sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 11

Ehe, ehe, ehe... Najbardziej mi się podoba ten rozdział, chociaż nie jest taki długi jak sobie to wyobrażałam. Trochę inspirowała mnie pewna książka, a właściwie to kilka.  Dobra czytajcie, nie przedłużam...


 Minęło pare dobrych miesięcy, a za nimi wiadomo Boże Narodzenie, które spędziłam u rodziny w Seattle, sylwester z chłopakami i trzy dniowym kacem oraz karnawał w Nowym Orleanie w styczniu o którym pisał mi w liście kolega. No tak, a dzisiaj był kolejny nudny, zimny dzień, czyli szkoła, dom, Roxy, dom, ciepła herbata, odrabianie lekcji i na koniec dnia przyszła mama do domu cała rozweselona, zrobiła kolacje, zawołała mnie na dół, zeszłam, rozmawiałyśmy jak co wieczór do późnej nocy. I właśnie ta rozmowa zmieniła moje życie, wywróciła je do góry nogami.
Podała mi białą kopertę z listem w środku, była cała uśmiechnięta, właściwie to uśmiech nie schodził z jej twarzy przez cały wieczór. Uważnie wyciągnęłam kartkę papieru, rozłożyłam ją i powoli przeczytałam. Napisali tam, że moja mama dostała pracę w wytwórni filmowej w Hollywood. Na samą myśl, że wyjeżdżamy do L.A zaczęło mi być wesoło. Czytałam dalej... Napisali, że mamy czas na przeprowadzenie się do czerwca tego roku, a jest dopiero środek lutego. Mamy kupiony dom na bodajże Bel Air i przez pierwszy rok będą nam płacić połowę rachunków, a my resztę. Mama ms się wstawić na dłuższą rozmowę dopiero jak przyjedziemy ze względu na odległość i porę roku. No tak na tym zadupiu jest śniegu po pas, a tam to ludzie chlapią się w oceanie. Wstałam z krzesła, a właściwe to z niego zleciałam mało co go przy tym nie przewracając tak samo jak stolika na którym stały dwie gorące kawy z mlekiem. Zaczęłam skakać w okół własnej osi.
- Rebecco, uspokój się - powiedziała mama spokojnym głosem, jednak widziałam rozbawienie na jej twarzy.
- Ale naprawdę jedziemy do Los Angeles? - zapytałam podchodząc do niej.
- Tak, naprawdę, ale dopiero na początku czerwca. Jeszcze nie dostałam wynagrodzenia za te pięć lat w lokalnej telewizji - powiedziała uśmiechnięta do mnie.
- Dopiero w czerwcu? - zadałam pytanie siadając na krześle jakoś w miarę uspokojona, bo z jednej strony się cieszyłam z wyjazdu, ale z drugiej nie za bardzo, bo dopiero w czerwcu.
- Tak. W końcu musisz skończyć ten rok szkolny w miarę normalnie, bo chcą ci wsadzić nie do byle jakiego liceum  w Los Angeles tylko najlepszego. Byłam też u dyrektorki - Co? Ona u dyrektorki? Jakim cudem? - i powiedziała, że się w tym roku trochę opuściłaś oraz stwierdziła, że nasz wyjazd nie byłby problemem dla nich. Mają wysłać nam świadectwo do Los Angeles po zakończeniu roku szkolnego.
- Yy, ale jak? - zapytałam zdziwiona zachowaniem dyrektorki, bo zawsze kiedy ją spotykałam odrazu się na mnie wydzierała, ze zadaje się z łobuzami.
- Normalnie. Stwierdziłam, że po prostu dam ci czas na to żebyś poinformowała swoich znajomych o wyjeździe. Napisz Jamesowi, że przyjedziesz do Los Angeles - powiedziała jednak to ostatnie zdanie sprawiło, że poczułam się jakby wiedziała coś czego nie chciałabym aby wiedziała.
-Mamo, nie trzeba było mi tego mówić. I tak bym do niego napisała jakby tylko mi odpisał. Już mi trzeci tydzień nie odpisuje - powiedziałam lekko oburzona, a zarazem przygnębiona.
- A dzwoniłaś do niego? Może gdzieś się list zgubił po drodze, co? Nie pomyślałaś?
- Możliwe, ale nie dzwoniłam, bo nie wiem o której zadzwonić. W końcu mamy inną strefę czasową.
- No tak, dwie czy trzy godziny - opowiedziała obojętnie.
- Mamo - oburzyłam się - dwie, czy trzy godziny - zaczęłam ją naśladować - wiesz, że to trochę czasu, w końcu to, że my mamy 21 to nie oznacza, że on musi siedzieć tak jak my w domu, u nich może być 18 lub 19.
- Zadzwoń do niego,a nie mi nad uchem burczysz jak jakiś bąk - zaśmiała się, ona zawsze potrafi kogoś uspokoić swoim humorem.
- Dobrze mamo - rzuciłam i pobiegłam do telefonu mało co nie rozwalając wszystkiego co miałam po drodze. Kiedy byłam przy telefonie przypomniałam sobie o tym że nie pamiętam numeru. Rzuciłam się na górę domu, tam z biurka wyjęłam zeszyt, gdzie miałam zapisane adresy i telefony osób z koloni. Zbiegłam na dół do kuchni gdzie znajdował się telefon, siadłam na oknie i szybko kartkując zeszyt znalazłam tą stronę z numerem telefonu Jamesa. Wybrałam numer, chwile później usłyszałam pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci... I w końcu ktoś odebrał. Mój brzuch zaczął wariować, dostał rąk i zaczął mnie łaskotać od środka.
- Halo - usłyszałam czyjś głos, ale nie Jamesa.
- Yy... - no i weź się zatnij na początku rozmowy... - Można z Jamesem? - zapytałam tej osoby przy telefonie.
- Tak już go wołam, poczekasz chwile?
- Tak, jasne. - odpowiedziałam, a moje serce dawało się we znaki. Dosłownie czułam jakby chciało wylecieć albo przodem albo tyłem, dostanie nóg i poleci do Los Angeles. Po kilku minutach ktoś podszedł do telefonu, podniósł słuchawkę i... I to był James. Na początku nie mogłam wydusić z siebie słowa, jednak  po chwili w miarę spokojnie z nim rozmawiałam. Po dłuższej rozmowie zapadła cisza tak jakby tematy nam się skończyły, jednak ja miałam jeszcze dwa w zapasie. Pierwszy to informacja o przeprowadzce, a drugi to to czego nie odpisywał mi na listy.
-Wiesz James, chciałabym ci coś powiedzieć - zabrzmiało to jak bym mu składała jakąś przysięgę małżeńską, czy co w tym stylu. On dalej siedział cicho przy telefonie słyszałam jego oddech - wiesz, bo... - no kurwa miłości to ja mu nie wyznaje tylko to, że za parę miesięcy będę mieszkać w tym samym mieście co on. Mów mu, mów! - bo w czerwcu przenoszę się do Los Angeles - dokończyłam. Jest!
- Jak to? -  zapytał z radością.
- Yyy... No, bo moja mama dostała prace w jakiejś wytwórni i ... - no tak nie ma to jak przerywanie komuś w połowie zdania.
- Nie wiesz jak ja się ciesze - krzyknął. Ała to bolało, nie miała aż takiego głosu żeby móc się drzeć przez telefon i nikt nie ogłuchł.
- Ała, ale mógłbyś trochę ciszej wygłaszać swoje zadowolenie? - zapytałam z lekką pretensją.
- Tak, jasne - rzekł ciszej - A i mam do ciebie sprawę - zaczął tajemniczo, a mój brzuch zaczął tańczyć pogo.
- Tak.
- Bo wiesz, ze nie odpisywałem na listy, co nie?
- No tak, ale był tylko jeden, czyli list - poprawiłam go.
- To list, to wszystko spowodowane było... - przerwał, coś się zastanawiał - nie wiem jak ci to wytłumaczyć i tak trochę głupio przez telefon mówić.
- Ale przecież możemy porozmawiać jak przyjadę do L.A. Jeszcze będzie czas.
- Nie, bo ja chciałem ci to teraz powiedzieć - zmieszał się lekko.
- Reb mogłabyś powoli kończyć - krzyknęła matka z przedpokoju.
- James, poczekasz chwilę.
- Oczywiście - odpowiedział.
- Dobrze mamo, zaraz skończę - krzyknęłam jej zasłaniając słuchawkę po czym wróciłam do rozmowy z kolegą - Już jestem.
- Wracając do rozmowy to miałem ci coś powiedzieć, ale niestety muszę kończyć. Muszę pomóc zmywać naczynia bratu - tłumaczył się, słychać było w jego głosie, że był smutny.
- Właśnie ja też miałam ci mówić, ze muszę kończyć - oznajmiłam bezuczuciowo. Ale dlaczego tak to nie wiem. Na prawdę było mi smutno, albo może przykro, ze muszę kończyć rozmowę - to cześć.
- Narazie - powiedział po czym rozłączył się.

Przez te trzy miesiące poprawiłam się w nauce, byłam prawie najlepsza z klasy. W końcu trzeba mieć jak najlepsze wyniki do nowej szkoły, co nie? Pisałam z Marry, Duffem i Jamesem listy. Chłopaki stwierdzili, że robię z siebie kujona, ale ja twierdziłam co innego. Do wyjazdu został jeszcze tydzień, od miesiąca liczę dni i godziny nawet minuty. Mama powiedziała, ze jeżeli zdążymy to wyjedziemy w poniedziałek, a jest piątek wieczór. Nie spakowałyśmy się ani nic. Matka twierdzi, że nie będzie sprzedawać domu bo i tak będziemy tutaj przyjeżdżać. A i jeszcze Jeffy z Willem. Oni zareagowali obojętnie, chociaż Will zaczął mi opowiadać jaką to on by chciał zrobić wielką karierę jako piosenkarz w Los Angeles. Wyśmiałam go, a on zrobił mi awanturę o to, że nie wierze w jego możliwości. Jednak po dwóch tygodniach nie odzywania się do nie poszedł do mnie i darł mi się przez okno, że  i tak nie mam racji i mnie przeprosił, że zrobił mi tą awanturę.
Wtedy ja wyszłam, a on zaproponował mi wyjście gdzieś na miasto. Zgodziłam się, w końcu nic mi się nie stanie, co nie? I tak sobie chodziliśmy i rozmawialiśmy o przyszłości w Los Angeles dopóki nie zobaczył nas ojczym Willa. Przez ten okres kiedy go znałam zaczął mnie nie znosić, a za każdym razem kiedy byłam u rudego w domu robił mu dziką awanturę o to, że sprowadza jakieś dziewczyny do domu i mnie wyganiał. Posyłałam mu wiązankę życzeń i szłam do domu, zawsze za mną biegł William i przepraszał z niego.

W sobotę i niedziele wyparowałam z dom. Z chłopakami urządziliśmy sobie taką dwudniową popijawę. Już w sobotę pod wieczór nie pamiętałam co robiłam. Jednak wszystko dotarło do mnie kiedy obudziłam się w niedziele rano bez bluzki. Zapytałam się ich co się działo. Opowiedzieli mi jak to się spiłam butelką wódki, tańczyłam na stole i próbowałam się dobierać raz do Willa, raz do Jeffa. Roześmiałam się, jednak to była prawda. Dokończyli mi tą opowieść mówiąc, że chcieli mnie zanieść do domu, ale ja nie chciałam i protestowałam zdejmując poszczególne części garderoby. Po południu poszliśmy do Jeffrey'a i tak u niego piliśmy piwo do późnego wieczora. Do kiedy nie stwierdziłam, że jest zbyt późno i muszę już iść aby się wyspać podczas podróży. We trojkę poszliśmy pod mój dom. Tam było wielkie żegnanie się. Trochę szkoda było mi wyjeżdżać do L.A, bo nie spotkałam chłopaków, a oni mi w jakimś tam sposób ubarwili życie w tej dużej wiosce.


No to na tyle by było. Super myślałam, że będzie więcej, bo w zeszycie był chyba z 15 stron, a tutaj to w chuj mało, ale nie narzekam. Wam pozwalam...

15 komentarzy:

  1. Ale pojechałaś z akcją. ; o
    Ale muszę ci powiedzieć, że zgadzam się z tobą - ten rozdział też mi się podoba, mimo takiego skoku w akcji. ; )

    Ale co do rozdziału... Kuźwa, więc tak - Rebecca jedzie do LA i musiała to JAKOŚ Jamesowi przekazać. JAKOŚ jej się udało, ale ten oczywiście speniał przed powiedzeniem jej CZEGOŚ. Mam wrażenie, że chciał jej wyznać miłość, albo, że ma już dziewczynę, ale to bez sensu, nie? Bo skoro ją kocha, to kiego chuja by nie odpisywał? ; o No właśnie..
    Ale przejdźmy dalej - opisałaś te ... 3(?) miesiące w dwóch akapitach o dziwo zajebiście to opisałaś! Ale co tam, bo Will jakiś ... wiesz, potulny się stał, że ją przeprosił za tą awanturę i mam u mnie plusa, skurwiel. ; 3
    Albo ta akcja z PRZYSTAWIANIEM się do tych dwóch pojebów - rozjebałaś mnie. I wyobraziłam to sobie, jak chcą ją zaciągnąć do domu, a ona usilnie "NIE I CHUJ, CHCĘ TU ZOSTAĆ, SPIERDALAĆ ODE MNIE!" hahaha.xd I jeszcze się rozbierała w między czasie... Nie no, szacun. ; )

    Tak więc kończę swoje pierdolenie i pozdrawiam. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no beż takich. On nie jest w niej zakochany... Tak wiem Will jest taki jakiś łagodny. Szczerze ja to trochę inaczej widziałam tą akcje z rozbieraniem. Ale i to mnie rozwaliło... :D
      Taa pierdolenie... Ja jak to czytam to mam takiego zaciesza, że skacze po sam sufit siedząc na podłodze. :D

      Usuń
  2. Nie wiem, jakim cudem dzisiaj piszę ten komentarz, ale musiałam. Kuźwa.. Zasypiam na siedząco. Ok, to tak:
    Mi się wydaje, że najlepszy, jaki do tej pory napisałaś. Serio, dużo.. Może nie dużo, ale lepszy od tamtych. Ale z akcją to pędziłaś nieźle.:D W sumie dobrze, bo po cholerę opisywać szczegółowo te kilka miesięcy, to ja nie wiem, skoro Los Angeles czeka i się doczekać nie może.;) Ciekawi mnie, co James chciał jej powiedzieć.. Kurde, przez Ciebie nie zasnę.! Mam nadzieję, że dowiem się w następnym.;) Zdziwiło mnie trochę, że Jeff i Will nie wykazali głębszych emocji... Ale popijawa fajna.:D To rozbieranie się, yeah.xD Wyobraziłam sobie Axla, jak stoi pod moim oknem i drze się na pół wsi: 'Nie masz kurwa racji! Uświadom to sobie! Ale przepraszam i teraz kuźwa złaź tu do mnie!' Ehh.. Chciałoby się.;)
    Czekam na następny. Pozdrawiam.;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem bardzo dobry rozdział ^^. Ja w ogóle nie zczaiłam kiedy się skończył ;D.

    W sumie to fajnie, że się przeprowadziła i w ogóle.
    Ciekawe jak tam z tym Jamesem i co on chciał jej powiedzieć, bo trochę wypadłam z akcji.

    Sama czasem tak pędzę z akcją, bo nie chce mi się tego wszystkiego opisywać, ja bynajmniej tak nie lubię.

    Co do tego jaką mam frekwencję u Ciebie, to stwierdziłam, że muszę się poprawić i bede zaglądać co rozdział, oo ( głupiooo mii ).

    ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że mi się chciało opisywać szczegółowo te trzy miesiące?? Nie, nie chciało mi się. Mam lenia.
      Nie martw się frekwencją. Nadrobisz wszystko. :D

      Usuń
  4. OOw mordę, ale super, że wyjeżdża ! Szkoda że w czerwcu, no ale..
    Superświetny rozdział, nie krótki, taki akurat. Uwuw, czekam na następny, i zapraszam do Sb na dwa nowe rozdziały:
    http://gunsnroses-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze jak będą miała czas to wpadnę. Na feriach się rozleniłam, a teraz szkoła. Myślę, że szybko nadrobię u ciebie zaległości. :))

      Usuń
  5. Nowy na http://whole-whotta-love.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  6. wow, najlepszy. serio. dużo akcji, dużo się działo. NO I BYŁ JAYMZ. <3 chociaż tylko przez telefon, ale był. jasny chuj, nie mogę przestać myśleć o tym, co chciał jej powiedzieć. skoro piszesz w komentarzu, że nie jest w niej zakochany, to pewnie ma dziewczynę. a nie pisał listów, bo jest jakaś zazdrosna, pilnuje go itd.

    skoro Axl już wspomniał o tym, że chciałby zrobić karierę w LA jako piosenkarz,to pewnie się tam spotkają, za kilka miesięcy lub kilka lat.

    co ja mogę powiedzieć jeszcze? czekam na więcej. :)

    u mnie nowy: http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie go więcej. Coś cie się czepili go, ze albo się zakochała albo ma dziewczynę... Dobra i tak dowiecie się w następnym...
      Ale jeszcze nie wiem kiedy będzie... :(

      Usuń
  7. Nowy rozdział, zapraszam :):
    http://gunsnroses-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem, wiem, komentuję chyba milion lat po dodaniu, ale nie było mnie w Polsce na świętach i nie miałam jak nadrobić. :(
    Przepraszam, ale muszę to wygłosić drukowanymi literami: TEN ROZDZIAŁ JEST ZAJEBISTY. Naprawdę! Bardzo dużo nowych rzeczy się tu pojawiło i przede wszystkim akcja poszła o przynajmniej dwa kroki w przód. I znów czuję ten niedosyt, bo nie wiem o co chodziło Jamesowi. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że to coś złego. No cóż, na wyjaśnienie muszę czekać do następnego rozdziału. Będę gorliwie oraz cierpliwie oczekiwać. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. rozdział 7. zapraszam. :) http://all-roads-lead-to-hollywood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń