środa, 1 maja 2013

Rozdział 22

Ten rozdział powinien być wcześniej, ale rodzice wyganiają mnie z bratem na plac zabaw od paru dni . I poznałam taką małą, słodką Irenkę. Właśnie jest z tego samego rocznika co mój brat, czyli mają po 6 lat. Podeszła do mnie i zapytała czego słucham, bo miałam słuchawki na uszach. To ja do niej, że Pink Floydów. A ta do mnie, że zajebisty zespół. Oraz za miesiąc będę miała czteroletnią albo pięcioletnią sąsiadkę ze stanów, z którą ja z moim bratem będziemy się bawić.

Możliwe, że jeszcze na długim weekendzie coś jeszcze dodam. I prośba jak w poprzednim rozdziale. Piszcie wszyscy, którzy czytają co jest okej, a co nie. Za dużo nie wymagam. To tak zajebiście pomaga.
Oraz dziękuje za ponad 6 tysięcy wejść! :D


Ja w ogóle nie chciałam wchodzić do wody, do oceanu, ale w magiczny sposób ten blond Pudel (czyt. James) namówił mnie do wejścia chociaż do kolan. Przebrałam się tylko w górę od stroju, bluzkę na ramiączkach i spodenki jeansowe, które ledwo co zakrywały mi dupę. Ja dziękuje za takie coś!
Wreszcie wszyscy się zjawili na dole. Wyszliśmy z domu, zamknęłam go. I tak ruszyliśmy w 1,5 godzinną podróż na plażę. Prowadził James, bo jako jedyny znał Los Angeles. Po drodze Żyrafa zaopatrzył nas w tani alkohol. No, bo jak może nie być alkoholu na takim wypadzie.

Kiedy już dotarliśmy do miejsca przeznaczenia, rozłożyliśmy koce, ręczniki i co tam kto miał. Było jakoś przed 17. Ludzie spacerowali patrząc na nas jak na bandę idiotów. Co im przeszkadzało? Po paru minutach przestałam się tym przejmować.
- Tooo... - zaczęłam swoją wypowiedź. - Co robimy?
- Nie wiem - odpowiedziała Marry kładąc się na kocu obok mnie.
- Idziemy do...
- Nie - sprzeciwiłam się.
- Nawet nie dokończyłem - oburzył się Duff.
- To co? - wzruszyłam ramionami i podobnie jak moja przyjaciółka położyłam się na kocu, który zajmowałam ja, James i Marry, obok nas był ręczniki Duffa, Jeffa i Willa.

 Po jakiś piętnastu minutach Duff wyciągnął z plecaka 6 butelek taniego wina, każdy dostał po jednym. Mi aż się oczy zaświeciły na ten widok. Trzeba było mnie trzymać żebym się nie dobrała do kolejnych, bo jak podniosło się ten plecak do góry to było słychać brzęczenie butelek.
- Reb nigdzie nie idziesz! - warknął James.
- Dlaczego? - zapytałam z maślanymi oczami.
- Bo masz tutaj butelkę. Pierw wypij tą, później zaopiekujesz się kolejną - zaśmiał się popijając co róż wino.
- Ale ja tylko chciałam zobaczyć czy wszystkim starczy - oznajmiłam. Wspięłam się na czworaka i już ruszyłam w stronę Duffa.
- Trzymajcie ją, bo zrobi porządek z tym wszystkim - ostrzegł Duffiasty. Zaśmiałam się wesoło, ale nikt mnie nie zatrzymał. Jeszcze nawet nie wypiłam pół butelki i zaczęło mi odjebywać. Przeszłam całą odległość i zaczęłam grzebać w plecaku. Znalazłam jeszcze 3 butelki winiacza oraz połówkę. Na sam widok na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie ma tak dobrze - zaczął Duff. - James, przyjacielu, weź ją zabierz - zwrócił się do niego.
- Już się robi - odpowiedział. Podszedł do mnie, złapał w pasie i przyciągnął do siebie. Chwilę później siedzieliśmy w swoich objęciach gapiąc się w oczy.

Po jakiejś godzinie wszyscy byli głodni i chciało się nam do toalety. Poszliśmy szukać jakiejś i okazało się, ze trafiliśmy tylko na jakiegoś starego toi toia. Wróciliśmy i moi kochani przyjaciele namawiali mnie do wejścia do wody, ale co do czego zostałam wepchnięta do niej, dodatkowo nałykałam się jej z fal. Byłam cała mokra i pijana.
- Dzięki! - krzyknęłam wstając z wody.
- Proszę bardzo. Należało ci się -  powiedział James podchodząc do mnie.
- Dlaczego? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
- Bo mam swoje powody - uśmiechnął się w taki słodki i zarazem niegrzeczny sposób, że nie mogłam przestać na niego patrzeć. Chwile później staliśmy w wodzie po kolana i całowaliśmy się.
- Czyli to takie powody? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem po tym całym zdarzeniu.
- Też, to jest jeden z wielu powodów - powiedział. Złapał mnie za rękę, chwile później byliśmy na brzegu. Usiedliśmy na kocu, a ja się cała trzęsłam z zimna. Dał mi ręcznik, mój ręcznik, bo nie wiedział, że tutaj będziemy iść. - Aż tak ci zimno? - zapytał. Dalej nie mogłam przestać dygotać z zimna. Pokiwałam głową. - Chodź do mnie - powiedział i przytuliłam się do niego, objął mnie swoim ramieniem. Nie powiem, zrobiło mi się ciepło.
- Ale miło - mruknęłam wtulając się bardziej.
- Może być jeszcze milej - usłyszałam jego szept, podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Przybliżył swoją twarz do mojej i już mieliśmy się pocałować, ale tą jakże piękną chwile przerwał mam Will.
- Ej, gołąbeczki, idziecie z nami grać w siatkę? - zapytał podchodząc bliżej nas. - Duff znalazł boisko, a ja wziąłem piłkę do siatki.
Popatrzyłam na niego miną zabójcy, wstałam z koca, odłożyłam ręcznik obok i pobiegłam do Jeffa, Duffa i Marry. Will wziął piłkę, mieliśmy już iść.
- James idziesz? - zapytałam podchodząc do niego.
- Nie chce mi się. Wolę być z tobą sam na sam - rzucił w moją stronę.
- Oj, no chodź - jęknęłam. - Zobaczysz swoją dziewczynę w trakcie gry - uśmiechnęłam się stając nad nim. Dobra, szczerzyłam się jak głupia idiotka. Podałam mu rękę, posłałam smutną minę, kiedy zaprotestował. - Nie rób mi tego.
- Reb, rusz się! - krzyknęła Marry.
- Już, tylko wyciągnę tego lenia! - odkrzyknęłam jej śmiejąc się.
- Okej, czekam aż to zrobisz. Mogę się popatrzeć? - zapytała wolno idąc w naszą stronę z podstępną miną. Co ona podejrzewała?
- Ale o co ci chodzi? - zadałam pytanie. - Uważasz, że ja go nie zaciągnę do gry? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Nie uważam, że jestem w stanie wszystkich do wszystkiego namówić, ale to mi się mogło udać.
- Jakiej gry? - zapytał, przyjaciółka wybuchła śmiechem. Mi też zebrało się na śmiech, bo nie o taką "gre" mi chodziło o jakiej myślała ta blond czupryna.
- Nie taką jaką sobie wyobrażasz. Do tego to sobie musisz porządnie zasłużyć. No chodź grać. Przygarnę cię do mojej drużyny jak będziesz chciał - wyciągnęłam do blondyna rękę posyłając mu proszący uśmiech.
- Przekonaj mnie.
- Czy ty mi rzucasz wyzwanie? - wyprostowałam się.
- Tak - kiwnął głową.
- Uuuuu - usłyszałam głos Marry, zignorowałam to. Nie chciałam się bawić w pytanie co by chciał, bo to jest wiadome.
- Pierw wstań - rozkazałam mu, pokręcił przecząco głową. - Wstań! - powiedziałam głośnie, ale nie krzyknęłam. Poczułam wzrok chłopaków na sobie. Chyba jednak krzyknęłam.
- Nie krzycz tak, kobieto - wstał tak jak mu powiedziałam. Hehe, mój plan był już gotowy.
- To teraz idziemy - uśmiechnęłam się do niego, złapałam za rękę i zaczęłam ciągnąć po plaży.
- Ale miałaś mnie przekonać - uparł się, spojrzałam na niego z dziwną miną, ale dalej ciągnęłam za tą rękę.
- Po co? Jeżeli cię ciągnę - wzruszyłam ramionami.
Dalej nic się nie odezwał. Z Marry roześmiałyśmy się i poszliśmy za chłopakami. Okazało się, że boisko jest nawet blisko.
- To jak gramy? - zapytałam rozglądając się dookoła.
- Yyy. Wiesz co, nie wiem - odpowiedział Will drapiąc się w tył głowy. - To może żeby było sprawiedliwie, to ja, Jeff i Marry kontra ty, James i Duff? - zaproponował.
- Mi pasuje. A wam?
- Okej - usłyszałam Duffa. Za nim James też się zgodził, później Jeff, a na końcu lekko zrezygnowana Marry. Zaczęliśmy grać. Szło nam nawet dobrze. W porównaniu z tym co było w szkole to wręcz idealnie graliśmy.

