niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 24

 Macie rozdział niespodzianką. Dłuuugą niespodzianką. Calutki dedykowany jest mojej imienniczce. Patty.
Dziękuję Ci moja droga, ze wyjęczałaś to co chciałaś. Masz i się jaraj.
Jak coś to będę uzupełniać co miałam powiedzieć, bo zapomniałam.
 Mam straszne zaległości, bo nie mam czasu czytać i się lenie. W najbliższym czasie nadrobię. Tak myślę.

+ Zapraszam na  mojego aska
++ Licze na Wasze komentarze.


Z tego jednego ktosia zrobiło się ich czterech.
- Ej, co tu się dzieje? - zapytałam odwracając się, a oni robili to ze mną.
- Grupowe przytulnie! - zawołała Marry biegnąć w naszą stroną z rozłożonymi ramionami do przytulania. Tak już było pięć ktosiów, którzy mnie przytulali.
Z przyjaciółką zaczęłyśmy się śmiać. Okazało się, że całe towarzystwo mnie przytulało z nie wiadomo jakiego powodu, a zaczął Duff. Coś mu się odmieniło? Bardziej spodziewałabym się tego po Jamesie, albo Marry.
- Marry, miałyśmy pogadać - zwróciłam się do niej.
- Tak - odpowiedziała z uśmiechem i wskazała głową kuchnię.
- No dobra, grupowy hugh skończony - zaśmiałam się, ale oni nie zrozumieli mojego zdania. Zaczęłam ich "odlepiać" od siebie. Nic nie działoło dalej, zaczęlam ich dźgać w brzuch.
- Ała - jęknął Duff, uśmiechnęłam się i wyrwałam z uścisku reszty chłopaków. Pobiegłam szybko do przyjaciółki, do kuchni.

- To co chciałaś mi powiedzieć? - zapytałam poważnie siadając na blacie kuchennym. Oj, mama by mnie zabiła za to co teraz robię. Jednak mimo tej powagi w głosie na mojej twarzy malował się uśmiech od ucha do ucha.
- Najpierw ty się uspokój, bo jeszcze kuchnie rozniesiesz, albo w najgorszym przypadku cały dom z tych emocji - zaśmiała się siadając na krześle przy barku.
- Nie rozniosę, przyrzekam - przyłożyłam prawą rękę do piersi.
- Bo wiesz... - zaczęła poważnie. - ... na początku myślałam, że ty sobie żartujesz pisząc mi w liście, że jesteś z Jamesem. Ale teraz przyjechałam i jak was widzę razem to czasami mam wrażenie, że jestem zazdrosna... Zazdrosna o to, że ja nie mam chłopka..., ze to ja nie mam takiego szczęścia być z kimkolwiek. Ale to nie wszystko... - spojrzałam na nią przestraszonym wzrokiem. - ... jak was widzę to wy wyglądacie razem tak słodko - uśmiechnęła się do mnie.
- Ooo, jak miło mi słyszeć takie słowa. Marry nie martw się o chłopaka, bo i ty w odpowiednim czasie go znajdziesz, albo to on ciebie znajdzie - w tej chwili zwątpiłam w swój związek. Z jakiego powodu to nie wiem. - Ja nie mam więcej czasu niż trzy, cztery miesiące - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego? - zdziwiła się. - Przecież to widać na odległość, że wy do siebie pasujecie i bije od was uczucie.
- Może i pasujemy. Ale mamy tylko po 16 lat. Więc znając życie to i tak po jakimś czasie to ja się mu znudzę. Wiesz jacy są faceci. Popatrz na przykład jakim jest Duff - zatrzymałam się, aby wziąć głębszy oddech. - Popatrz na każdą jego byłą... No może na większość. Chodził z nią miesiąc, dwa, ewentualnie cztery, a gdy mu się znudziła, to ją rzucał - pokręciłam z niezadowoleniem głową.
- Ale ja taki nie będę!
Gwałtownie odwróciłam się w stronę głosu dobiegającego z drzwi. Obrzucając chłopaka badającym wzrokiem. Jego tu nie powinno być. Stał oparty jedynym ramieniem o framugę drzwi.
- Co? - zdziwiłam się. To coś w środku mnie podpowiadało mi, że on to mówi tylko po to aby mnie zbajerować. Z jednej strony chciałam wierzyć Marry i Jamesowi, że im zależy, ale jakaś cząsta zaprzeczała temu.
- Robisz się pesymistką, Reb. Zawsze byłaś pełna optymizmu, zawsze widziałaś pozytywy wszystkiego - westchnęła głośno wlepiając we mnie swoje ciemne oczy. - Nie dostrzegasz pozytywów waszego związku - zeskoczyła z krzesła. - Reb, zastanów się nad swoją opinią na temat chłopaków - lekko uśmiechnęła się, podeszła do mnie i oparła dłoń o moje kolano. - Teraz zostawię was samych. - Następnie zwróciła się do blondyna. - Weź jej wytłumacz to i owo.
Wyszła z winem w ręku pozostawiając po sobie tylko zapach. Nie powiem, złapałam jakiegoś chujowego doła. Usłyszałam jak zaczyna rozmowę z chłopkami już w humorze. Wzięłam swoją butelkę i pociągnęłam z niej sporego łyka.
- O co jej chodziło? - w  końcu zapytałam patrząc na raz na chłopaka, raz na drzwi z drugiej strony kuchni. Spowrotem popatrzyłam na chłopaka, powoli podchodził do mnie. Widać było, ze trochę wypił. Widać było po co był u nas alkohol.
- A o co tobie chodziło, jak mówiłaś, że będę jak Duff i rzucę cię po kilku tygodniach? - spojrzał na mnie z uwagą, oczekując jak najszczerzej odpowiedzi. Z jednej strony taką rozmowę chciałam odbyć wcześniej, ale jakoś zapominałam o tym jak się spotykałam z Jamesem. Teraz to ja nie chciałam bardziej psuć wieczoru. - Ja taki nie będę, obiecuje - patrzył mi w oczy z blaskiem nadziei.
Poczułam jak robi mi się ciepło na policzkach, a po tym moje oczy przykryła mgła. Kiedy próbowała zniknąć poczułam jak z moich oczu spływają pojedyncze łzy.
- Przepraszam, ja nie chciałam, żeby tak było... Żebym zwątpiła w nas związek. Nie wierzyłam, że może nam coś z tego wyjść - podkuliłam nogi pod siebie i oparłam brodę o kolana zaczynając wycierać łzy wierzchem dłoni. - Przepraszam...  nie dokończyłam, bo całkiem się rozwyłam.
- Nie płacz, proszę. Reb, kochanie, nie płacz - prosił podchodząc jeszcze bliżej, przytulił się do mnie.

Kazał mi zejść więc tak zrobiłam. Wszyscy w salonie zamilkli. Rozległ się po domu głos Duffa.
- Ej, gołąbeczki, gracie z nami w butelkę?
- Na mojej warzy rysował się uśmiech. Zaśmiałam się cicho.
- Idziemy grać? - zapytał patrząc na mnie wycierając wierzchem dłoni śladu po płaczu z moich policzków. Pokręciłam głową. - Dlaczego?
- Bo... bo chciałam spędzić z tobą trochę czasu. Bo gdzieś za tydzień jadę z Duffem i Marry do Seattle i będę mogła do ciebie tylko dzwonić. W co wątpię, ze będę mieć czas, wiec chciałam z tobą pobyć jak najwięcej - skrzywiłam się w uśmiechu.
- No dobrze. Później dołączymy do nich. - zaproponował, a ja się zgodziłam kiwając głową.
 Objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam łapiąc rękoma w pasie. Poszliśmy do reszty, powiedzieliśmy, że idziemy się przejść przed dom.

Ustaliliśmy, że ja wyjdę przed dom, a on zaraz przyjdzie, bo musi coś omówić z Duffem.
Pierwsze co mnie uderzyło wychodząc na zewnątrz to to, że było nawet ciepło i wiał zajebisty wiaterek. Na niebie świeciły gwiazdy oraz księżyc w kształcie rogalika. Nie było oni jednej chmurki na niebie. Siadłam na najwyższym schodku, swój alkohol postawiłam tuż obok siebie, przy poręczy. Oparłam głowę o nogi i patrzyłam przed siebie nic nie myśląc. W końcu znudziło mi się i wzięłam się za opróżnianie wina. Za jednym razem nie było jednej czwartej wysokości. Nie był to za najlepszy pomysł. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Tooo... Gdzie idziemy? Chyba na schodach nie będziemy siedzieć?
Gwałtownie odwróciłam głowę słysząc głos blondyna, tym samym doprowadzając do kolejnej serii zawrotów głowy. W reku trzymał dwa kawałki pizzy. Powoli wstałam próbując podejść do niego.
- Możemy iść za dom...
- Czy ty coś piłaś? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Nie - odpowiedziałam wycofując się ze schodów na ziemie. Przy okazji chowając butelke za siebie.
- Jak widzę, że tak - wchodził za mną.
- Pytałam się coś - próbowałam zmienić temat stojąc już na ziemi.
- O co? Nie przypominam sobie - uśmiechną się dziko.
- Albo ty jesteś głupi, albo mnie w ogóle nie słuchasz - burknęłam krecąc z niezadowoleniem głową.
- Słuchałem, tylko tego nie słyszałem... - zaczął się tłumaczyć, a gdy przestał. - Wziąłem dla nas po kawałku pizzy.
- To idziemy za dom? - zapytałam zabierając mu jedzenie z ręki (jak pies xD).
- Dobra - kiwnął głową i zaczął iść w wyznaczone miejsce.
Po drodze skonsumowałam pizze. Usiedliśmy w fotelach przy basenie. Wyjęłam zza pleców wino i postawiłam obok siebie.
- A mówiłaś, że nic nie piłaś - burknął wskazując palcem na alkohol. Uśmiechnęłam się chytrze i wzruszyłam ramionami. Popatrzył na mnie miną seryjnego mordercy. Wybuchłam śmiechem.
- James, proszę przestań, proszę, przestań... - błagałam przez śmiech zakrywając dłonią oczy.
- Dlaczego?
- Bo... bo tak... śmiesznie... wyglądasz - wydusiłam z siebie po krótkiej przerwie.
Uspokoiliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim o mam się na język nawinęło.

Po połowie godziny:
- Zimno mi trochę... - marudziłam. Teraz siedzieliśmy na jednym fotelu przytulając się. Na prawdę się zzimniło. Cała się trzęsłam. Wstałam z krzesła i zaczęłam iść w stronę domu. Daleko nie zaszłam. James pobiegł do mnie, złapał w talii i przyciągnął do siebie.
- Nigdzie nie idziesz! - powiedział ostro odgarniając ręką włosy z mojej szyi. Poczułam jak przez wszystkie moje kręci przepływa przyjemny dreszcz. Pierwszy raz czułam takie coś. Przecież to nie mój pierwszy chłopak. Poczułam jak lecę na ścianę. Byłam przyparta do ściany i obcałowywana po szyi.
- Już ci cieplej? - zapytała odrywając się ode mnie na chwilę. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Po chwili zaczęłam przyglądać się jego oczom. Były ciemne, bardzo ciemne, jak niebo, albo jak chmury przed burzą.
- Nie, jeszcze mi zimno - odpowiedziałam uśmiechając się zadziornie.
- Kłamiesz!
- A tak było fajnie - jęknęłam zrezygnowana. Odbiłam się od ściany. Szłam do domu tylnym wejściem, którego nikt nie znał. odkryłam je któregoś pięknego dnia łażąc po działce. Zawsze tędy wychodził James kiedy była moja mama i było już bardzo późno.
- Reb, czekaj! - krzyknął kiedy otwierałam drzwi. Dostrzegłam, że przyjaciele dobrze się bawią. Stanął za mną i popchnął do środka. Nic nie mówiąc poszłam dalej nie przeszkadzając im. Cichaczem wspięliśmy się na piętro, do mojego pokoju, gdzie nawet nie chciało nam się zamknąć drzwi.
- Zamknij drzwi! - powiedziałam patrząc na niego. Ponownie byłam przyparta do ściany, tylko teraz było gorzej. Nie mogłam się wydostać. Stał opierając jedną rekę w górze, a drugą trzymał moją. - Drzwi! - zwróciłam mu uwagę, ale on to zignorował. Miałam już coś mówić, otworzyłam usta, ale on je zamknął pocałunkiem. Tak jakby chciał abym przestała tyle mówić.
- Ale... chcesz... żeby.. ktoś... nas... zobaczył? - zapytałam między pocałunkami. Jedną ręką odepchnęłam go od siebie. Korzystając z okazji zamknęłam drzwi.
Poleciałam z wielkim hukiem na wejście do pokoju. Ciekawe co sobie myślą tam na dole? Patrzyliśmy sobie w oczy dłuższą chwilę, a kiedy moje hormony dawały o siebie znak, że im to nie wystarcza, przyległam do jego ust. W tej samej chwili poczułam, że to ja wszystko kontroluje. A nie lubi ę tego uczucia, wole jak to druga połówka na władzę, ale oczywiście nie pełną. Musiałam złapać oddech, oderwałam się od niego. Nie trwało to długo. Po kilku sekundach to on przejął kontrolę dobierając się do mojej szyi. Zaczęłam ciężej oddychać. Czując to, jego zimne ręce powędrowały pod moja bluzkę, molestując mój brzuch. Nie byłam mu długo dłużna. Moje palce wyczuwały każdy mięsień brzucha blondyna. Odchyliłam głowę w tył czując jak przechodzi coraz niżej, aż do obojczyka.
- Może... Może... p-przeniesiemy... się na... moje łóżko? - zapytałam próbując chociaż lekko opanować swoje ciało. Czułam jakby moje ciało było innym światem, a to czym myślę jeszcze innym. Tak jakby się oddzielały od siebie. Wyłączyłam całkowicie myślenie.
- Po co? - spojrzał na mnie pytająco. W moich oczach łatwo było wyczytać wiadomość: "No chyba nie będziemy się seksić na podłodze, albo przy ścianie, co?" - Bez przesady. Nie teraz - uśmiechnął się niegrzecznie i przeszedł do rozpinania mojego biustonosza pod bluzką.
- le ty się śpieszysz - skomentowałam kręcąc głową i wyjmując przy okazji jego dłonie. - Ty się naprawdę śpieszysz - szepnęłam mu do ucha kiedy zanosił mnie do łóżka.
Leżałam opierając głowę o oparcie łóżka. Po kilku sekundach nie miałam na sobie bluzki, jeszcze później spodenek. Zostałam w samej bieliźnie, a on w spodniach. Mój brzuch mył dręczony przez palce i usta Jamesa.
- Stop! To idzie trochę za szybko - powiedziałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Dlaczego? Przecież ci się podobało. Nie protestujesz - wyczułam w jego głosie rezygnacje.
- Podoba, ale...
- Ale będę delikatny. Obiecuję - oznajmił to tak szczerze,że zauważyłam to po jego oczach.
- Dobrze.
Powróciłam do poprzedniej pozycji. Przywarł swoimi ustami do moich. Poczułam jak przechodzi mnie kolejny dreszcz. Przyjemny dreszcz. Rozchyliłam usta czując jak domaga się więcej. Przymknęłam oczy rozkoszując się pocałunkiem oraz dotykiem. Przechodził coraz niżej. Usta, szczęka, szyja, obojczyk, ramiona, aż dotarł do mojego biustonosza. Wiedział, że jest rozpięty i łatwo może go zdjąć, jednak tego nie zrobił. Przeszedł na brzuch. Wygięłam się w łuk czując jak muśnięciami swoich ust wędruję po moim podbrzuszu.
Przestał. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Przyglądał się  uwagą mojej osobie podbierając się rękoma i tak jakby wisząc nade mną. Podniosłam się na łokciach i lekko dotknęłam jego warg. Ten gest przerodził się w bardziej namiętny.  W trakcie tego zaczęłam rozpinać mu spodnie.
I spodni nie było. Teraz leżeliśmy na sobie w samej bieliźnie.
- Mogę dalej kontynuować? - zapytał podpierając się na przedramionach. Kiwnęłam twierdząco głową. Zdjął ze mnie górną część bielizny, wylądowała za łóżkiem. Musnął ustami moje i znowu wziął się za ponowne obwałowywanie mojej szyi, ramion aż przeszedł do piersi. Jaką mi to sprawiło ogromną przyjemność. Poczułam jakby to był mój kolejny "pierwszy raz".
Powoli zdejmował ze mnie majtki. Tak lekko, że nawet nie poczułam tego. W tej samej chwili stwierdziłam, że jestem gotowa na wszystko.
- James... - wyszeptałam, oderwał się.
- Tak?
- Wejdź we mnie - błagałam już rozkładając nogi. Czułam, że jak zaraz tego nie zrobi to zmarnuje szanse i to, że się napracował doprowadzając mnie to tego stanu. Nie, ze jestem dziwką, ale mnie trudno przekonać. - Proszę, dłużej nie wytrzymam - jęknęłam.
Zrobił to o co błagałam, przed tym zdejmując nie potrzebną część garderoby. Wszedł we mnie delikatnie i powoli. Cicho jęknęłam. Było tak jak powiedział. Poczułam jak odpływam, on z resztą też. Nagle zaczęły mi się zbierać łzy do oczu. Mrugnęłam kilka razy aby je powstrzymać. Chwile później oboje doszliśmy.

Siedzieliśmy w łóżku. Już ubrani w bieliznę. James obejmował mnie, a ja opierałam głowę o jego ramię wspominając przeżycia sprzed chwili.
- Ale to było cudowne - podsumowałam. Znowu poczułam jakbym miała się rozpłakać. Tym razem to uczucie zrobiło się rzeczą realną szybciej niż myślała.  Nie zdołałam ich powstrzymać.
- Wiem, ty też jesteś cudowna - spojrzał na mnie, zauważył co się ze mą dzieje. - Ty płaczesz?- zapytal, albo moze stwierdził, co było bardziej ocyzwistsze.
- Tak - uśmiechnęłam się słabo. Kiedy miałam już wycierać łzy, on to zrobił.
- Nie płacz - pocałował mnie w czoło. Przestałam szczerzej uśmiechając się do niego.
- Kiedy idziemy do reszty, n dół? - zapytałam patrząc w jego błękitne oczy.
- Za chwile - popatrzył na drzwi. - Nikt nas nie potrzebuje.
- Skąd wiesz? - usiadłam na przeciwko niego zakładając ręce na piersiach i przechylajac głowę na bok.
-Bo jakby ktoś coś chciał to by tutaj przyszedł - wytłumaczył przedrzeźniając mnie. Wzrokiem zaczął szukać swoich ubrań po całym moim pokoju. Były porozwalane. Zaśmiałam się widząc to. - Co jest w tym takiego śmiesznego?
- Wszystko - wzruszyłam ramionami. Szybko wstałam i zaczęłam zbierać swoje ubrania. Położyłam na oparciu fotela. Za to chłopaka ubrania rzuciłam na jego głowę śmiejąc się z tego. założyłam spodenki.
- Ale ty się szybko ubierasz - skomentował kładąc się spowrotem na łóżku, powoli nakładając spodnie, Przyglądałam się temu zjawisku z bluzką założoną do połowy twarzy.
- Wyglądasz jak ninja - zaśmiał się, dokończyłam nakładanie T-shirtu.
- Dzięki.

Zaczęłam iść w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Na dół - odpowiedziałam.
- Po co? - zapytał wstając z łóżka i podchodząc do mnie.
- Jestem głodna. Idę wpierdolić pizzę - powiedziałam patrząc na jego goły brzuch. - Ubierz się! - poleciłam mu, tykając go. Pokręcił głową, westchnęłam. Zabrałam mu bluzkę z ręki i zaczęłam ją zakładać mu przez głowę. - Nie będziesz chodził u mnie w domu, jak na plaży. Moja matka się wkurwi jak cię tak zobaczy. Trochę kultury... - zaczęłam swój wykład,
- Reb, nie marudź. Idziemy na dół. Przecież chcesz jeść - włożył ręce do rękawów, a ja naciągnęłam bluzkę.
Zeszliśmy na dół. Było jeszcze jedno pełne pudełko pizzy. Od razu się na nie rzuciłam. Przyglądając się społeczeństwu stwierdziłam, że wszyscy się spili i nic nie robią. Marry rozmawiała z Jeffem, który przysypiał. Will spał na kanapie. A Duff opiekował się butelką 0,7, od czasu do czasu mówiąc coś Jamesowi.

Po połowie godziny ponad połowa pudełka zniknęła za moją sprawką. Opróżniłam też całego winiacza i latałam jak głupi do kibla, bo chciało mi się sikać. Siadłam na drugim fotelu. Zaczęłam myśleć, sama nie wiem o czym. Zasnęłam po kilku minutach.

18 komentarzy:

  1. DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!

    moje prośby zostały wysłuchane! powiedziałaś, że mam Cię opierdalać, ale nie mam za co, bo wyszło naprawdę genialnie! wszystko ładnie napisane, krok po kroku, wszystko sobie wyobrażałam... naprawdę super. podejrzewam, że będzie się to jeszcze powtarzać (może nie, że będziesz to opisywać, ale Reb będzie wspominała: "[...] wczoraj w nocy znowu kochałam się z Jamesem, bla bla bla". prawda?

    no i nie wiem, co mam Ci jeszcze napisać. są taką cudowną parą... będzie mi szkoda, jak do akcji wkroczy Lars, no bo... no wiesz. kocham Jamesa i Rebeccę. ale skoro powiedziałaś, że "oni nigdy się nie rozstaną", to się cieszę. bardzo się cieszę :)

    dziękuję jeszcze raz! ;-**********

    OdpowiedzUsuń
  2. No, błędów czy tam literówek jest dużo, ale to chyba nie w tym rzecz, nie? Rzecz w rozdziale, który dzieli się na dwie części: ta pierwsza buduje napięcie, a ta druga je rozładowuje i ... cóż, tu nie ogarniam kilku rzeczy, a mianowicie mam kilka pytań: to był pierwszy raz Reb? Dlaczego po wszystkim ryczała? I z jakiej, kurwa, racji James ma taki fetysz na ... brzuch? XD Nie, no, to mnie rozpierdoliło... No chociaż z drugiej strony, to rozumiem, że o gustach się nie dyskutuje i w ogóle, no ale żeby brzuch? Chyba jestem zbyt tępa, żeby zrozumieć to i ... żeby się przede wszystkim nie brechtać jak Adler na kwasie. XD

    To chyba tyle, na ile mnie stać, przepraszam. :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wiń za wszystko. To moja wina. To ja nie umiem pisać takich scen. Kurwa tok to jest jak to pisze dziewica. Taaak, przyznałam się. Spierdoliłam wszystko... Koniec.
      To NIE jest pierwszy raz Reb. Dlaczego ryczała? Autorka tego nawet nie wie. To jest dziwne.

      Usuń
    2. System rozjebany, dziewczyno XD
      To od kiedy trzeba NIE być dziewicą, że tak się wyrażę, żeby dobrze to wszystko opisywać? To raczej zależy od podejścia autora do sprawy, wiesz, jak masz przed tym jakieś opory, to oczywiste, że spierdolisz sprawę, a wiem to, bo swego czasu sama nie wiedziałam jak coś tam wydukać nie głupiego. Musisz się przełamać, dude, a pójdzie samo :)

      Usuń
    3. Szczerze to ni wiem, ale najlepiej piszę się coś co się przeżyło. No też zależy od autora. Ej, ja miałam opory i jakoś napisałam ;P

      Usuń
  3. Łojeny, prócz tego, że rozdział świetny jak zawsze to nie wiem co napisać. Nie mam weny do komentarzy ;x Jak tam kiedyś znajdziesz czas to zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytam jak naprawią mi WiFi :D Chwilowo zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, czekam i przy okazji nadrobię jak znajdę czas.

      Usuń
  5. nowy! ;3 http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, ale że już seks.
    Wow.
    Nie mogę, cieszę sie XD
    I to taki fajnie napisałaś :3
    Jezu, wszędzie tak świetnie się dzieje.
    Tylko Marry sama taka smutna, musisz jej kogoś koniecznie znaleźć.
    Cieszę się, że znów coś dodałaś, bo ostatnimi czasy tak już nic nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten tego ten tego ten tego tak, jakby ktoś może by chciał to ja tak sobie zaczynam http://you-are-so-fuckin-crazy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. nowy na moim blogu, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/ zapraszam na nowy ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Tiarara, tiarara, coś tam jest http://you-are-so-fuckin-crazy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń