niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 34


To ten... Dodaje rozdział i szykuję już kolejny na lekcjach, czyli może się pojawić na tygodniu lub na weekendzie :). Zależy to od enterów :D. Wiem, że to jest krótkie, ale jakoś wyszłam z pisania długich rozdziałów. Przepraszam.
To zapraszam do komentowania :D. I macie tekst mojego nauczyciela od edb jak opowiadał nam o broni:
- Wszystko może być bronią.
Czyli zabije Jamesa parasolką xD? - pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy.

To czytajcie i komentujcie i nie wiem co jeszcze, ale zapraszam :D.


- Chyba nie – wyszczerzył się blondyn, widziałam go profilem. Podeszłam jeszcze bliżej nich.
- Ale na pewno? – zapytałam dla pewności. Odwrócił się przodem do mnie. Jego blond szopa zaczęła wiać razem z wiatrem.
- Tak - upewnił mnie, kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Ale jakoś specjalnie nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Sama kiedyś jeździłam na desce. Tak, jak miałam z 13-14 lat i czasami z Jeffem na roku szkolnym. Więc wiem jak to się wyjebać z deski i skręcić sobie kostkę nawet o tym nie wiedząc. Ale kostka to nie kolano, więc co się przejmujesz? A się przejmuję, bo... Bo... Bo sama nie wiem. Jakaś nadopiekuńczość, czy jak? Na to wygląda. Wzruszyłam ramionami i pomogłam razem ze Slashem wstać temu blondasowi. Chwile jeszcze potrzymał się za to swoje kolano, a potem wyprostował się.
- Chyba mi już przeszło - zamruczał pod nosem i wziął w rękę deskorolkę. Nagle poczułam chęć pojeżdżenia na tym. Zaczęłam patrzeć się na nią jak zahipnotyzowana. Wreszcie mulat zaczął znacząco chrząkać, podniosłam głowę.
- Umiesz jeździć? - spytał blondyn.
- Kiedyś umiałam, jak byłam młodsza - odpowiedziałam obojętnie, spojrzeli na mnie ciekawsko. - No co?
- Nic... - Mógłbyś się przedstawić - zaproponował Slash blondynowi.
- Yyy... No w sumie tak - złapał się za tył szyi. - Jestem Steven - przedstawił się.
- Rebecca - uśmiechnęłam się i oboje w tym samym czasie podaliśmy sobie dłonie. We trójkę wybuchliśmy śmiechem.

Pół godziny później Steven przypominał mi najróżniejsza "akrobacje", a Slash jeździł na swoim BMXie. Przypomniało mi się, że gdzieś w domu mam schowaną deskę, bo chyba z dwa lata temu mama przywiozła mi ją z Lafayette.
- Chłopaki! - krzyknęłam podjeżdżając pod nich i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wjechałam w rower Saula mało co nie zderzając się z chłopakiem. Parsknęli śmiechem, a ja się zawstydziłam. - To ten... Miałam do was małą sprawę - wstałam z podłoża.
- Jaką? - zapytał mulat.
- Wal śmiało - powiedział blondynowaty.
- Bo ten... Gdzieś w domu mam deskę i ten... Mogłabym po nią pójść? - w końcu udało mi się to powiedzieć
- Jasne, a daleko mieszkasz? - zapytał Steven.
- Yyy... No na Bel Air - odpowiedziałam. Do domu było ponad godzinę, ale jakby się pośpieszyć to z pół by wyszło.
- To tak trochę daleko - podrapał się po głowie Slash. - Możemy pójść z tobą - zaproponował.
Zgodziłam się i ruszyliśmy pod mój dom. Droga zajęła nam jakoś ponad pół godziny przy miłej rozmowie o muzyce, sporcie, mieście i o wszystkim o czym można było porozmawiać.
Szukanie deski zajęło mi godzinę. Nie chciało nam się wracać więc pojechaliśmy na plaże na Santa Monica. Siedzieliśmy tam do późna, późno też wróciłam o domu.

 ***

Zadzwonił do mnie telefon. Nawet nie spodziewała się go o tej porze i w tym dniu. Wszyscy znajomi mówili, ze nie mają czasu, przy okazji nawet ja nie miałam czasu. Dzisiaj dowalili nam prac pisemnych, zwłaszcza z angielskiego i historii.
- Halo? - podniosłam się z łóżka, właściwie to wychyliłam głowę zza niego i podniosłam słuchawkę telefony, który leżał pod łóżkiem.
- Hej, Reb. Idziesz na nasz koncert? - usłyszałam głos Jamesa. Moja reakcja  na słowo "koncert": O Boże... Znowu? Nie mam co robić tylko chodzić na koncerty?
- A kiedy jest? - zapytałam bez entuzjazmu. - I gdzie? - chłopak tylko coś burknął.
- Dzisiaj, wieczorem. U nas w Troubadour. To chyba będzie nasz ostatni koncert przed wyjazdem do San Francisco. Nawet Cliff przyjedzie - wytłumaczył. Aż się ucieszyłam. Zawsze chciałam poznać Cliffa, podobno wymiatał na basie.
- To wiesz co... - zaczęłam kombinować hamując swój zaciesz cisnący się na moją twarz. - Wiesz co... Pójdę z wami... - teraz było już słychać ten mój entuzjazm w głosie.
- To przyjedziemy po ciebie koło... Eeee... Osiemnastej - rzucił. - To do zobaczenia.
- Do zobaczenia - powiedziałam rozłaczając się. Spojrzałam na zegarek, aż się przestraszyłam. Wskazywał godzinę 17. Mam godzinę na zebranie się. O mój Boże. Ale ja nie wyglądam. Nawet nie jestem ubrana. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Związałam włosy w wysokiego kucyka, umyłam twarz i wyszłam z łazienki. Z szafy wybrałam bluzkę z czaszką Misfits, czarne podarte spodnie. Pomalowałam oczy czarną wyrazistą kreską i wypudrowałam lekko twarz. Po kilku minutach zeszłam na dół domu i zaczęłam wiązać swoje długie glany. Potem tupiąc po całym domu zjadłam jabko, popiłam sokiem pomarańczowym. Kilka sekund później usłyszałam trąbienie samochodu. Zgasiłam światło w kuchni i zakladając ramoneskę wyleciałam z domu. Jednak w połowie drogi klepnęłam się w twarz. Usłyszałam śmiech chłopaków. Wróciłam się i zamknęłam dom przy okazji zabierając naszykowane pieniądze. Po kilku sekundach wsiadłam do wana, który należał do zespołu.
- Wreszcie... - westchnął Dave.
- Coś ci nie pasuje? - zapytałam z pretensją w głosie.
- Tak - odpowiedział pożerając mnie wzrokiem. Od zawsze jakoś nie za specjalnie się dogadywałam z tym rudowłosym człowiekiem.
- Skończyliście już? - odezwał się James.
- Tak - spojrzeliśmy na siebie wściekłym wzrokiem i razem odpowiedzieliśmy.
- To może dla pewności zamienię się miejscem z Davem. Żebyście się tam z tyłu nie pozabijali - zaproponował Lars.
- Z chęcią, przynajmniej będę miała z kim porozmawiać - zgodziłam się. Lars wyszedł z samochodu, po nim Dave. Kiedy wsiedli spowrotem do samochodu ruszyliśmy śpiewając Diamond Head z kasety, którą włączył Jaymz w trakcie kiedy oni robili wymianę. Po kwadransie byliśmy na miejscu. Wszyscy wysiedliśmy z wana i ruszyliśmy do środka baru. Ich menadżer dał nam przepustki. Dziwne, że wiedział o mnie.
- Kiedy wasz koncert się zaczyna? - zapytałam chłopaków. Dave na mnie głupio spojrzał, Lars wzruszył ramionami, a James mi odpowiedział:
- Planowany jest na 19:30, ale nie wiadomo kiedy będzie na miejscu Cliff.
- Aa okej - pokiwałam głową, rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Jakoś za specjalnie to tu nie było, ale atmosfera tutaj panująca jest niezwykle miła jak na bary.


9 komentarzy:

  1. Rozdział <3
    Znowu nie mam weny na długi komentarz, ale chyba już się przyzwyczaiłaś :D
    Slash i Steven jako skejci, ambitnie ;3
    Kilka błędów było, jakieś końcówki najczęściej zjadałaś, ale to nic.
    Dobra, kończę :D
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy się poprawi :D.
      Ale to ze Stevenem to akurat prawda, i to, że Slash jeździł na BMXie też. :D

      Ty mi nie kończ, tylko pisz komentarze :D. Lubie czytać :D

      Usuń
    2. To takie .. Nie do ogarnięcia, że najpierw byli skejtami, a potem grali w kapeli hard rockowej :D
      Przepraszam, że piszę takie krótkie komentarze, ale no, szkoła. Właśnie 'czytam' Pana Tadeusza i załamuję się coraz bardziej z każdym kolejnym wersem, ratuj ;_;
      Ale będę się starać, żeby pisać jakieś dłuższe, skoro lubisz je czytać ;3
      Pozdrowienia od Soplicy, zią.
      ~ K.

      Usuń
    3. Nie mogę ratować :(. Musisz to przeżyć. Ja tam mam Biblie i wielkie wypracowanie na temat jej ponadczasowości. Zabij...
      Ja bardzo lubię, wręcz uwielbiam czytać czyjeś komentarze :D.

      Usuń
    4. Nie zabiję, bo kto wtedy pisałby zajebiste rozdziały? ;3
      I tak, jakoś przeżyć muszę. Ewentualnie olać książkę i przeczytać streszczenie. Nie rozumiem dlaczego, ale zwykłe książki pochłaniam w setkach, a lektur jakoś nie mogę. Bywa :D
      ~ K.

      Usuń
    5. Też tak mam. Ostatnio to pochłaniam książki na lekcjach, zwłaszcza na historii. Z lekturami to u mnie jest ciężko. Mam coś w charakterze, że jeżeli mi ktoś coś narzuca to tego nie zrobię. Dziwne... Ale jakoś tak jest :D.

      Usuń
  2. Juz to kiedyś pisałam, ale napisze znów - jak zaczynałaś pisać, to tak trochę męczyłam te rozdziały, próbowałam czytać, ale mi schodzilo długo, bez rewelacji... Ale cieszę się, że nie porzucilam Twojego bloga, bo z rozdziału na rozdział jest co raz lepiej i chociaż jeszcze niedawno zdarzało Ci się czasem przynudzac, to jednak już czyta się to bardzo fajnie, szybko i przyjemnie, a ten rozdział wręcz z uśmiechem na ustach. :D serio, ten mi się mega podoba. ;) I ten... Dave'a też nie lubię..xDD I czekam aż pojawi się Cliff, bo ja Go uwieeelbiaam i tak mi się marzy, żeby na basiczce kiedyś jak On grać. :3 Bo na razie to bas kaleczę, ale w sumie odkąd z zespołu odeszlam, to nawet nie mam okazji, żeby na basie pograć, bo swojego nie mam. :( Za to jutro dostaję z powrotem mój piecyk do gitary i znów będę mogła wkurwiac sąsiadów B) ALE PO CO JA TO PISZĘ?? xDD No nieważne, Steven i Slash <3 Dziękuję za rozdział, czekam na kolejny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dzięki. Cieszy mnie to to bardzo, że fajnie się czyta to coś :).
      No nie tylko ty uwielbiasz Cliffa. Ja to ogólnie chciałabym grać na basie. I przynajmniej masz gitarę i umiesz na niej grać, a ja? Ja miałam raz w życiu gitarę akustyczną w rękach :(. To smutne... Ale prawdziwe...

      Usuń
  3. Ej noo,kiedy kolejny? :c

    OdpowiedzUsuń