Trochę długi ten rozdział. Jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do pisania jako takich rozdziałów.
Dobra jeszcze mam pytanie. Czy ktoś czytałby opowiadanie o Metallice?
Rebecca:
Obudziłam się rano z mega
wielkim kacem. Każdy dźwięk rozpierdalał mi bębenki w uszach, a o pragnieniu to nie ma
co mówić. Myślałam, że wypiję pół Oceanu Atlantyckiego, tak więc poszłam do
kuchni wzięłam 5 litrową butelkę i wypiłam ją do połowy. Nagle do kuchni wpadła
mama.
- Dziecko, co
ty wczoraj robiłaś? Ale ty masz pragnienie. – Pokręciła niezadowalająco głową
na znak, iż jej się to nie podoba.
- Siedziałam z
kolegami i…
- Tak, wiem co
robiłaś!
- No mamo!
- Ja cię
rozumiem sama w twoim wieku tak robiłam, a popatrz jak jest teraz.
- No i czego
się mnie czepiasz. Ja się nie puszczam tak jak ty w moim wieku.
- Ale to było
moje życie i ja o nim decydowałam. I chcę cię przed tym obronić.
- Tak, ty i
twoja troska, mamo. Wiem, że się czepiasz, ale niepotrzebnie.
Wyszła, wreszcie. Miałam jej
dość. Ciągle myśli, że jak koleguję się z chłopakami to się puszczam. A tak nie
jest. Poszłam na górę, włączyłam moją ulubioną płytę i położyłam się na łóżku.
Izzy:
Właśnie wychodziłem z domu,
gdy zatrzymała mnie matka mówiąc, że ktoś do mnie dzwoni.
- Halo?
- Siema, Izzy.
Masz dzisiaj czas? – Powiedział Axl.
- Cześć. No
mam i co z tego?
- Ty, słuchaj
może poszlibyśmy dzisiaj do Reb? Jestem ciekawy, co by zrobiła jakbyśmy
zapukali do jej drzwi.
- Nie uważasz,
że to głupi pomysł? Wiesz jak na się mnie czepiła wczoraj jak wracaliśmy.
Myślałam, że pójdzie za mną do domu, bo tak się ‘bała’ o mnie.
- Oo widzę, że
cię polubiła.
- No, tak chyba
aż za bardzo polubiła.
- To było jej
pozwolić iść do siebie może byś skorzystał na tym.
- Kurwa,
debilu ona chciała iść tylko po to, bo nie miała z kim pogadać. Nie wiesz jaką
ona ma trudną sytuację w domu. I przy okazji nie wykorzystałbym jej. A taki
nie jestem.- Krzyczałem na niego.
- To idziemy
do niej czy nie?
- Dobra, ale
to twój pomysł żebym nie musiał się tłumaczyć przed jej starymi. Ok.?
- Ma się
rozumieć. Aż tak ma źle, że musi się tłumaczyć przed starymi?
- No
powiedzmy. Opowiem Ci jak będziemy do niej iść.
- Dobra. O
której i gdzie?
- Przyjdę do
ciebie.
- Tylko
uważaj.
- Nie ma
sprawy.
- Narka.
Rozłączyłem
się i wyszedłem z domu z Jeff’em (tutaj chodzi o psa). Chodziliśmy po
okolicznych łąkach. Spotkałem tam Reb.
- Cześć. – Powiedziała
pierwsza.
- Hej. – Odpowiedziałem.
Rebecca:
Nie no super,
a już myślałam, że ich nie spotkam. A tu mi Jeff wyskoczył. Dziękuje mu bardzo.
- Widzę, że
chodzisz z psem.
- Tak. Ty też.
I co z tego?
- Nic. – Jak
ja nie lubiłam spotykać ludzi jak chodziłam z Roxy. Nie miałam tematów do
rozmowy. –Sorki, ale głowa mnie boli i nie mam jakoś tematów do gadania. - Uśmiechnęłam
się przepraszająco. Roxy skoczyła mam mnie i wywaliłam się na trawę. – Idiotko,
coś ty najlepszego mi zrobiła? – Weszła na mnie i polizała mnie po twarzy. Jak
ona lubiła to robić, było to wkurzające, ale jak temu uroczemu psu zabronić to
robić. Wiedziała kiedy to zrobić, zawsze kiedy nie miałam tematu do rozmów,
albo jak nie miałam humoru. A teraz było to i to. Izzy zaśmiał się, mi tam nie
było do śmiechu. Ale co tam. „Życie jest po to żeby się bawić”. Roześmiałam
się.
- Widzę humor
dopisuje?
- No można tak
powiedzieć.
- To coś się
stało?
- Nie, oj tak.
Nie ważne… - Już nie wiedziałam co mówić. W końcu nie będę się wygadywać
jakiemuś tam Jeff’owi, którego znam dopiero drugi dzień o tym jak mi matka
ranek rozpierdoliła mówiąc, że niby się puszczam.
- Ktoś Ci
popsuł dzień?
- Tak. I to
jeszcze jak. – Wygadałam się. Mam wpierdol od samej siebie.
- To nie
ciekawie.
- A żebyś
wiedział. Nawet do domu nie chce mi się wracać.
- Rodzina?
- Można tak
powiedzieć. Oj dobra, nie będę się wyżalać.
- Śmiało,
opowiadaj.
- Nie, aż tak
dobrze cię nie znam żeby wszystko tobie mówić.
- No jak
chcesz.
Poszłam dalej
z psem, Izzy szedł za mną. Nie miałam nic przeciwko temu. W końcu jego pies
wyrwał mu się ze smyczy i pobiegł do mojej Roxy. Zaczęli się bawić,
uśmiechnęłam się na ten widok i brunet też. Podszedł do mnie i tak stał patrząc
na psy.
- Fajny widok.
Mój pies rzadko się bawi. – Zagadałam.
- Fajny,
fajny.
- A co ty taki
przymulony, co?
- Nie. Czego
miałbym być przymulony?
- Nie wiem, bo
jakoś tak się dziwnie zachowujesz. Jakby Ci pies zdechł.
- Ale nie
zdechł.
- To mów, co
Ci po główce łazi.
- Bo Will cię
polubił i ja cię też lubię.
- No to co?
- I chciał
przyjść do ciebie.
- No to w czym
problem? Bo ja nie wiedzę.
- Ale ja
widzę.
- Jaki?
- Wczoraj
wszystko mi powiedziałaś.
- Kurwa,
dlaczego ja się wszystkim wygaduje? I to jeszcze po pijaku. Ja pierdole.
- Czyli to
jednak prawda?
- Ale co ja Ci
wczoraj powiedziałam?
- No, że…
czekaj niech ja sobie przypomnę… - myślał i myślał. I nic nie wymyślił.
- No co?
- To, że u was
się nie przelewa. Rodzice ciągle się kłócą i czasami to przeżywasz oraz to, że
się ciągle czepiają ciebie o coś, a ty nie wiesz o co. Także wiesz… Potem
powiedziałaś, że jak będziemy się dłużej znać to powiesz mi więcej.
- Aaa to
dobrze, że tylko tyle. Aż mi kamień spadł z serca. Wiesz?
- Nie, nie
wiem. Jak to jest?
- No tak, że
masz taką ulgę.
- Wiesz nie
znam takiego uczucia.
No tak nie ma
to jak chłopaki. Oni nie mają uczuć, albo mi się zdaje. – Ty w ogóle masz
uczucia? – Zapytałam prosto z mostu, nawet nie zastanawiałam się nad sensem
pytania.
- Mam, jakieś
mam. A co?
- Tak się
pytam. – Mówiłam z pretensją. To brzmiało jakby chciał mi wmówić, ze nagle się
w nim zakochałam. Ja pierdole. Aż taka głupia to ja nie jestem, żeby zakochiwać
się w chłopaku poznanym wczoraj. – A tak w ogóle zapytam. To co ja wczoraj robiłam
jak odholowaliśmy Will’a do domu?
- Pamiętam
tylko to, że śpiewaliśmy piosenki Zeppelinów, gadaliśmy i pod koniec drogi
uparłaś się, że chcesz mnie podprowadzić. – Na jego twarzy zawadniał chytry uśmieszek tak jakby miał coś jeszcze do powiedzenia.
- Aha i tylko
tyle, bo to do mnie nie podobne?
- Powiedzmy…
- No weź, co
jeszcze robiłam?
- No chyba
tyle. Na pewno czepiłaś się mnie tego, że idę sam po ciemku do domu i chciałaś
mnie zaprowadzić do niego. Jak się uparłaś to nie chciałaś odpuścić.
- Eee to
nieźle. Wszyscy mi mówią, że jestem uparta, ale żeby aż tak. To nigdy.
- Nigdy nie
mów nigdy.
- No co ty nie
powiesz?
Nic się nie
odezwał, ja z resztą też. Patrzyłam na psy biegające po wysokiej trawie.
W końcu po kilkunastu minutach przybiegła do
mnie Roxy z Jeff’em. Zapięłam psa i szłam w stronę domu. Izzy złapał mnie za
ramie i obrócił tak bym na niego patrzyła. Przestraszyłam się.
- Mogę później
wpaść do ciebie?
- Nie ma
problemu.
- Tylko jak
coś to dzisiaj się nie widzieliśmy, Ok?
- Ok.
Poszłam z psem
do domu, nikogo nie było. Ucieszyłam się. Nie musiałam słuchać kazań na temat „
jak ja jestem, jaka będę, jaka była ona i jak jest teraz”. Wkurzała mnie tym
całym gadaniem. Nastawiłam wodę na kawę i siedziałam na blacie kuchennym. Zamyślałam
się, z tej czynności ‘obudził’ mnie dźwięk piszczącego czajnika. Zalałam kawę i
poszłam z nią do salonu. Zasnęłam. Chyba naprawdę wczoraj przebalowałam, bo
nigdy tyle nie śpię.
Obudził mnie
dzwonek i pukanie, a właściwie to walenie pięścią do drzwi. Wstałam i poszłam
do nich. Kogo tam ujrzałam to można było się spodziewać. Stał to nijaki Will
oraz jego kolega Jeffrey. Z niechęcią otworzyłam im drzwi na twarzach chłopaków
gościły uśmiechy.
- Nie macie
kiedy przychodzić? – Zapytałam z pretensją.
- Nie. – Odpowiedział
rudy.
- A mogę
skopać wam tyłki?
- Nie.
- A znasz
jakieś inne słowa oprócz ‘nie’?
- Tak.
- Oooo…
Postępy robisz kolego. Ile jeszcze znasz słów?
- Ej, weź go
nie denerwuj, bo czasami potrafi być niebezpieczny. Jak coś ja cię tylko ostrzegałem.
– Wtrącił się Izzy.
- Ma się
rozumieć. Aż taka wredna to nie jestem. – uśmiechnęłam się do nich.
- No, ja nie
wiem.
- Coś
sugerujesz?
- Nie.
- Jak widzę,
że tak. Nie rób ze mnie idiotki.
- Ty, ona na
serio jest uparta. – Przerwał mam Axl.
- No właśnie
widzę.
- O ty umiesz
mówić.
- Nie, nie
umiem, wiesz? – W odpowiedzi 'strzeliłam' facepalma. Roześmiali się.
- Ej, no będziecie tu tak stać, czy wchodzicie
do środka póki was zapraszam?
- A to
wchodzę. Nie wiem jak on? – Po tej odpowiedzi rudy wszedł do środka.
- Idziesz?
- Zapytałam bruneta.
- Tak, już.
Pokręciłam
głową. Wszedł do domu. Poszliśmy do kuchni. Podałam im coś do picia.
Siedzieliśmy i gadaliśmy. Gadaliśmy i piliśmy. Wreszcie Jeff spytał:
- Masz tu
jakieś taśmy z koncertami?
- Jakieś tam
mam. A co?
- Pooglądamy,
bo głupio tak siedzieć i tylko gadać.
- A to spoko.
Idę pogrzebać w szafkach i może cos znajdę.
Wyszłam kuchni i szłam w kierunku salonu. Zatrzymał
mnie Will.
- Czekaj. Mogę
poszukać z tobą?
- Dobra. To
chodź.
-
Dlaczego jesteś taka uparta?
- A dlaczego o
to pytasz?
- Tak z
ciekawości.
Stanęliśmy
przy drzwiach pokoju chciałam puścić Will pierwszego, ale uparł się, że jestem
kobieta to mam pierwszeństwo. Weszliśmy dyskutując o muzyce, a temat mojego
charakteru poszedł w dal. Stojąc przy szafie z kasetami kazałam mu poszukać
czegoś po prawej stronie. Ja sama szukałam od lewej w końcu stuknęliśmy się ramionami.
- I co nic nie
znalazłeś?
- Nie, chociaż
czekaj, - przejrzał jeszcze raz półkę. – O, mam. Areosmith?
- Yhym.-
Wzięłam od niego kasetę i włożyłam ją do odtwarzacza. – Zawołasz Izzy’ego?
- Ej, Izzy
idziesz oglądać ,czy będziesz siedział cały czas w kuchni. – krzyknął.
- Już idę!
- Proszę nie
krzycz. Czego on taki zamulony?
- Nie wiem,
cały czas jak jest ze mną jest taki zamulony.
- Aha.
Izzy wszedł do
salonu rozglądając się po nim.
- Jeju, ale
fajny salon.
- Normalny,
jak każdy. Siadaj, bo zaraz się wywalisz od tego patrzenia na ściany. – Wstałam
od magnetowidu i siadłam między will’em, a Jeff’em.
- Ej, no. – Oburzył
się brunet.
- Co mam sobie
iść na fotel? – Spytałam ze sztucznym smutkiem w głosie. Rudy roześmiał się.
Wstałam z miejsca.
- Nie! -
Zatrzymał mnie rudy.
- Mówiłam Ci
żebyś nie darł swojego pięknego ryjła.
- Jak on nie
chce to chodź do mnie na kolana.
- Ej, no nie
tak łatwo kolego. Na to trzeba sobie zasłużyć. – Teraz to ja zaczęłam mówić z
pretensją.
- Oj, no weź.
- Co mam
wziąć?
- No nie wiem.
Zobaczę później.
- To czekam z
niecierpliwością. – Uśmiechnęłam się.
- Oj no chodź
do mnie.
- Nie! Nie
zasługujesz na to. Za krótko się znamy.
- Ale się
poznamy.
- Zobaczymy. –
Wystawiłam mu język i siadłam na fotelu.
- I co lepiej
Izzy? – Zadał pytanie brunetowi.
- Tak. –
Spojrzałam na nich złowrogim spojrzeniem. Nie doczekując się odpowiedzi.
Film zaczął
się już dobre 10 minut wcześniej, a my dalej siedzieliśmy w ciszy.
- Boże,
dlaczego tu tak cicho? – Zapytałam.
- Nikt tu
Bogiem nie jest.
- To, to już
wiem. Wczoraj się przekonałam.
- Nikt nie
jest święty.
- No nie jest
i nie będzie.
- Dobra ludzie
oglądacie, czy mam słuchać waszej rozmowy? – wtrącił się Izzy.
- Kurwa
oglądasz ten koncert?
- Próbuje, ale
mi nie wychodzi, bo gadacie.
- To nie
słuchaj nas. Problem?
- Nie, ale
może trochę ciszej, co?
- Nie macie
gdzie się kłócić?
- Nie! –
Krzyknęli razem. Czy oni muszą krzyczeć? Uszy mi rozpierdolą.
- Kurwa nie
krzyczcie, bo mi uszy rozpierdoli.
- Dobra ja się
zamykam. – Powiedział Axl. Wreszcie to trzech próbach udało mi się wytłumaczyć
rudemu żeby nie krzyczał.
Oglądaliśmy
ten koncert w tej chorej atmosferze. W końcu nie wytrzymałam i wyszłam z
pokoju. Usłyszałam kroki za mną, gwałtownie odwróciłam się i ten ktoś poleciał
na mnie, wywalając nas na podłogę.
- Coś ty
najlepszego zrobiła?
- Ja?
- Tak ty. – No
tak, był to rudy.
- Odczep się
ode mnie.
- Co ci się
stało?
- Nic. Nie
mogę iść do kibla?
- Eee no
możesz.
- To, w czym
problem?
- Bo ten
głupek psuję całe oglądanie koncertu.
- No wow! Nie
wiedziałeś?
- Wiedziałem,
ale zaczyna mnie to wkurzać.
- Nie tylko
ciebie. Dobra mogę wejść sama?
- A tak, już.
Idę sobie.
Zaśmiałam się
pod nosem. Jak on będzie tak za mną łaził to
go chyba zabiję. No ile można?
Wychodząc z łazienki usłyszałam krzyki
chłopaków. Pobiegłam do salonu, zobaczyłam jak Izzy stał pod ścianą, a Axl
trzymał wazon na głową. Nie wiedziałam co zrobić, czy roześmiać się jak idiotka
na środku salonu, czy zacząć płakać. I tak połowa salon było rozwalonego.
- Kurwa, co
wyście tutaj narobili? Aż tak się wam nudzi? Poprawić wam humor? Axl odbiło ci
naprawdę? Mam wam wpierdolić obydwu? Macie przestać i posprzątać mi dom!! –
Wszyscy patrzyli na mnie jakby zobaczyli jakiegoś diabła, czy coś. Byłam nieźle
wkurwiona. – Was się nie da zostawić na 5 minut samych. Zachowujecie się jak
małe dzieci.
- Mówisz jak
moja ciotka. – Powiedział rudy.
- Masz coś
jeszcze do powiedzenia, czy już skończyłeś? Może i ma rację. To teraz bierzcie się za
sprzątanie salonu, bo jak rodzice tutaj przyjdą i to zobaczą to mnie zabiją.
- Dobra tylko
się uspokój.
- Ja mam się
uspokoić? Hahaha uspokoić? Powaliło cię chyba? Wiesz co wy zrobiliście?
Rozwaliliście najcenniejszy pokój w tym domu.
- O kurwa. Że
co?
- Nie ‘ o
kurwa’ tylko sprzątacie to, czy mam to sama zrobić przy tym wywalając was za
drzwi i dając psu do zjedzenia?
- Nie tak
ostro, co? – Powiedział William.
- A jak? Wam
naprawdę się popierdoliło w główkach!
Z tego
patrzenia się na to i darcia na chłopaków, aż siadłam na przewróconej przez
nich kanapie i rozpłakałam się. Podszedł do mnie Jeff i zaczął coś mówić. Nie
wracałam na to większej uwagi. Coś tam paplał o tym, ze to posprzątają, że
zaczął Will i żebym nie płakała. Spojrzałam na niego jak na idiotę, odsunął się
ode mnie i spojrzał na mnie z litością.
- Izzy idziesz sprzątać, czy będziesz się na
nią gapił?
- Zaraz.
- Zaraz to
taka wielka bakteria. Rusz się, samo się nie posprząta.
Wstał i
poszedł sprzątać.
- Gdzie masz
jakąś zmiotkę, czy coś? - Zapytał po chwili.
- Czekaj zaraz
przyniosę. – Poszłam do kuchni wzięłam to, o co mnie prosili. Dałam im i
poszłam do pokoju. Miałam ich serdecznie dość.