niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 40

 Jest i czterdziesty. Nie wiem jak zdążyłam go napisać, ale jestem z siebie dumna, ze w tak krótkim czasie. Chyba nie ma go za dużo. Ale kolejny będzie lepszy. Plus, Reb postara się Wam wytłumaczyć kim jest Andy :).
Cóż, mimo zapierdolu w życiu prywatnym, zapraszam do czytania :).
Napiszcie, czy ktoś to czyta. Mam wrażenie, że się poobrażaliście.



Godzina jedenasta... A ja dalej leże w łóżku. Głowa mnie rozpierdala, a nogi oraz inne kończyny nie chcą funkcjonować tak jak ja chce. Muszę wstać w końcu z tego wyrka, umyć się, dopakować ubrania, zjeść coś i jeszcze dojść do dworca. A mam tylko 2 i pół godziny do wyjścia z domu. Jaka masakra.
Siadłam od niechcenia na tym łóżku, a światło zza okna dorwało się do moich oczu. Potworny ból ogarnął moją głowę, a ja poczułam się jeszcze gorzej niż po tym jak otworzyłam oczy. To było bez sensu. Biedny kac, biedna głowa, biedna ja... Leniwie sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer do pizzerii, złożyłam zamówienie, podałam adres, a osoba po drugiej stronie obojętnym głosem oznajmiła mi, że za 30 minut do godziny powinni mi dostarczyć jedzenie.
Po odłożeniu słuchawki zabrałam się za wstanie z łóżka i poranną higienę. To był dopiero wyczyn. Z miłą i ogromną chęcią pojechałabym tam w piżamie. Podśpiewując sobie pod nosem Led Zeppelin wyciągnęłam z szafy najwygodniejsze jeansy, czarną bluzkę z Zeppelinami oraz bieliznę. Wyszłam jeszcze na balkon żeby ogarnąć pogodę. Mimo rażącego w oczy słońca było ciepło i wiał chłodny wiaterek z morską bryzą. Dopadł mnie dobry humor zanim weszłam do środka domu, a potem łazienki.
Bez zastanowienia odkręciłam kurek z ciepłą, jak i zimną wodą. Z pokoju przyniosłam ubrania, śpiewając na głos Whole Lotta Love. Nawet nie wiedziałam co do czego, ale śpiewałam. Do głowy wpadł mi świeżo wydany album Metalliki. Z taką metalową dyskoteką weszłam do wanny pełnej letniej wody. Rozsiadłam się w niej, zamknęłam oczy i całkowicie oddałam wodze fantazji...
- Hej Reb! - tuż przed drzwiami pociągu stał wysoki niebiesko blondyn z włosami po łopatki i uśmiechem od ucha do ucha.
- James! - krzyknęłam i mało co nie puszczając torby przytuliłam się do chłopaka. - Jak my się dawno nie widzieliśmy - rzuciłam  jeszcze bardziej wtulając się w przyjaciela. Ogarnęło mnie miłe uczucie widząc znajomą twarz po przejechaniu tylu kilometrów. - Dziękuję, że po mnie przyjechałeś - spojrzałam mu w oczy.
- No chyba dziękuj nam wszystkim, co? - usłyszałam znajomy głos tuż po mojej lewej stronie. Lars? Ten mały skurwiel pchający się do wszystkiego z gębą? Odwróciłam głowę w jego stronę. No tak, jakby to byłoby możliwe, że byli sami? Nie! To nie byłoby możliwe. Za Duńczykiem stał Cliff i Kirk.
- Lars! - krzyknęłam i poleciałam do szatyna. Jego też objęłam, ale i podniosłam do góry. Zawsze się z tego śmialiśmy, jak ktoś podnosił Larsa do góry, a on się złościł i kazał żebyśmy go puścili. Tak było i teraz.
- Reb, zjebie, puść mnie! - krzyknął mi do ucha.
- Nie musisz mi się drzeć do uszu. Głucha nie jestem. A i przy okazji... To sam się puść - uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziałam, że to wywoła u nich salwę śmiechu, i tak było.
- To jak mnie postawisz na ziemię to pójdę się puścić, mimo że dziwką nie jestem - odrzekł, a ja się zaśmiałam...
Znowu ten cholerny dzwonek do drzwi. Oni chcą żeby mi bębenki w uszach i głowa pękły, czy jak? O cholera! To moja pizza.
Najszybciej jak mogłam wyszłam z wanny, zawinęłam się w duży ręcznik i zbiegłam na dół, mało co się przy tym nie wywalając na kafelkach oraz dużo klnąc. Wreszcie przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je prawie, że na oścież. Moim oczom ukazała się postać, którą skądś znałam. Te indiańskie rysy, długie czarne włosy, miły uśmiech i prawie że idealna sylwetka. To mogła być tylko jedna osoba.
- Andy? - zapytałam zdziwiona mało co nie otwierając szczęki tak samo jak drzwi przed chwilą. Dobrze, że ręcznik był założony i nie musiałam trzymać go w dłoniach.
- We własnej osobie, Reb - odpowiedział z taką jakąś iskierką... Mhm... Tak jakby chciał flirtować, czy coś. Wzrokiem przeleciał przez całą długość mojego ciała. Z zadziornym uśmiechem na jedną stronę ust zapytał:  - Miła niespodzianka dla nas obojga, co?
Dalej nie mogłam uwierzyć, że on rozwozi pizzę. A taka tam niespodzianka.
- No bardzo - powiedziałam JESZCZE miło. Gdyby nie to, że jestem w samym ręczniku byłabym zadowolona, że widzę go zaledwie kilka godzin po tym jak się rozstaliśmy. - Ile jestem winna za pizzę? - zapytałam prosto z mostu i zaczęłam rozglądać się za moim portfelem z wyraźną ciekawością. Chciałam jak najszybciej z powrotem wrócić do wanny i jak najszybciej pozbyć się chłopaka z przed drzwi mojego domu. Nie miałam całego dnia.
- Z miłą chęcią oddałbym ci ją za darmo... - znowu się zaczyna o tej mojej jestem chudości oraz, że powinnam więcej jeść... Nie znoszę tego... Mów szybko, bo woda mi stygnie!
- Hej, no mów. Nie mam całego dnia - zawołałam.
- Jasne - odburknął cicho. Spojrzałam wyczekująco żeby podał mi tą cenę. Po kilku sekundach powiedział. Kazałam mu jedzenie postawić na najbliższym stoliku, a sama poszłam do kuchni po pieniądze. Pod słoikiem na słodycze stał mały drewniany pojemniczek po herbacie, w którym z mamą trzymałyśmy drobne oszczędności. Nikt by nie wiedział, że w tym małym czymś mogą być pieniądze. To jest myśl! Wyciągnęłam z pudełeczka 10-cio dolarówkę, wyszłam z kuchni i podałam ją mojemu koledze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pizza leżała na stoliku w salonie.
Andy z kieszeni zaczął wyjmować pieniądze. Niby reszta?
- Ej no, bez reszty - rzuciłam dalej patrząc na jego rękę. Jakoś nie miałam zwyczaju do zabierania reszt dostawcom jedzenia. Zawsze resztę mieli dla siebie. Lubiłam pomagać ludziom.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytał tak nagle, zatrzymując się przy drzwiach. Czemu nie? Sam Andy był fajny, fajnie się z nim rozmawiało, śmiało i w ogóle. Tylko wyjdę po tym jak wrócę od Metalliki.
- Jasne - odpowiedziałam wesołym głosem, który brzmiał zbyt obiecująco. Przynajmniej dla mnie.
Pożegnaliśmy się. On sobie poszedł, a ja trzasnęłam drzwiami i z zadowoleniem poszłam do łazienki przy okazji zabierając pizzę ze sobą.
Pudełko postawiłam na skraju wanny, spojrzałam na zegarek. 11:44. Oh, no świetnie.
Wygodnie oparłam się o brzeg wanny, a będąc w głębokim zamysłemiu jadłam swoje "śniadanie". Po połowie pudełka stwierdziłam, że starczy ze mnie. Zamknęłam je, a potem zgrabnie zrzuciłam. Umyłam się.
Wyszłam z wanny, owinęłam ręcznikiem i podeszłam do lusterka. Widok mnie za specjalnie nie zaskoczył. Tak jak codziennie zobaczyłam tą samą Reb - tą z podkręcanymi blond włosami prawie po sam pas, w dużymi brązowymi oczami i... I w jakoś świetnym humorze pomimo kaca i ogólnie rozpierdolu po nocy. Ale przynajmniej na mojej twarzy widniał uśmiech spowodowany samą myślą, że za kilka godzin spotkam moich dawnych kumpli.