Około godziny 21 zapadł zmrok. Przerwaliśmy grę w piłkę, w której zdążyliśmy się z milion razy zmieniać osobami. Doszło do nas kilka osób z plaży. Jednak trzeba było to skończyć, wiec przeprosiliśmy ich i poszliśmy się pakować. Butelki wylądowały w koszu na śmieci, a koce i ręczniki w mojej torebce. Chociaż został mój. Przeczuwałam, że ten wieczór będzie gorszy niż poprzedni. Ale na razie czekała nas półtoragodzinna droga do domu i znając chłopaków to pójdą "przy okazji" zrobić zapasy.
- Reb... - zaczął niepewnie James, uśmiechnęłam się do niego żeby kontynuował. - Bo wiesz... Yyy, czy ja mógłbym u ciebie zostać na noc? - zapytał tak nieśmiało, że aż go nie poznawałam.
- Ty się mnie o to pytasz? - zdziwiłam się. - To jest chyba oczywiste, że możesz u mnie zostać. Jeszcze mojej mamy nie ma w domu do rana, a nawet gdyby była to jesteś u nas zawsze mile widziany.
- Okej - odpowiedział po czym wziął się za składanie koca. Ale to ja miałam go złożyć nie on. - A mogę cię wrzucić do basenu? - zapytał z chytrym uśmieszkiem podchodząc z kocem do mnie podał mi go, a ja włożyłam do torebki.
- Jeżeli ci na to pozwolę - pokręciłam głową mało co nie wybuchając śmiechem, ale stłumiłam ową zachciankę. Poszliśmy do reszty.
- To idziemy?
- Ma się rozumieć - powiedział Jeffy z lekkim uśmiechem.
-  To idziemy - poczułam, że rozpiera mnie energia.

Ruszyliśmy w trasę powrotną śmiejąc się, rozmawiając i śpiewając różne kawałki.
- Ej, Marry - podeszłam do przyjaciółki i dźgnęłam ją w bok.
- Ała, to bolało - pisnęła.
- Chciałam mocniej - posłałam jej uśmiech, a po chwili wybuchłyśmy śmiechem.
- To co chciałaś? - zapytała kiedy skończyłyśmy.
- Śpiewamy coś? Energia mnie rozpiera, a ty jesteś jedyną osobą nie pochłoniętą rozmową. Popatrz na rudego i Jeffa, albo na Jamesa i Duffa.
- A co ci przychodzi do głowy? - zapytała przyglądając się mnie uważniej. Wyglądało to jakby sprawdzała, czy przypadkiem czegoś nie brałam.
- Czy ty uważasz, że ja coś ćpałam? - przymrużyłam oczy. - Tak się na mnie dziwnie patrzysz.
-  Nie, ale tak to wygląda, bo właśnie tobie najbardziej odjebuje - stwierdziła. - Chociaż jeszcze Duff, ale on jest zajęty rozmową.
- No muszę jakoś tą energie uwolnić, co nie? A przed nami jeszcze cała noc i nie chce psuć domu, bo może pójść kanapa, albo telewizor przez okno i przy okazji James mi obiecał, że wyląduje w basenie.
- Aha, chciałabym to zobaczyć - zaśmiała się i odwróciła się w stronę rozmawiających blondynów. Nie wspominałam, ale na początku to Duff szedł z Marry i to oni śpiewali albo głośno dyskutowali. Później to on poszedł do Jamesa i poczułam się bezrobotna, więc zawitałam obok Marry.
- Obiecuje ci to, ze zobaczysz. Tylko boję się co będzie później - zamyśliłam się, ale po krótkiej chwili wróciłam do świata realnego. - To co śpiewamy? - zapytałam zniecierpliwiona, ona milczała. Chyba zastanawiała się nad utworem. Wiec, żeby nie przedłużać zaproponowałam - Może The Rolling Stones?
- Ale co dokładniej?
- Satisfaction?
- Okej - zgodziła się kiwając głową.
Chwile później zaczęłyśmy śpiewać, a może wydzierać się :

I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
'Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no

When I'm drivin' in my car
And that man comes on the radio
He's tellin' me more and more
About some useless information
Supposed to fire my imagination
I can't get no, oh no no no
Hey hey hey, that's what I say

I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
'Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no 

 When I'm watchin' my TV
And that man comes on to tell me
How white my shirts can be
But he can't be a man 'cause he doesn't smoke
The same cigarrettes as me
I can't get no, oh no no no
Hey hey hey, that's what I say...

Dotarliśmy do domu po kilkunastu wersjach tej piosenki, gdzie włączył się do nas rudzielec. Zastanawiało mnie to dlaczego Duff tak zareagował kiedy przyszedł James. Przecież wiedział, ze z nim jestem i zaakceptował to. Porozmawiam z nim o tym rano, nie będę mu psuć humoru do końca wieczoru.

Pobiegłam do drzwi, żeby je otworzyć. Zajrzałam do torebki w zamiarze znalezienia kluczy. Jednak było ciemno i po omacku nie mogłam ich znaleźć. Przestraszyłam się, że je zgubiłam. Wysypałam całą zawartość wnętrza. Koc, ręcznik, ręcznik, jakieś kartki, długopis, ołówek, znowu kartki, długopis, błyszczyk, tusz do rzęs, ooo klucze. Wzięłam je do ręki i otworzyłam drzwi.
- Coś się stało Reb? - zapytał Will, który właśnie wchodził po schodach.
- Eee, nie. Już nie. Myślałam, że zgubiłam klucze, ale je znalazłam - wyjaśniłam w dalszym ciągu szarpiąc się z zamkiem.
- W przyrodzie nic nie ginie, tylko zmienia właściciela - zaśmiał się, ale to była prawda. Moje kąciki ust podniosły się do góry.
Kiedy już uporałam się z tym czymś, ludzie wlali się środka. I właśnie wtedy przypomniało mi się o alkoholu, który miał kupić Duff.
- Duff, czy ty przypadkiem nie miałeś po drodze kupić nam zapasów na noc? - zapytałam z uśmieszkiem na ryju opierając się o drzwi. Nie chciało mi się ich zamykać.
- Dzięki, że mi przypomniałaś - kiwnął głową. - James! Idziesz ze mną do sklepu? - krzyknął  do mojego pudla.
- Taaaak! - usłyszeliśmy jego głos z góry. Pewnie poszedł do mnie do pokoju, albo jest z Marry. Po paru sekundach zbiegł na dół. Na pożegnanie dostałam buziaka i poszli. Zebrałam rzeczy z podłogi, zaniosłam je do salonu i rzuciłam na ławę. Poczułam się głodna. Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, a tam pustki. Jak zawsze nic nie ma. Ruszyłam swój zacny tyłek na piętro, aby zmienić ubranie i spytać co robimy w sprawie jedzenia. Wpadłam do pokoju, a oni wszyscy siedzieli u mnie na łóżku zamiast być w pokojach i się przebierać.
- Eee, co wy tu robicie? - zapytałam oglądając się po pokoju.
- Siedzimy - odpowiedział jakże inteligentnie Will.
- Nie zauważyłam, wiesz - oj, zebrało mi się na sarkazm, akurat teraz. - Dobra, jak tutaj siedzicie to mam pytanie. Co chcecie jeść?
- A co jest?
- W lodówce nic, ale zawsze można zamówić pizzę - powiedziałam podchodząc do szafy.
- To niech będzie pizza - oznajmiła Marry.
- To weźcie zamówcie. Tych dwóch blondynów poszło po jakiś alkohol to wy teraz zajmijcie się czymś do żarcia - powiedziałam tak żeby wyszli z mojego pokoju, ale to nic nie dało dalej siedzieli we troje i gapili się na mnie. Dobra, to może inaczej. - Wypierdalać z mojego pokoju, bo chce się przebrać w samotności i idźcie po pizze!
Podziałało idealnie. Poszli.


Dużo tego, co nie? Piszcie co myślicie. Ja naprawdę nie gryzę. Liczę na waszą szczerość :).

12 komentarzy:

  1. No parę błędów, literówek, czy tam powtórzeń to by się znalazło, ale pewnie jestem teraz zbyt leniwa, żeby ci to wszystko wypisywać. Poza tym, to pomijając te wszystkie "niedoskonałości" to było spoko. Tylko jestem ciekawa, czy Duff tą kasę na procenty ukradł, czy obrobił bank, bo sam jest z tym jak taka studnia bez dna. No bo, kurwa, w każdym rozdziale kasa Żyrafy = procenty, i to jest niby zajebiste, no ale zapasy skończyć się kiedyś muszą, nie?
    Co tam jeszcze... Wiesz, z jednej strony szkoda, że ona znalazła te klucze, bo mogłoby się coś zadziać, wiesz, taka nocka na dworze, to byłaby niezła okazja do ... no, nie wiem jak to nazwać ... coś jak szkoła przetrwania. Wiesz, przetrwaliby tylko najlepsi, a inni by ochujeli. XD
    Fajnie by się czytało takie coś, ale nikt nie powiedział, że jeszcze nie możesz tego wykorzystać, przy jakimś następnym "wypadzie na miasto", kiedy mama z domu wybyje. Tak więc, no, liczę na twoją kreatywność w tej sprawie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duff = bankomat xD. Fajnie to ujęłaś. To się kiedyś skończy... Kasa i procenty.
      Mówisz szkoła przetrwania? To można by było wykorzystać. Na na przykład coś takiego jak ty zaczęłaś... Ale zobaczymy w swoim czasie :D. Wsadzę tam Gryllsa xD i będą jeść szczury i pająki. Coś mnie naszło na takie dziwne.

      Usuń
  2. Ja wiem, że się powtarzam, ale nie kończ w takim momencie! XD Ja tu przeżywam, ja się wczuwam, a tu bum XD Kurde noooo, wstawiaj następny, bo ja serio nie wytrzymam. Tak fajnie w tym rozdziale, plaża, winko, gra, a teraz domowa imprezka XD W ogóle tak czekam na coś jeszcze w tym wszystkim, taki jakiś zaskok, że oo ten nagle chodzi z tą, czy ten z tym, jak wolisz XD No ale tak czy inaczej mi się podoba.
    Czekam na kolejny! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, postaram się nie kończyć w takich momentach :D.

      Usuń
  3. Jak ja lubię chlanie na plaży! Tylko dziwię się, że jeszcze nikt się nigdzie nie potopił jak tak ludzie piszą ;o ... nieważne xD. Rozdział spoko + jestem cholernie ciekawa czy ty tą główną bohaterkę zostawisz tak przy Jamesie:D czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona z nim dalej będzie. Hehe następny jakoś mi się nie szykuje jak pisałam... Także możliwe, że dopiero po weekendzie, bo pisanie mi nie idzie teraz :).

      Usuń
    2. To teraz ja zapraszam na nowy rozdział :D
      http://youth-gonewild.blogspot.com/

      Usuń
  4. jeju, już myślałam, że kiedy Jaymz powiedział: "może być jeszcze milej", to będzie coś więcej niż buziak.. taki pierwszy raz na plaży, ale znowu przy całym towarzystwie? ;D nieważne. ważne jest to, że pozwoliła mu zostać na noc, pewnie będą spali razem w jednym łóżku, ale pisałaś mi, że nie będą się tentegesować i rozpaczam.. :c

    nie wiem, co napisać dalej.. Duff-bankomat, ciekawe co będzie, jak wróci do Seattle, wszyscy zaraz powyjeżdżają, mama Reb wraca rano, wychodzi z kolegami, Rebecca ma cały dom dla siebie więc idealny czas na to, żeby się tentegesować z Jamesem. kurwa, co ja mam z tym tentegesowaniem? odbija mi już :D

    czekam na nowy i zapraszam na kolejny do siebie :D http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym napisała tentegesowanie, ale nie wiem czy mi wyjdzie i mam straszne opory przed tym. Masakra... Zlecę to mojej koleżance :D.

      Usuń
  5. Przeczytam wieczorkiem, zapraszam do mnie na nowwyyy!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. dawno nic nie mówiłam, i się nie odzywałam :c
    w każdym razie ja i Citharae zaczełyśmy coś nowego O ZEPPELINACH <3
    w kazdym razie pojawiły sie już 3 rozdziały w tym pare nowych zakładek i bohaterowiexD
    jesli chcesz ;* --> http://been-dazed-and-confused.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na mojego nowego bloga o GN'R. Dopiero się rozkręcam, ale byłoby miło gdybyś zajrzała :) Odwdzięczę się tym samym w wolnej chwili!

    http://marynowana-lasica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń