.

    A teraz coś ci powiem ... to może i rada, albo coś w rodzaju podpowiedzi ... mniejsza, ale ja tak robię - zapełnisz rozdział opisując każdy najmniejszy szczegół. ( np. mogłabyś dokładnie opisać jak Axl rozpierdolił salon Reb ; P ) Byłoby zabawnie, ale i czytelnik mógłby podzielić twoją wizję tego wszystkiego.

    No więc na koniec ... mam nadzieje, że ten komentarz był jedną z konstruktywnych krytyk jakie chciałaś otrzymać. ^^

    Pozdrawiam i czekam do następnego ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa i jeszcze coś - zapraszam na rozdział 2 na http://during-the-november-rain.blogspot.com/ ^^

      Usuń
    2. Dziękuje za słowa krytyki. Pomogłaś mi w pewnym sensie... Zaraz wpadnę do Ciebię.

      Usuń
  2. To teraz ja ;D

    Nie powiem... kolor razi w oczy, ale idzie czytać.

    Zastanawia mnie jedno... jak wygląda ten rozwalony salon ? Mogłabyś to opisać.

    Ogólnie rzecz biorąc mi się podoba. Trochę powtarzają się słowa, mogłabyś coś na to poradzić? ; D

    Czekam na kolejny... mogłabyś mnie informować na GG : 37659385

    Zapraszam do siebie http://welcome-to-my-life-honey.blogspot.com/

    Dodaję do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się pozmieniać. I w następnym rozdziale opiszę rozwalony salon. Będę Cię informować.

      Usuń
  3. Pierwszy mi się bardziej podobał. To wiem na pewno. W tym było trochę powtórzeń i innych błędów. Mało opisów uczuć. A i niektóre sytuacje mogłyby być bardziej rozwinięte. Ten nieszczęsny salon, np. Ale wyżej zdążyłam przeczytać, że to w następnym. Ogólnie jest ok.
    A swoją drogą, co ja się czepiam prawie półtora roku po dodaniu... przecież wiem, że teraz dużo lepiej piszesz. :)
    Biegnę do następnego!

    OdpowiedzUsuń