12:25. Jeszcze godzina i pięć minut do wyjścia. Uf.
Muszę tylko ładnie spakować te ubrania i jakieś jedzenie na drogę.
W końcu nie będę głodować całą drogę. Przy okazji też wątpię, że chłopaki mają w lodówce coś więcej niż światło.
Chyba pójdę jeszcze do sklepu i zrobię małe zakupy.


 - Przepraszam, która godzina? - zapytałam poddenerwowana osobę stojącą  przede mną w kolejce do kasy i przy okazji tupiąc swoimi glanami o płytki. Kobieta śmiała się odwrócić i odpowiedzieć zniesmaczoną miną. - Jest 14:25.
Ale o co chodzi? Czy na prawdę aż tak źle wyglądam? Jeszcze zrozumiem, że jak idziemy z Madley to wszyscy starzy ludzie mówią, że jesteśmy szatanami, ale to to już lekka przesada.
- Dziękuję - podziękowałam, mimo, że miałam ochotę jej przywalić. Jednak rodzice mnie wychowali i nie będę złośliwa dla obcych ludzi. Tak. Dla obcych. Bo dla bliższych znajomych mogę.
Jeszcze mam 35 minut do startu pociągu. Uf, na szczęście!
Za zakupy szybko zapłaciłam, wszystko spakowałam do torebki i poleciałam na dworzec. Mimo, że bilet kupiłam jakieś 20 minut temu to musiałam sobie zająć jakieś wygodne miejsce, tak? To chyba proste i logiczne.
Pociąg był już podstawiony na tor i ludzie powoli wchodzili do niego.
Spojrzałam na mój bilet. Napis na dole wskazywał, że miejsce mam w wagonie nr 5. Teraz spojrzałam na te metalowe puszki, które wożą ludzi na drugi koniec stanu, jak nie kraju. Akurat mój wagon był pośrodku. Ucieszyłam się z tego powodu. Zawsze się bałam, że jak będę gdzieś na końcu to wagon się odepnie i zostanę z panikującymi ludźmi gdzieś w polu albo na pustyni. Ale na szczęście nie.


Okazało się, że ten cholerny pociąg ma "małe" opóźnienia i w San Francisco będziemy dopiero przed dziesiątą. A mi się spieszy do tych pojebów. Chce zobaczyć te ich schlane twarze. Wyruszyliśmy chwilę po 15. Jak wyjechaliśmy z Los Angeles w pociągu pojawił się kontroler. Oh, jak miło. Kilka minut później było po kłopocie.
Poczułam się zmęczona. W sumie nie dziwię się skoro do domu przyszłam dopiero po 4 nad ranem. Muszę to odespać w końcu. Ułożyłam się wygodnie w fotelu, zamknęłam oczy i... I sami wiecie o co chodzi.

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Postanowiłam przeczytać i skomentować, ponieważ mam wolną chwilkę :)
    Mam nadzieję, że nie obrazisz się za szczerą opinię, a weźmiesz ją sobie do serca. Widzę tutaj... no będę szczera masę błędów, zwłaszcza stylistycznych. Jeżeli piszesz opowiadanie w formie liryki bezpośredniej to broń się Boże od czasowników typu: wyjebałam się, wypierdoliłam się. To jest niewybaczalny błąd. A propos wtrącę, że pisze się "leżĘ i chcĘ" niemiłosiernie rzuca się w oczy xD. Widzę też dużo powtórzeń w stylu; słowo "że" występuje więcej niż jeden raz w zdaniu (tak samo inne słowa... staraj się pamiętać o synonimach!:D). Radzę Ci pisać liczebniki: "trzydzieści (minut)" słownie, a nie liczbą (tak samo jak wiek). Ah! Jak już wspomniałam skoro piszesz w narracji pierwszoosobowej to nie potrzebujesz kursywy! Przecież to wszystko to są przemyślenia wewnętrzne głównej bohaterki, to po co? Uważaj też na czas w jakim piszesz :)!

    Pozdrawiam i życzę weny!
    : ))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, dziękuję za taką krytykę. Wiesz, to taka wielka odmiana od tego jak wszyscy piszą, że jest świetnie i ogólnie. Ale tak się cieszę z tej krytyki. I wiesz co? Wezmę sobie Twoje słowa do serca i w kolejnych postaram się lepiej pisać, jak i to co teraz jest zmienić.
      Jejku, na prawdę dziękuję :)

      Usuń
    2. Ojejku ja się cieszę, że ktoś potrafi to z klasą przyjąć xD! Moje subiektywne zdanie na temat bloga to po prostu trening do egzaminów, zatem każda najmniejsza wzmianka o błędach jest wręcz pożądana :D

      Usuń
    3. Dziwne jakby ktoś nie umiał widząc w koło tylko same 'jest świetnie', 'jest dobrze' i ogólnie. Kurczę, to na prawdę się przydaje, powiem Ci :).

      Usuń
  3. Możesz mnie informować na GG (5609126), albo wcale, bo w sumie i tak przeczytam. xD
    No i tak... Za każdym razem Ci piszę, że co raz lepiej Ci idzie... No to co raz lepiej Ci idzie. xD A te błedy, o których Hate pisała wciąż są, ale w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś :)
    Andy jest zajeeebistyy, chcę takiego :3
    I czekam, aż w końcu dotrze do Metalliki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No więc... Przez jeden wieczór udało mi się zrobić to, co nie udawało się przez ostatnie parę miesięcy xd Czyli napisałam rozdział. Jest też drugi, z nowego opowiadania, lecz nie wiem czy to Cię zainteresuje... W każdym razie zapraszam :) (tak, wiem, że DAWNO nie komentowałam ani nic, ale miałam zepsutego kompa a na drugim nie udawało mi się nawe zalogować) http://see-you-in-better-life.blogspot.com
    :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, ja kiedyś u Ciebie czytałam. Może w weekend majowy znajdę troszkę czasu i wpadnę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :) http://see-you-in-better-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem czy chcesz bym Cię informowała słońce, ale trudno. Najwyżej usuniesz.
    U mnie nowy._. Taki wiem, strasznie długo to trwało, a rozdział jest beznadziejny. Przepraszam :/
    http://whispers-and-weep.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń