poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 39

 Dużo pisać nie będę, bo nie mam co. Z resztą ten ponad miesiąc "pisania" pokażą zdjęcia na dole. Pogratulować.
 Ciekawe ile Was tutaj czyta? Aż mnie ciekawi.
Także ludzie zostawcie po sobie jakikolwiek ślad, ze zajrzeliście i możecie spierdalać za przeproszeniem. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale wiem, że się pisze. Heh!
No, no to miłego czytania :)


Obeszliśmy całą Bel Air wzdłuż i wszerz... Tak jak mówił Slash, nic nie było. W końcu przeszliśmy się na Strip przez wszystkie te ulice w środku osiedla. Kiepskim pomysłem to to nie było. Co wieczór można było spotkać tu tysiące ludzi. Ta ulica była tak żywa i zakorkowana jak centrum w samo południe. Ludzie mówią, że któregoś weekendu nie dało się przejechać na zachód L.A. Neony tych wszystkich klubów, tabuny ludzi oraz samochody, to dawało taki nieziemski elekt. To tak cholernie przyciągało ludzi z całego świata.
Już od parkingu przy Rainbow i The Roxy siedziało mnóstwo ludzi w naszym wieku, później pod Whisky. Wszyscy czekali na okazję wejścia do środka, niektórzy handlowali narkotykami. Norma. Każdy się już do tego przyzwyczaił.
Mój wzrok nagle przyciągnęła pewna postać stojąca właśnie pod Whisky. Był to rudowłosy koleś, nawet niewysoki, gdzieś mojego wzrostu, ubrany w podarte jeansy i czarną skórzaną kurtkę. Bardzo przypominał mi Axla. Nawet wszystko się zgadzało, tylko żebym mogła spojrzeć na jego twarz. Ogarnęła mnie ciekawość. Z miłą chęcią podeszłabym do tego chłopaka, aż tak mnie korciło.
- Ej, to jest Axl? - szturchnęłam Madley łokciem w bok.
- Co? Kto to jest Axl? - zapytała nieogarnięta rozglądając się dookoła siebie.
- Kiedyś słyszałem o jakimś Axl'u... - zaczął wątek Slash, a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Czyżby mój dobry kumpel był w Mieście Aniołów?
- I co? - dociekałam. Kurde, coś za szybko wciągnęłam się w temat Rudego, który mógł być już w LA, a ja mogłam o tym nic nie wiedzieć. Ostatnio często szlajał się po tych wszystkich sądach, aresztach i komisariatach. Podobno gliniarzom się wyjątkowo nudziło i wciskali mi najróżniejsze kity. No rozumiem wybuchowy nastolatek, który ma wszystkich w dupie, ale nie musieli z niego robić aż takiego przestępcy... Chyba, że jego ojczym macał w tym palce...
- Podobno koleś nieźle śpiewa - mruknął, a za chwilę dodał: - Właściwie to ze Stevenem myśleliśmy o zgarnięciu go do kapeli po tym jak znajdziemy basistę.

Poszliśmy dalej. Trafiliśmy na Hollywood Blvd, ale po ataku mojej paniki (jednak) wróciliśmy się na Strip.
Przechodząc dalej przez Fairfax i okoliczne ulice zauważyliśmy dom, z którego dochodziła rockowa i metalowa muzyka. Mimo, że drwi były zamknięte, wszystkie okna otwarte, a w każdym pokoju świeciło się światło. Szykuje się imprezka!
Podekscytowana wskazałam na dom. Przeszliśmy przez ulicę, a ja mało co nie skakałam z radości.
Taak! Dorwałam domówkę! Ha! Ciekawe, czy widać po mnie ten entuzjazm?
Stanęłam przed drzwiami, a Madley glanem je rozwaliła. Roześmiałyśmy się. Ludzie momentalnie zastopowali wszystko co robili i spojrzeli na nas. Muzyka dalej grała. Dotarły do nas pierwsze dźwięki Highway To Hell AC/DC i podśpiewując pod nosem weszłam do środka.
Co to w ogóle miało być? Nie widać ani ludzi którzy się bawią, ani nic co świadczy, ze cokolwiek się dzieje. Był całkowity porządek. Na stołach stały butelki, gdzie większość z nich była nawet nie otworzona. Jakoś w duchu zawiodłam się na gospodarzu tego zbiorowiska. Ale jakoś zaciesz nie schodził mi z twarzy. To rozczarowanie mogliby mi wynagrodzić tylko i wyłącznie litrami procentów.
Oh, tak! Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po raz kolejny zobaczyłam cały stolik butelek. Hej, widział ktoś tam ruską? Chcę się schlać w trupa. Mimo, że najbliższe okazje będą u Metalliki.
 Ale tak z innej strony... Tej ogarniętej i krytycznej...
Atmosfera się całkowicie zjebała... Leciała muzyka, a wszyscy albo siedzieli, albo podpierali ściany. Nic ciekawego.
- Hej, ludzie, co z wami?! - zapytałam rozglądając się po pokoju, który wydawał się być salonem.
Białe ściany, jakieś obrazy, kilka szafek, trzy kanapy złączone ze sobą, stolik przed nimi i biedny adapter, z którego leciała muzyka. Ale wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Zignorowałam to i podeszłam do odtwarzacza. Ze sterty winyli wygrzebałam Queen'ów.
- Madley, chodź tu! - zawołałam przyjaciółkę poważnym głosem.


Oczami Madley:
Co ona ode mnie chce? Nie rozumie, że tej imprezy nie da rady już uratować? Procenty nie idą, wszyscy są trzeźwi, tylko gadają, leci muzyka, a gospodarza ani nie widać ani nie słychać. Chyba nie tak miało to wyglądać w oczach panny Green?
Od niechcenia podeszłam do Rebeki, która majstrowała coś przy adapterze i stercie winyli.
- Co tam chcesz? - zapytałam stojąc przy blondynce. Emanowała on niej taka energia, że spokojnie mogłaby zarazić pół Los Angeles swoim dobrym humorem.
- Wpadłam na szalony pomysł... - spojrzała na mnie uważnie, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wyglądała jak Steven. Szkoda, że go tutaj nie ma. Pewnie z Reb zrobiliby świetną domówkę... - Zaśpiewajmy razem z Merkurym...
- Czego?
- No tego... No... - wsadziła mi przed twarz okładkę winyla z Bohemian Rhaspody Queenów.
No to już wiem o co chodzi... Za każdym razem jak tylko nam się nudziło zaczynałam nucić, a potem Reb śpiewała co kończyło się takim małym występem. Bo oczywiście obie miałyśmy niezłe głosy i w liceum chodziłyśmy przymusowo na chór. Często miałyśmy solówki lub duety na akademiach co chyba najbardziej lubiłyśmy z tego wszystkiego. Ale te nasze występy nie miały dużej publiczności. Zazwyczaj kończyły się na dwóch, trzech osobach.
- Wiem - uśmiechnęłam się. - Ale może poczekajmy chwilę - zasugerowałam ze sztucznym uśmiechem. Jakoś specjalnie nie miałam ochoty śpiewać, a zwłaszcza przy tych ludziach. Nie każdemu mogłoby się to podobać, nie wspominając już, że mogliby pomyśleć, że jesteśmy pijane jak i naćpane oraz próbujemy z siebie zrobić dwóch niedojebów.
- Dobra - rzuciła ze zrezygnowaniem i ze spodu wyjęła płytę Sex Pistols.

Oczami Rebeki:

No dobra. To był głupi pomysł ale to nic.

***

Weszłyśmy do kuchni.
- Gdzie jest gospodarz tego zgromadzenia? - zapytałam, a wszyscy siedzący na podłodze i nie tylko spojrzeli na mnie z takim 'o co chodzi'. Że niby wy wszyscy jesteście tutaj gospodarzami, czy jak?
- Ja - powiedział jakiś chłopak siedzący pod lodówką i zasypiający już. Co za ludzie? Wstał z miejsca, w którym siedział, a mnie ogarnęła wielka desperacja. Chyba wyczuł co zaraz zrobię, bo od niechcenia podszedł do mnie.
- Mógłbyś cokolwiek zrobić z tym zbiorowiskiem? - zapytałam. - To ma być w ogóle domówka?! - krzyknęłam. - Przecież to nawet nie wygląda jak zlot mocherów na różańcu! Człowieku! Co to ma być? - ah, czas na oddech i dalej zapierdalam krzykiem... - Weź ich zachęć, czy coś... Pójdź tam! Rozkręć to coś! Weź kija od mopa i tańczcie limbo!
Poczułam jak moje gardło zaczyna się niszczyć. Koniec. Trzeba zaoszczędzić gardło. Pojutrze będę się drzeć przed sceną.
Wkurwiłam się. Myślałam, że mu przywalę. Ale się ogarnęłam i wyszłam z domu trzaskając drzwiami i od kuchni jak i zewnętrznymi. Po dojściu na najbliższy krawężnik jednak się cofnęłam i zabrałam ze stołu litr ruskiej. Ach, jedna jedyna.

A że nie chciało mi się siedzieć na tym krawężniku to poszłam na wycieczkę. Dokładnie to nogi zaprowadziły mnie na Hollywood Sign...







Tak się pisze rozdziały Prze Państwa :D.




Hej, Mucha muzułmanin (mój syf w tle) :)


No to jeszcze wycieczka na Politechnikę Warszawską. Zdjęcia nie oddają piękności tego gmachu.


6 komentarzy:

  1. Ja jestem! Co do rozdziału, to ni chuja nie wiem co napisać, bo jest zajebisty a japo zajebistych rozdziałach nigdy nie umiem napisać nic sensownego. Ooo Politechnika... jak mnie tam dawno nie było.. nie ważne. Cieszę się, że dodałaś rozdział i życzę miłego dnia/tygodnia/ogólnie wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On jako taki nie jest zajebisty. Później będą. Także nie wiem co będziesz później pisać :)
      Czo ty człowieku robisz na Politechnice, hmm?

      Usuń
  2. CZYTAM. Wiesz, żeby potem nie było
    Co do rozdziału - domówka do kitu xd Biedna Reb. Nie pisząc dalej, bo moje komentarze są zazwyczaj pozbawione sensu - weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pisz. Lubię czytać komentarze :D. Wiesz jak to cieszy? Na prawdę pisz, bo będę Cię męczyć :)

      Usuń
  3. Dzień dobry.
    Informuję, że wciąż tu jestem i czytam. :)
    I... Jejku, kobieto... Nie wiem czy Ty widzisz jakie robisz postępy! Przeskok praktycznie z rozdziału na rozdział, oby tak dalej! :D
    Drętwa impreza... To gorsze niż brak imprezy. ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, tak.
      Zauważam, ze robię postępy. Specjalnie ćwiczę żeby lepiej pisać. A rozdziały zmieniam praktycznie cały czas żeby były lepsze :).
      Ale dobrze, że czytasz :) Już myślałam, że czytają tylko dwie osoby.

      Usuń